poniedziałek, 27 lutego 2017

Rozdział VII

(Stefan)
Po treningu poszedłem z Manuelem do pobliskiej knajpy na małe piwko. Małe, ponieważ nie możemy bardzo się upić, bo jutro kolejny trening, a poza tym musimy obmyślić jakąś strategię działania. Weszliśmy do środka i od razu złożyliśmy zamówienie. Usiedliśmy przy wolnym stoliku.
-To teraz mów czego się dowiedziałeś. - Może trochę niegrzecznie to zabrzmiało z mojej strony, ale w końcu po to tu przyszliśmy.
-Tylko obiecaj, że nikomu nie powiesz, bo inaczej Michi mnie zabije. - Czy on czasem nie przesadza? No ale niech mu będzie, w końcu i tak bym nikomu nie powiedział.
-No nie powiem nikomu. Przecież mi zależy na tym chyba bardziej niż tobie. - Przynajmniej odniosłem takie wrażenie.
-A więc, Michael się po uszy zakochał. - Moje przypuszczenia się potwierdziły. Trochę mi smutno, że jest moim przyjacielem i nic mi nie powiedział. Z drugiej strony rozumiem go, przecież chodziło o moją kuzynkę.
-Tak też mi się zdawało, ale musiałem mieć pewność. - Chyba mogę teraz wtajemniczyć we wszystko Manuela.
-A tak w ogóle, to czemu chciałeś, żebym się tego dowiedział? Czyżby Diana... - Gdyby Diana wiedziała, co mu teraz powiem, to najprawdopodobniej byłbym już trupem.
-Tak. Tylko nikomu ani słowa. - Zrobiłem groźną minę, aby zrozumiał, że to jest poważna sprawa i nie ma prawa nikomu o tym rozpowiadać.
-Rozumiem, rozumiem. Czy tobie też się wydaje, że powinniśmy ich przekonać do wyznania swoich uczuć. W sensie ja Michaela, a ty Dianę, tak jak było to do tej pory... - Czy on przypadkiem nie czyta mi w myślach? Przecież dokładnie taki był mój plan.
-Szczerze mówiąc to chciałem ci to zaproponować, ale mnie ubiegłeś. - Zaśmiałem się, po czym zjawił się kelner z zamówionym wcześniej piwem.
-Nie wiem jak z Dianą, ale z Michim będzie ciężko. - Mam nadzieję, że mu się to uda, bo mojej kuzynki to ja chyba nie dam rady przekonać. Zbyt dobrze ją znam.
-Oni nawet w takiej sprawie są do siebie podobni. Niestety... - Wypiłem łyk alkoholu, po czym dodałem. - Musimy zacząć działać.
-Masz rację. Muszą się jak najczęściej spotykać. Może któreś z nich zostanie natchnięte do wyznania uczuć. A my... My musimy ich do tego przekonać.
-Będzie ciężko, ale sobie poradzimy. Tym bardziej, że kiedyś już zeswatałem mojego kuzyna. Są razem do dnia dzisiejszego. - Nie wiem po co mu to mówię, ale okay.
-A właśnie. Bo widzisz... Jak uda nam się już z nimi to pomyślałem, że założę biuro matrymonialne. - Czy on to mówi serio? Nie to musi być jakiś żart. Nie powiem, udał mu się. - Pomyślałem, że może byś chciał prowadzić je ze mną. - Spojrzałem na niego poważnie, po czym zacząłem się śmiać. Dopiero po chwili zorientowałem się, że to nie jest żart.
-Nie, ty tak serio mówisz? - Musiałem się upewnić.
-No tak. Nie rozumiem, czemu się śmiejesz. Przecież to dobry interes.
-Interes dobry, ale raczej ty nie powinieneś się tym zajmować, tylko powinieneś skorzystać z usług takiego biura. - Zacząłem się śmiać jeszcze głośniej. Po chwili zauważyłem, że wszyscy się na mnie patrzą. Chyba trochę przesadziłem.
-HA HA HA, jakiś ty zabawny. - Powiedział z ironią. - To, że nie mam dziewczyny, nie znaczy od razu, że nie umiem sobie żadnej znaleźć.
 -Ej nie unoś się. Przecież żartowałem. - Musiałem jakoś go uspokoić, bo oczywiście za bardzo wszystko wziął do siebie.
-Dobra, nieważne. Wróćmy do Michaela i Diany. - Zaczęliśmy mocno myśleć. Po chwili usłyszałem głos Manuela. - Wiem! Napisz do swojej kuzynki, że się chcesz z nią spotkać w jakieś restauracji, a ja to samo napiszę do Michaela. Potem przyślemy im adres, a my ich wystawimy i w ten sposób to oni się spotkają. - On to jednak ma łeb do myślenia. Nie wiem, czy ja bym coś takiego wymyślił.
-Dobra, tylko jeszcze która restauracja. Może ta niedaleko parku. Co o tym sądzisz?
-Może być. Okey, to ja już wysyłam sms'a do Hayboecka, a ty napisz do Diany. Na 18:00 chyba powinno być dobrze.
-Idealnie.
(Diana)
Chciałam się dziś spotkać z Michaelem. Już miałam do niego dzwonić, kiedy nagle dostałam wiadomość od Stefana. Chciał się ze mną spotkać w pobliskiej restauracji. Zgodziłam się, chociaż z drugiej strony nie rozumiałam, czemu nie moglibyśmy porozmawiać normalnie w domu. Cóż, spotkanie z Michim będę musiała przełożyć na kiedy indziej. Przebrałam się szybko i ruszyłam w stronę umówionego miejsca. Weszłam do środka po czym usiadłam przy jednym ze stolików. Stwierdziłam, że pewnie jak zwykle się spóźni, więc wyjęłam telefon i zaczęłam przeglądać Snapa. Po kilku minutach poczułam czyjeś dłonie na moich plecach i głośne: BUU. Tak się wystraszyłam, że aż podskoczyłam. To był Michael. Uśmiechnął się i usiadł obok mnie.
-Idiota. - Walnęłam go z łokcia. Oczywiście wiedział, że naprawdę tak o nim nie myślę. - Co tu robisz? - Byłam zaskoczona, że spotkałam go tutaj.
-Umówiłem się z Manuelem, ale jakoś się spóźnia. A ty co tu robisz? Na randkę się umówiłaś? - Zaśmiał się.
-Skąd wiedziałeś? - Zapytałam normalnym głosem, po czym spoważniał. Miałam wrażenie jakby nagle posmutniał, ale pewnie mi się tylko zdawało. Po chwili walnęłam go z łokcia. - No przecież żartowałam. - Odetchnął jakby z ulgą. - Czekam na Stefana. Miałam się z nim tu spotkać.
-Nie wydaje ci się to trochę dziwne? - Całkowicie nie zrozumiałam o co mu chodzi.
-Co takiego? 
-No, że w tym samym czasie i w tym samym miejscu się omówiliśmy z tymi pajacami, a oni się nie zjawili. Mam wrażenie, że oni to ukartowali. - Zastanowiłam się trochę nad jego słowami i faktycznie coś w tym mogło być na rzeczy.
-Myślisz?
-W sumie to nie wiem, ale przecież gdyby tak nie było, to po co Stefan by chciał z tobą rozmawiać tutaj, a nie w domu...
-To ja mam pomysł. Zróbmy im taki mały psikus. - Przymrużyłam oczy i pokazałam palcami jak mały to będzie żarcik.
-Co masz na myśli? - Uśmiechnął się.
-Jeżeli oni to zaplanowali, to zadzwonisz później do Manuela i przeprosisz, że się nie zjawiłeś na spotkaniu. Ja natomiast, jak wrócę do domu, to nawrzeszczę na Stefana, że się nie zjawił, i powiem, że przez niego musiałam odwołać spotkanie z tobą. W ten sposób pomyślą, że się nie spotkaliśmy i nie będą mieli satysfakcji. Pewnie wymyślą coś nowego. Ciekawe tylko co tym razem.
-No to nieźle ich wkręcimy. To znowu trochę poudajemy przed nimi, tylko tym razem pośmiejemy się przy okazji z ich pomysłów. - Na samą myśl o tym, uśmiech pojawia się na mojej twarzy.
Postanowiliśmy wybrać się jeszcze na spacer. Od zawsze kochałam oglądać miasto nocą. Doszliśmy do dosyć ruchliwej drogi. Aby przejść na drugą stronę ulicy, należy wejść schodami w górę, a potem przejść nad drogą, a na koniec znowu schodami, tym razem w dół. Złapałam Michaela za rękę.
-Chodź na górę. Tam będzie piękny widok.
Wbiegłam szybko na górę i stojąc tuż nad jadącymi pode mną samochodami oparłam się o barierkę, spoglądając na to ślicznie oświetlone miasto. Po chwili poczułam Michaela, który przytulił mnie od tyłu, opierając twarz o moje ramię. Poczułam przyjemne ciepło rozlewające się po moim ciele. Kilka minut staliśmy w ciszy wtuleni w siebie. Po dłuższym czasie odwróciłam się w jego stronę. Nie mogłam oderwać wzroku od jego oczu. Staliśmy tak i wpatrywaliśmy sobie nawzajem w oczy przez dłuższy czas. Nie wytrzymałam i zbliżyłam się do niego jeszcze bardziej. Pocałowałam go delikatnie, ale szybko się otrząsnęłam i odwróciłam głowę w prawo, wpatrując się w nieznany punkt. Poczułam jego palce na moim podbródku, który pokierował tak, aby nasze spojrzenia się spotkały. Wyszeptał moje imię a po chwili złączył nasze usta. Z każdą sekundą całowaliśmy się coraz bardziej zachłannie. Kiedy już się oderwaliśmy od siebie, przymknęłam oczy i spuściłam głowę.
-Chyba powinnam już iść do domu. - Tak naprawdę chciałam z nim zostać, ale jakaś cząstka mnie, kazała mi zapomnieć o całym zdarzeniu. Wiedziałam dobrze, że to ja do tego doprowadziłam. Było mi głupio spojrzeć mu teraz w oczy.
-Odprowadzę cię. - Wskazał palcem w stronę schodów.
-Nie, może innym razem. - Ruszyłam szybko w stronę zejścia na dół, aby potem móc jak najszybciej znaleźć się w domu.
Doszłam do domu i na pozór wyglądałam normalnie, ale w środku czułam się cała roztrzęsiona. Weszłam do środka i pierwsze co chciałam to nawrzeszczeć na Stefana. Jak on w ogóle mógł wymyślić z Manuelem taką głupią gierkę? Co oni sobie myślą, że ja i Michi jesteśmy pionkami na szachownicy, którymi można sterować? Szkoda tylko, że nie mogę mu wygarnąć, że wiem o ich chorym pomyśle. Z drugiej strony będę miała ubaw, jak oni będą wymyślać dalej jakieś akcje.
-Dlaczego nie przyszedłeś na spotkanie? Zmarnowałeś tylko mój cenny czas. - Chyba bycie aktorką wychodzi mi idealnie.
-Przepraszam, wypadło mi coś ważnego, a telefon mi się rozładował. - Pewnie gdyby nie Michael, uwierzyłabym mu. - Nie spotkałaś może przypadkiem kogoś znajomego? - Teraz miałam już stuprocentową pewność do czego zmierza.
-Nie. Przesiedziałam trochę w tej restauracji, a potem poszłam do parku się przejść. - Nagle wpadł mi do głowy pewien pomysł. - A tak w ogóle to zaraz po tym jak się kapnęłam, że mnie wystawiłeś, to zadzwoniłam do Michaela i chciałam się z nim spotkać, ale powiedział, że jest umówiony i gdybym trochę wcześniej zadzwoniła... - Na widok miny mojego kuzyna, myślałam, że ze śmiechu nie wytrzymam.
-Zawsze możecie się spotkać jutro.
-No nie wiem jutro to wolałabym sobie w domu posiedzieć i trochę odpocząć. - Tak naprawdę to nie wiedziałam, co miałabym powiedzieć Michaelowi. Po tych słowach szybko pobiegłam na górę i zaszyłam się w czterech ścianach mojego pokoju.
(Stefan)
Zadzwoniłem szybko do Manuela. Musieliśmy obmyślić nowy plan działania. Chociaż jeden już miałem praktycznie w głowie.
-Nie spotkali się. - Powiedziałem, uważając przy tym, żeby przypadkiem Diana mnie nie usłyszała.
-Michael właśnie do mnie dzwonił i przepraszał, że się nie zjawił, ale wypadła mu ważna sprawa na drugim końcu miasta. Co teraz robimy?
-Mam pewien plan już w głowie, ale będziesz musiał mi pomóc. Na treningu ci wszystko wyjaśnię, ok? - Plan, który obmyśliłem tym razem, musiał wypalić, nie było innej opcji.
-Dobra, to widzimy się jutro.
-Okay. - Rozłączyłem się.Szczerze mówiąc myślałem, że będzie łatwiej ich zeswatać, ale teraz dopiero zauważyłem, że to nie będzie takie proste. Razem z Manuelem musimy działać ostrożnie, żeby przypadkiem się nie domyślili. Diana nie może się dowiedzieć o moim spiskowaniu za jej plecami, bo za to, co zaplanowałem na jutro, by mnie chyba zabiła.
Witajcie, oto kolejny rozdział. Piszcie w komentarzach, czy się podoba.

sobota, 25 lutego 2017

Rozdział VI

(Michael)
Z wielkim trudem wszedłem do restauracji. Ujrzałem ją, siedzącą przy jednym ze stolików. Spojrzała na mnie smutnym wzrokiem. Bez wahania podszedłem i zająłem miejsce obok niej. Po kilku minutach ciszy, zebrałem się na odwagę, aby się odezwać.
-Cześć. - Spojrzałem na nią niepewnie.
-Hej. - Uśmiechnęła się, ale coś było nie tak. Nie mogłem jedynie pojąć o co chodzi.
-Stało się coś? - Zapytałem, na co tylko pokiwała przecząco głową. - Przecież widzę. Powiedz mi. Jesteśmy przyjaciółmi, więc powinniśmy sobie mówić o wszystkim. - Jakby się tak zastanowić, to po co ja to mówię, skoro nie powiedziałem jej o swoich uczuciach.
-Nie mogę ci powiedzieć. Zrozum.
-Skoro nie chcesz mówić, to nie będę naciskać. Mam tylko nadzieję, że to nic poważnego.
-Nie, nie masz się o co martwić. Uporam się szybko z tym i będzie okay. - Szczerze, to nie zadawala mnie taka odpowiedź i zaczynam się jeszcze bardziej martwić, ale cóż poradzić.
-Mam nadzieję. - Uśmiechnąłem się. - A właśnie, bo prawie bym zapomniał, po co się spotkaliśmy. - Nie wiem, czy dobrze wychodzi mi kłamanie, ale czasem trzeba. - Myślisz, że dobrze to rozegraliśmy? Nie będzie to za bardzo podejrzane jak się tak nagle rozstaniemy? - Może to głupio zabrzmiało, ale prawda jest taka, że nie chciałem się rozstawać.
-Chyba jesteśmy takimi dobrymi aktorami, że zasługujemy na Oscara. - Zaśmialiśmy się. Ona to umie rozluźnić atmosferę i poprawić człowiekowi humor.-A co do drugiego pytania, to przecież chłopcy prosili nas, żebyśmy spróbowali. Pokazaliśmy im, że to zrobiliśmy, a że nam nie wyszło to przecież nie przekreśla, że dalej nie możemy być przyjaciółmi. - Teraz mi trochę przeszedł ten smutek. Jakby nie patrzeć zachowujemy się tak samo jako przyjaciele jak i "para". No... może z takim wyjątkiem, że pierwszego dnia się całowaliśmy, ale później nie miało to już miejsca. Normalnie spędzaliśmy ze sobą czas, rozmawialiśmy...
-W sumie masz rację. Powinni chyba zrozumieć.
-Muszą, bo jak nie to...
-To co?
-...to odegram taką scenę wściekłości, że wszystkiego im się odechce. - Chciałbym to zobaczyć. Już wyobrażam sobie Manuela minę. Pewnie potem przez tydzień miałby koszmary. A Stefan... Wolę sobie nie wyobrażać, przecież mieszka z nią pod jednym dachem. Na samą myśl o tym wszystkim cieszę się, że mnie by nie spotkała ta kara.
-Jak tylko będziesz miała to w planach to powiadom mnie o tym. Muszę koniecznie to zobaczyć.
(Stefan)
Siedziałem sobie w salonie przed telewizorem, oglądając jakiś nudny serial. Nagle do domu wróciła Diana. Od razu wiedziałem, że coś jest nie tak. Odkąd tutaj jest zawsze tryskała energią, a teraz...
-Diana, wszystko okay? - Zapytałem nie z grzeczności, lecz z troski o nią.
-Jak najbardziej. Czemu pytasz? - Usiadła obok mnie i czekała na moją odpowiedź.
-No nie wiem. Odnoszę wrażenie, że coś się stało.
-Nie musisz się martwić. Nic się nie stało, po prostu zerwałam z Michaelem. - Czy ja dobrze usłyszałem? Przecież oni się kochają. Jak to możliwe, że do tego doszło?
-Co? Ale poczekaj. Ty z nim, czy on z tobą? - Musiałem koniecznie się tego dowiedzieć, żeby zaradzić jakoś.
-Razem. - Coś mi tu nie pasuje.
-Jak to razem?
-No normalnie. Stwierdziliśmy, że nie pasujemy do siebie i zerwaliśmy. - Albo mi się wydaje, albo nie mówi mi całej prawdy.
-Przecież wy się kochacie. - Nie wiem po co to powiedziałem, ale przecież taka była prawda.
-To nie tak. To znaczy kocham go, ale bardziej jak brata. - I tak jej nie wierzę.
-Diana. Mylisz uczucia. Przecież jakbyś go kochała jak brata to nie cierpiałabyś z powodu rozstania...
-Ale ja nie cierpię.
-Cierpisz.
-Nie.
-Przecież widzę, że jesteś smutna. Jeżeli to nie to jest powodem, to w takim razie co? - Postanowiłem ją bardziej przycisnąć, żeby mieć już stuprocentową pewność.
-No... ale... ja... - Łzy zaczęły cieknąć po jej policzkach. Nie wiedziała co powiedzieć. Jeszcze trochę, a wydobędę z niej prawdę.
-Powiedz po prostu prawdę. Nikomu nie powiem.
-No bo to wszystko przez was! - Nie zrozumiałem o co chodzi, ale próbowałem sobie to jakoś ułożyć w głowie. Niestety z negatywnych skutkiem.
-Nie rozumiem. Możesz jaśniej?
-No bo denerwowały mnie już te ciągłe docinki z waszej strony i sobie wymyśliłam, że jak poudajemy z Michaelem parę, a później się rozstaniemy to przestaniecie. - Było mi strasznie głupio. Przecież to głównie ja z Manuelem.
-Przepraszam. Ja nie miałem pojęcia, że to jest aż tak trudne dla ciebie.
-Gdybym teraz powiedziała, że nic się nie stało, skłamałabym. A wiesz dlaczego? Bo stało się. Nie mogę o nim zapomnieć. - Przytuliłem ją do siebie i zacząłem uspokajać.
-Czyli zakochałaś się w nim? - Może zadaję głupie pytania, ale jestem trochę mało kumaty w takich sprawach.
-No tak. Od samego początku nie był mi obojętny, ale próbowałam to zwalczać, a teraz... przez was siedzę w tym bagnie i ciężko mi się będzie z tego otrząsnąć. - Muszę coś wymyślić, żeby im pomóc. Z tego co zauważyłem, to Michael też się zakochał. Hmm... tylko jak to sprawdzić.
Kiedy Diana poszła do swojego pokoju, szybko wyciągnąłem telefon i wykręciłem numer do Manuela.
-Halo. - Usłyszałem po drugiej stronie słuchawki.
-Cześć Manuel, słuchaj, pojechałbyś może do Michaela i wypytał się go o wszystko? - No może mówię zbyt ogólnie, ale to mój nawyk.
-A o co konkretnie?
-No bo Diana i Michi zerwali ze sobą i jakbyś mógł wypytać się go, o co poszło i czy czuje coś do niej. Bardzo mi na tym zależy. Przyciśnij go, żeby się wszystkiego dowiedzieć. - Może to jest bardzo odpowiedzialne zadanie, ale ufam Manuelowi i wiem, że jak chce to potrafi.
-Dobra. Zaraz do niego jadę. Postaram się dowiedzieć jak najwięcej. - Był bardzo poważny jak na niego.
-Okay. To jak się czegoś dowiesz to dzwoń.
-Dobra. Będziemy w kontakcie.
(Manuel)
Postanowiłem jak najszybciej wypełnić prośbę Stefana. Wsiadłem do samochodu i po paru minutach byłem pod domem Michaela. Podszedłem do drzwi i niepewnie zadzwoniłem dzwonkiem. Po chwili byłem już w środku.
-Słabo coś wyglądasz. - Rzuciłem krótką uwagę w jego stronę. Miał potargane włosy i zaczerwienione oczy. Miałem wrażenie, że nie zwrócił uwagi na to, co powiedziałem.
-Chciałeś o czymś porozmawiać? - Zbyt dobrze mnie znał. Zwykle jak do niego przychodziłem bez zapowiedzi, chodziło albo o wyciągnięcie go na piwko, albo o zwierzenie się. W tym przypadku chodziło o to drugie, tylko teraz nie ja miałem się zwierzać, tylko chciałem aby on to zrobił.
-Tak. O tobie i Dianie. - Może za szybko to powiedziałem, ale inaczej nie umiem.
-Zerwaliśmy. - Powiedział ze smutkiem. Dobrze wiedziałem o tym, bo Stefan mnie poinformował, ale musiałem udawać zaskoczonego.
-Jak to? Pokłóciliście się? - Chyba narazie dobrze mi idzie.
-Nie pokłóciliśmy się. Doszliśmy do wniosku, że nie pasujemy do siebie. Nadal jesteśmy przyjaciółmi. - Ostatnie słowo jakoś dziwnie zaakcentował.
-Znam cię nie od dziś i dobrze wiem, co ci leży na sercu, a raczej kto. - Nie lubię owijania w bawełnę. Zawszę muszę mówić konkretnie.
-No wiesz, ja sam nie wiem dobrze co czuję. - Zaczął chodzić w kółko, a ja siedząc na sofie patrzyłem się na niego z niedowierzaniem.
-Powiedz co ci leży na sercu, a ja ocenię. - Może tymi słowami go przekonam, żeby się wyżalił. Usiadł obok mnie i zaczął mówić.
-Znasz to uczucie, kiedy nie widzisz jakieś dziewczyny przez kilka minut i już tęsknisz? Nie możesz doczekać się kolejnego spotkania. Na samą myśl, że kiedyś spotka swojego księcia z bajki, którym nie będziesz ty, aż skręca cię z bólu. Pragniesz rano budzić się przy niej. Oddałbyś życie za nią... Nie wiem jak jeszcze mogę to obrać w słowa. - Szczęka mi opadła. Teraz jestem już pewien, że po zakończeniu kariery sportowej założę biuro matrymonialne. Muszę tylko zeswatać Michiego i Dianę.
-Michael. Ty chyba po raz pierwszy jesteś zakochany. - Stwierdzam fakt, jako dyrektor mojej przyszłej działalności.
-Myślisz?
-No wszystko na to wskazuje. - Może w moją działalność zaangażuję Stefana. Jakby nie patrzeć gościo też ma talent.
-Co mam teraz robić?
-Idź do niej jak najszybciej i jej powiedz co czujesz. - Co jak co, ale w udzielaniu rad jestem najlepszy.
-Ale nie chcę niszczyć naszej przyjaźni. Zrozum. - Jak go zaraz palnę w ten pusty łeb. Przecież, gdyby każdy tak myślał jak on to ten świat całkiem by zszedł na psy.
-Posłuchaj mnie teraz uważnie. A co, jeżeli ona czuje to samo do ciebie? - Nie miałem takiej pewności, ale założyłem, że skoro Stefan kazał mi przyjść do Michaela, to tak jest.
-Niemożliwe. Powiedziałaby mi. - Położył dłoń na twarzy, wstał i odwrócił się tyłem do mnie. Zapewne rozmyślał.
-A nie przyszło ci do tej pustej głowy, że ona myśli dokładnie tak jak ty? - Byłem w stu procentach przekonany, co do tego, co mówię.
-Może faktycznie. Dziwnie się jakoś zachowywała przez ostatnie dni.
-No widzisz, wszystko na to wskazuje. Idź do niej jak najszybciej. - Zamiast posłuchać moich rad, usiadł obok mnie zamyślony.
-Nie. Przynajmniej nie dzisiaj.-Spojrzałem na niego. - Późno już jest. - Odparł, kiedy zauważył moje osłupienie.
-Mam nadzieję, że wszystko przemyślisz i zrobisz tak, jak ci powiedziałem. - Pogroziłem mu palcem. - Dobra, będę się zbierać już. Widzimy się jutro na treningu. - Wyszedłem z jego mieszkania, po czym zadzwoniłem do Stefana. Usłyszałem tylko, że odebrał telefon i nie czekając na "Halo" zacząłem mówić. - Cześć Stefan. Właśnie od niego wyszedłem i wszystkiego się dowiedziałem, ale może nie będziemy o tym gadać przez telefon, tylko jutro po treningu wyskoczymy na jakieś piwko. Co ty na to?
-Dobra. To do jutra.
Tak, wiem. Pisałam, że przedłużą to, ale wpadł mi do głowy całkiem nowy pomysł. Tak w ogóle to już myślałam, że nie dam rady napisać tego rozdziału, bo drzewa się połamały w okolicy i prądu nie miałam, ale na szczęście miałam w laptopie pełną baterie i w Wordzie udało mi się napisać. Nie miałam prądu przez 27 godziny. Jak ja to wytrzymałam? Dobra tam, mniejsza o to, piszcie, czy się podoba.

czwartek, 23 lutego 2017

Rozdział V

(Diana)
Wczoraj, gdy wróciłam do domu, Stefan już spał i nie miałam okazji z nim porozmawiać. Cóż, muszę to zrobić dzisiaj. Im szybciej tym lepiej. Kończyłam już jeść śniadanie, kiedy usłyszałam kroki na schodach. Wdech... wydech... wdech... wydech...
-Cześć, już wstałaś? - Po co on pyta, przecież skoro tu siedzę, to oczywiste, że już wstałam.
-No, cześć. Jakoś spać nie mogłam. Muszę ci coś powiedzieć. - Kiwnął głową, abym mówiła. - Razem z Michaelem stwierdziliśmy, że powinniśmy dać sobie szanse. - Najlepiej prosto z mostu. Powiedziałam to z opanowaniem i powagą. Wypiłam przy tym jeszcze łyk kawy.
-No nareszcie. Tak się cieszę. Ładnie wyszliście na zdjęciu. - Uśmiechnął się. Pewnie chodzi mu o to, co Manuel nam robił, a przynajmniej miałam takie wrażenie.
-Pokaż. - Podszedł do mnie z telefonem i ujrzałam zdjęcie, na którym całuję się z Michaelem. - Prześlij mi. - Muszę mieć przecież jakąś pamiątkę, jak się już rozstaniemy.
-Dobra, już wysyłam, ale w sumie po co ci? Przecież pewnie będziecie mieli wiele takich zdjęć. - Hmm... i teraz jak się z tego wyplątać?
-No wiesz, ale to jest pierwsze nasze wspólne zdjęcie, więc... zresztą nie ważne. - Dziwnie się jakoś zachowuje. - Nie za szybko pijesz tą kawę? Poparzysz się w końcu. - Rzucam krótką uwagę.
-Trening zaraz mam. Nie chcę się spóźnić. - Trening. Michi pewnie też tam będzie.
-Mogę z tobą jechać? - Chyba go zaskoczyłam.
-Przecież ty nigdy nie lubiłaś skoków. - To, że kiedyś nie lubiłam skoków, to nie oznacza, że nie chcę polubić tego sportu. Nie mogę mu tak powiedzieć, więc...
-Chcę w końcu polubić skoki, skoro mój chłopak jest skoczkiem. Chyba, że nie chcesz mnie brać na trening, to powiedz. Zrozumiem. - Zrobiłam minę smutnego psa.
-Nawet tak nie mów. Po prostu... Jak chcesz jechać to się pośpiesz, nie chcemy się spóźnić. - Puścił mi oczko, na co szybko wstałam z krzesła i ruszyłam do mojego pokoju, żeby przebrać się z piżamy. Byłam już w mojej sypialni. Rzuciłam się szybko na szafę, z której zaczęłam wszystko po kolei wyciągać. Porozrzucałam wszystkie ubrania po pokoju, robiąc przy tym niezły bajzer, a i tak nic nie wybrałam. Nie zauważyłam nawet kiedy wszedł Stefan.
-Nie musisz się tak stroić. Podobasz mu się taka, jaka jesteś. - Uśmiechnął się i wyszedł. Gdyby tylko wiedział, że Michael nic do mnie nie czuje, a nasz związek jest udawany... Nagle moją uwagę przykuły jasne rurki. Przypomniało mi się, że mam do nich idealnie pasującą koszulkę. Kiedy się już przebrałam zeszłam szybko na dół. - No nareszcie. Ile można czekać? - Stał i spoglądał na zegarek.
-Oj przecież już jestem. - Próbowałam się wytłumaczyć.
-Dobra, dobra, chodźmy już lepiej. - Wziął swoją torbę i ruszyliśmy w stronę samochodu.
Po kilku minutach drogi byliśmy już na miejscu. Skocznia robiła niesamowite wrażenie. Z góry to by musiał być dopiero widok. Nie wiem czy bym się odważyła tam wejść. Trzymając Michaela za rękę pewnie tak.
Usiadłam na trybunach. Podziwiałam skoki w wykonaniu chłopaków. To pewnie fajne uczucie jak sobie tak lecisz, gorzej pewnie z lądowaniem. Trening przebiegał spokojnie, ale gdy tylko Michi siadał na belce startowej... strasznie się o niego bałam. Serce waliło mi jak oszalałe, ale czułam wielką ulgę, gdy już bezpiecznie wylądował. Chciałam do niego podbiec i go uściskać ze wszystkich sił, ale niestety musiał wjechać wyciągiem na górę, aby oddać kolejne skoki. Na szczęście po dłuższym czasie nadszedł koniec. Zauważyłam Michiego. Szedł z chłopakami w moją stronę i się uśmiechał do mnie. Bez wahania podbiegłam do niego i dosłownie rzuciłam mu się na szyję. Podniósł mnie i zrobił obrót.
-Cześć. - Powiedziałam stojąc już na ziemi. - Tęskniłam.
-Ja za tobą bardziej. - Tkwiliśmy w uścisku. Chyba długo to trwało, bo kiedy przestaliśmy, nikogo już nie było.
-Gdzie oni się podziali? - Zaśmiałam się.
-Heh, nie mam pojęcia. Może na obiad poszli. Chodźmy gdzieś.
-Chodźmy do ciebie. Zobaczę w końcu gdzie mieszkasz, bo jeszcze mi nie pokazywałeś.
-Dobra, tylko się nie przestrasz bałaganu. - Mówiąc to, złapał mnie za rękę i pokierował w stronę swojego samochodu. Mieliśmy już ruszać, ale zdążyłam się jeszcze skompromitować. - Dobrze ci idzie to udawanie mojej dziewczyny. - Nie patrzyłam na niego, ale po głosie mogę stwierdzić, że to był komplement.
-Wcale nie musiałam udawać. - To miałam powiedzieć do siebie, ale wyszło trochę inaczej.
-Co? - Spojrzałam na niego.
-No wiesz, bo naprawdę się stęskniłam za tobą. - Uśmiechnęłam się sztywno, ale chyba uwierzył, że to miałam na myśli.
-Okey, bo już myślałem, że...
-Że co? - Zapytałam.
-Nieważne. - Nie drążyłam już więcej tematu.Dojechaliśmy do jego mieszkania. Weszliśmy do środka. Muszę przyznać, że jest małe, ale bardzo przytulne. Nawet nie ma bałaganu, o którym wspominał. Z zamyślania wyrwał mnie jego głos.
-I jak? Podoba się?
-Bardzo. Jest tutaj tak przytulnie. - Odwróciłam się w jego stronę.
-A może ugotujemy wspólnie Spaghetti? - Spodobał mi się jego pomysł. Od zawsze lubiłam gotować. Miałam nawet plan iść do szkoły gastronomicznej, ale wybrałam całkiem inny kierunek.
-Z chęcią. - Zabraliśmy się szybko do roboty. Ja zajęłam się sosem. Kiedy skończyliśmy Michael spojrzał się na mnie i zaczął się śmiać. - Z czego się śmiejesz?
-Całą bluzkę masz w sosie. - Powiedział przez śmiech. Moja mina musiała być wtedy bezcenna. Spojrzałam szybko na swoją bluzkę i niestety to była prawda.
-Zamiast się tak śmiać, przyniósłbyś mi jakąś koszulkę. - Nic nie mówiąc ruszył do swojego pokoju. Po chwili przyniósł mi swoją niebieską bluzkę. Wzięłam ją i poszłam do łazienki. Kiedy się już ubrałam wyszłam z łazienki. - Może być?
-Tobie we wszystkim ładnie. - Puścił do mnie buziaczka w powietrzu.
-Akurat.
(Michael)
Było już dosyć późno, a my nadal siedzieliśmy i rozmawialiśmy. Jutro na szczęście treningu nie mam, więc mogę sobie na to pozwolić.
-Jak to możliwe, że tak piękna dziewczyna jak ty, nie ma chłopaka?
-W swoim życiu trafiałam na samych idiotów i... po paru zawodach miłosnych po prostu stwierdziłam, że już wolę być sama niż w kółko cierpieć. - Po chwili ciszy dodała. - A u ciebie jak to jest? Bo z tego, co pamiętam to mi nic nie wspominałeś o swoich dawnych związkach.
-No wiesz, w sumie nie ma co wspominać. Miałem dziewczynę. Jakiś rok temu z nią zerwałem i do tej pory jestem wolny.
-A jaka ona była?
-Przemawiała przez nią jedynie zazdrość. Nie mogłem rozmawiać na osobności z żadną dziewczyną, bo jak się dowiedziała to robiła awantury. W sumie nigdy jej chyba tak na prawdę nie kochałem.
-A teraz?
-Co teraz?
-Kochasz kogoś?
-Nie wiem czy mogę na razie nazwać tak to co czuję na widok tej dziewczyny. - Zdziwiło mnie trochę jej zachowanie. Nagle, jakby po tych słowach, posmutniała. - Obejrzymy jakiś film?
-Właściwie to muszę już iść...
-Oj proszę... - Spojrzałem na nią prosząco.
-No dobrze. Niech ci będzie.Wybraliśmy najnowszą komedię romantyczną. Oglądając, leżeliśmy przytuleni na sofie. Pod koniec filmu zorientowałem się, że Diana usnęła. Delikatnie wziąłem ją na ręce i zaniosłem do mojej sypialni, żeby było jej wygodniej, a sam poszedłem spać na sofę. Zanim usnąłem, napisałem jeszcze do Stefana, że Diana nocuje u mnie, aby się nie martwił.
(Diana)
Otworzyłam oczy. Było już widno. Gdzie ja jestem? Tylko to pytanie przelatywało mi przez głowę. Ostatnie, co pamiętam to to, że oglądałam film z Michaelem, a teraz znalazłam się tutaj. Wstałam z łóżka i ruszyłam w stronę drzwi. Zobaczyłam Michiego śpiącego na sofie. Czyli wszystko jasne. Musiałam usnąć przy oglądaniu filmu. Usiadłam obok niego i zaczęłam się mu bacznie przyglądać. Muszę przyznać, że jest równie przystojny kiedy śpi. Przeze mnie pewnie mu niewygodnie na tej sofie. Dlaczego ten tydzień tak szybko mija? Dlaczego tydzień trwa tak krótko? Dopiero się zaczął, a tu już środa. Nie chcę żeby się skończył. Dobrze mi jest tu i teraz. Z zamyślania wyrwał mnie jego głos.
-Wiem, że jestem przystojny, ale nie musisz mi się tak przyglądać. - No to ładnie, przyłapał mnie.
-Ja tylko... Kiedy wstałeś? - Może głupie pytanie, ale chciałam wiedzieć, czy przypadkiem od początku nie udawał, że śpi.
-Z godzinę temu. - No to ładnie...
-To czemu udajesz, że śpisz?
-Wcale nie udawałem. Ja po prostu... oglądałem powieki. - Zaśmiał się.
-Ha ha ha, bardzo zabawne...
-Ja zawsze jestem zabawny. - Ach... i to spojrzenie, przez które cały gniew przechodzi.
-Dobra, dobra, bo uwierzę. A teraz wstawaj, zaraz naleśniki zrobię. - Ruszyłam w stronę kuchni. Może to nieładnie się tak rządzić u kogoś, ale sam mówił, żebym czuła się jak u siebie w domu, więc pozwolenie mam.
Po wspólnym śniadaniu poszłam po moją bluzkę, która na szczęście już wyschła. Michael odwiózł mnie do domu, gdzie czekał na mnie Stefan. Pożegnałam się buziakiem w policzek i skierowałam się w stronę mieszkania. Weszłam niepewnie i zobaczyłam Stefana siedzącego w kuchni. Podeszłam bliżej i usiadłam obok niego.
-Cześć.
-O, cześć. Już wróciłaś?
-Chyba dopiero. Michael właśnie mnie odwiózł. Oglądaliśmy film, ale usnęłam i spałam do rana. - Zaśmiałam się.
-Film?-Spojrzał na mnie podejrzliwie.
-No przecież mówię. - Czy on nie dosłyszy, czy co? - Dobra idę się wykąpać. Później pogadamy. - Kiwnął tylko głową, a ja ruszyłam na górę.
Tydzień minął nieubłaganie szybko. Była niedziela, a ja czekałam na Michaela w pobliskiej restauracji. Nie chciałam, żeby doszło do tego spotkania. Nie chciałam tego kończyć tak szybko. Po chwili zauważyłam chłopaka kroczącego w moją stronę.
Koniecznie komentujecie, czy się podoba. Już mam pomysł na kolejne rozdziały, ale muszę wszystko dokładnie przemyśleć.

poniedziałek, 20 lutego 2017

Rozdział IV

Michael
Wczesnym rankiem zwlekłem się z łóżka. Pół nocy nie mogłem usnąć. Cały czas myślałem o niej. Nie dawało mi spokoju to, że prawie ją pocałowałem. Marzyłem o tym najbardziej na świecie, ale nie mogę narażać naszej przyjaźni. Za bardzo mi na niej zależy. Nie umiem nazwać uczucia, które towarzyszy mi kiedy ją widzę. Odczuwam w środku takie przyjemne ciepło. Bez przerwy chcę patrzeć w jej oczy. Dzisiaj znowu się z nią spotkam. Umówiliśmy się na 19, więc muszę wytrzymać jeszcze cały dzień. Dobrze, że zaraz mam trening, może szybciej zleci. Ubrałem się szybko, jak na mężczyznę przystało i pobiegłem do kuchni zjeść śniadanie. Spakowałem torbę do samochodu i ruszyłem na skocznię. Spotkałem chłopaków. Po wspólnym treningu poszliśmy do restauracji na obiad. Rozmowa przebiegała spokojnie...do czasu.
-Jak wam się układa?-Zapytał się Manuel, jakby określenie "wam" było czymś oczywistym. Domyślałem się co ma na myśli, ale wolałem udawać głupiego.
-Co masz na myśli?-Spojrzałem na niego marszcząc brwi.
-No ty i Diana...-Zaczął mówić, ale przerwał mu Stefan, który też się tu znajdował.
-Wczoraj cały dzień spędzili razem w moim domu, a jak wróciłem to się przytulali.-Zaśmiał się, po czym poklepał mnie po plecach.
-Jesteśmy przyjaciółmi, więc to normalne, że spędzamy razem dużo czasu.-Chciałem już skończyć ten temat, ale oni chcieli ciągnąć go dalej.
-Jak to się mówi: "Od przyjaźni do miłości"-Odezwał się Thomas. Jeszcze ten jego uśmiech...mam chęć mu dać w pysk.
-W twoim i Manuela przypadku też to się sprawdza?-Zaśmiałem się. Chciał już coś powiedzieć, ale dodałem, że muszę już iść.
Wróciłem do domu. Usiadłem przed telewizorem. Włączyłem pierwszy lepszy film i zacząłem rozmyślać. Musiałem coś zrobić, żeby chłopaki przestali mówić o nas jako parze. Owszem, chciałbym z nią być, nawet bardzo, ale ona chce być tylko przyjaciółmi. Tylko? A może...aż przyjaciółmi? Pragnę jej wyznać miłość i żyć długo i szczęśliwie, jak na filmach. Jednak zdaję sobie sprawę, że wtedy wszystko by było już skończone. Pogodziłem się już z myślą, że jesteśmy przyjaciółmi, ale za każdym razem, gdy słyszę chłopaków teksty, że powinniśmy chociaż spróbować, to moje serce coraz bardziej krwawi. Muszę dziś z nią o tym delikatnie porozmawiać. Nim się spostrzegłem, nadszedł czas by się szykować.Ubrałem dżinsy i do tego niebieską koszulę. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem w stronę Diany, a właściwie Stefana domu. Wysiadłem z auta, a w tym samym czasie ona wyszła z mieszkania. Muszę przyznać, że wygląda ślicznie w tej czarnej sukience. Aż oniemiałem. Stałem chyba jak głupi i wpatrywałem się w najpiękniejszą kobietę na ziemi.
-No już nie patrz się tak na mnie, bo się zarumienię.-Zachichotała.
-I tak by ci było do twarzy w rumieńcach.-Uśmiechnąłem się szeroko.-Ślicznie wyglądasz.-Dałem jej buziaka w policzek na przywitanie i zaprowadziłem do mojego samochodu.
-Ty też nieźle wyglądasz.-Zmierzyła mnie wzrokiem i się uśmiechnęła.-To gdzie jedziemy?
-Z tego, co pamiętam, mamy zaległy taniec, więc zabieram cię na dyskotekę.-Chyba jej się spodobało.
-Brzmi kusząco, tylko mnie za bardzo nie upij, bo nie chcę mieć zbyt dużego kaca.
-O to możesz być spokojna.
-Tak właściwie, chcę z tobą o czymś porozmawiać.-Spojrzała na mnie niepewnie.
-Ależ oczywiście, słucham.
-Bo widzisz...zanim wyszłam z domu, rozmawiałam ze Stefanem i...-Przerwałem jej wpół słowa.
-I znowu jakieś dziecinne komentarze rzucał w naszą stronę?-Byłem święcie przekonany, że oto chodzi. Niech ja tylko dorwę ich wszystkich. Nie pozwolę, żeby Diana przez to cierpiała.
-Poniekąd. Ale sęk w tym, że namawiał mnie żebyśmy chociaż spróbowali i w razie by nam nie wyszło to zapomnielibyśmy o wszystkim, a oni daliby nam spokój. I tak sobie właśnie pomyślałam, że może gdybyśmy poudawali przed nimi, że jesteśmy razem, a potem powiedzieli, że nam nie wyszło...Popatrz, daliby nam święty spokój, a my dalej moglibyśmy być przyjaciółmi.-Jej plan wcale nie był taki głupi. Chociaż nie wiem, czy później będę umiał się z nią rozstać.
-A ile by to miało trwać?-Spojrzała na mnie ze znakami zapytania w oczach. Akurat staliśmy na czerwonym świetle.-No wiesz, to udawanie, że jesteśmy razem.
-No nie wiem, może narazie spróbujmy przez tydzień, a później się zobaczy.-Tydzień? Tylko tydzień?
-Hmm...no dobra, zgadzam się. Spotkamy się w przyszłą niedzielę, i później ich poinformujemy, że doszliśmy do wniosku, że nie pasujemy do siebie. To kiedy zaczynamy?-Spojrzałem na nią na ułamek sekundy.
-Najlepiej od razu.-Nie wiem, co o tym wszystkim mam myśleć. Przynajmniej przez ten tydzień poczuję się odrobinę jak jej chłopak.
-Jesteśmy na miejscu.-Zaparkowałem, po czym poszedłem otworzyć drzwi mojej "dziewczynie".
Ruszyliśmy w stronę drzwi wejściowych. Nacisnąłem klamkę, po czym przepuściłem Dianę. Po chwili poczułem jej dłoń na mojej klacie. Nie zrozumiałem na początku o co chodzi, ale po chwili już wiedziałem. Usłyszałem tylko cichy szept.
-Manuel.-To jedno imię sprawiło, że złapałem Dianę za dłoń i chciałem, abyśmy stąd wyszli.-Poczekaj, to dobra okazja rozpocząć nasz plan. Widzisz tamten stolik?-Kiwnąłem głową, że tak.-Usiądźmy na kanapie przy nim. Będziemy udawać, że go nie widzimy, a on chyba nie jest na tyle pijany, żeby nas nie zobaczyć. Tylko pamiętaj, zachowujemy się jak para.
-Rozumiem, rozumiem. Chodźmy.-Wyciągnąłem rękę, abyśmy mogli złączyć nasze dłonie.
Udaliśmy się do stolika. Zamówiłem dla Diany drinka, a dla siebie sok. Kątem oka udało mi się dostrzec, że Manuel wstaje od stołu i chyba zmierza w naszym kierunku. Bez wahania pocałowałem ją. To był najcudowniejszy pocałunek w moim życiu. Ma takie słodkie usta. Mam nadzieję, że nie pożałuję tego, ale przecież sama powiedziała, żebym zachowywał się jakbyśmy byli parą, a poza tym odwzajemniła pocałunek.

Diana
Rozmawialiśmy w najlepsze, kiedy poczułam jego wargi na moich ustach. Bez wahania odwzajemniłam pocałunek. Pewnie zrobił to tylko dlatego, bo Manuel się patrzył. Pomimo tego, chciałam, żeby teraz czas stanął w miejscu. Poczułam szybsze bicie serca, natomiast czerwony rumieniec pojawił się na mojej twarzy. Poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu. Momentalnie się odwróciłam.
-Manuel? Co tu robisz?-Musiałam udawać, że go wcześniej nie widziałam.
-To samo chciałem was spytać, ale...ten...no...jesteście parą, co nie?-Wyglądał na bardzo zaskoczonego.
-Tak, stwierdziliśmy dzisiaj, że damy sobie szansę.-Uśmiechnął się Michi. Manuel usiadł naprzeciwko nas.
-Tak się cieszę, od początku przeczuwałem, że to się tak skończy.-A co on, w jasnowidza się bawił?
-A co niby na to wskazywało?-Zapytałam z zaciekawieniem.
-Stefan mi mówił, że jak tylko przy tobie wspomniał o Michaelu, to oczy ci błyszczały. Zresztą jak dziś po treningu byliśmy w restauracji, to twój chłopak był strasznie zamyślony i sam do siebie się uśmiechał. A poza tym to się czuje. Między wami gołym okiem widać chemię.-Nie wiedziałam co odpowiedzieć, ale na szczęście zrobił to Michi.
-Jesteś bardzo spostrzegawczy. A teraz wybacz, idziemy zatańczyć.-Złapał mnie za rękę i poprowadził w stronę parkietu. Zaczęliśmy tańczyć. Muszę przyznać, że nieźle mu to wychodzi.-Przepraszam za tamten pocałunek, ale...widziałem, że idzie w naszą stronę, więc chciałem być wiarygodny.-Widziałam w jego oczach zakłopotanie.
-Spokojnie, to normalne. Inaczej by nam nikt nie uwierzył. Manuel zerka na nas i pisze coś na telefonie.
-Pewnie do chłopaków. Coś czuję, że zaraz nam zdjęcie zrobi i im wyśle.-Zaśmiał się. Pocałowałam go namiętnie. Po dłuższej chwili oderwałam od niego swoje usta.
-Powinien zdążyć ze zdjęciem. Jak sądzisz?
-Myślę, że lepiej się upewnić.-Ponownie złączył nasze usta w pocałunku. To chyba najpiękniejszy dzień w moim życiu.

Dzisiaj trochę krócej. Komentujcie koniecznie co sądzicie. Mam wrażenie, że trochę za szybko akcja się toczy :(

sobota, 18 lutego 2017

Rozdział III

(Diana)
Przed oczami widziałam ciemność. Jedyne, co odczuwałam, to ogromny ból głowy. Ostatnie, co pamiętam to to, że wygrałam z Gregorem pojedynek w piciu wódki. Wolę nie myśleć o tym, co wczoraj mogłam wyprawiać. Pewnie nieźle się skompromitowałam. Na dodatek Michael tam był. Co on sobie mógł o mnie pomyśleć...
Dłonią zaczęłam szukać telefonu. Spojrzałam na szafkę nocną. Zobaczyłam szklankę wody i tabletkę. Mogłam się domyślać, że ktoś pomyślał, że mogę mieć kaca. W duchu, dziękuję tej osobie. Wzięłam do ręki telefon, na którym leżała karteczka z napisem: Wypoczywaj spokojnie, jak wstaniesz, zadzwoń do mnie. Numer zapisałem w twoim telefonie. Michi. A więc, to on się mną zaopiekował. Będę musiała mu podziękować przy najbliższej okazji. Bez wahania wzięłam tabletkę i popiłam wodą. Nie dawały mi spokoju dźwięki dochodzące z kuchni. Miałam chęć zejść na dół i nawrzeszczeć na Stefana, ale przy moim kacu, to byłby nienajlepszy pomysł. Postanowiłam upomnieć kuzyna, żeby lepiej mnie dzisiaj nie denerwował. Wstałam z łóżka i ruszyłam w stronę drzwi. Szłam wzdłuż korytarza. Później musiałam jeszcze pokonać nieszczęsne schody i dojść do kuchni. Z przymkniętymi oczami i z ręką na czole wyłoniłam się zza ściany.
-Stefan, błagam cię. Bądź ciszej głowa mi pęka. - O dziwo, dostosował się do mojej rady. Ulga. Tylko tak można to określić. Uniosłam lekko głowę, żeby na niego spojrzeć. Zaskoczyło mnie to, co zobaczyłam, a raczej kogo zobaczyłam. Po raz kolejny rozpłynęłam się w tych niebieskich tęczówkach. Znowu miałam ochotę wpatrywać się w nie godzinami. Widząc je, zapominam nawet o tym głupim bólu głowy. Nagle spostrzegłam się, że macha przed moimi oczyma dłonią. Chyba za długo rozmyślałam. Doszedł do mnie jego głos.
-Halo. Ziemia do Diany. - Odkąd go spotkałam, zbyt często się wyłączam.
-Już, już, już. Nie machaj tą ręką bo mnie jeszcze zahipnotyzujesz. - Tak naprawdę to już dawno mnie zahipnotyzował swoimi oczami. - Co ty tutaj robisz?
-No wiesz. Wpadłem do ciebie, bo pomyślałem sobie, że będziesz mieć niezłego kaca i... zaraz będzie gotowy rosół. - Mężczyzna w kuchni? Piękny, a zarazem rzadki widok. - Podobno najlepszy na kaca. - Szepnął mi na ucho.
-Pachnie cudownie. - Podniosłam pokrywkę garnka do góry. Od razu mój węch wyczuł niesamowity zapach. Coś czuję, że zapowiada się pysznie. - Z chęcią spróbuję. - Odwróciłam się w stronę chłopaka i posmutniałam. - Przepraszam.
-Ale za co ty mnie przepraszasz? Nic złego mi nie zrobiłaś przecież. - Uśmiechnął się. Podszedł do mnie i chwycił mnie za dłoń. Ciarki zaczęły przechodzić po moim ciele. 
-No wiem, ale wczoraj... zachowałam się fatalnie. Nie potrzebnie tyle piłam. To wszystko przez tą butelkę. Nie chciałam grać, ale uległam presji. Nie chciałam brać wyzwania, bo... zresztą nie ważne. W dodatku później film mi się urwał. Musiałam się okropnie zachowywać i wygadywać głupoty. Przepraszam. - Mówiąc to wszystko bawiłam się rękoma. Bałam się mu teraz spojrzeć w oczy, nie wiedziałam czego mam się spodziewać. - A jeszcze muszę ci podziękować. Domyślam się, że to ty zostawiłeś dla mnie wodę i tabletkę na kaca. - Patrzyłam cały czas w podłogę.
-Diana. Popatrz na mnie. - Nie zareagowałam na jego prośbę. Położył palce na mój podbródek i uniósł go tak, że musiałam spojrzeć na niego. - Nie masz za co przepraszać. Naprawdę. Zaraz po tym szybko usnęłaś. - Spojrzał na mnie z czarującym uśmiechem. Był tak blisko mnie. Doskonale czułam zapach jego perfum. Nasze twarze zaczęły się do siebie przybliżać. Nie mam pojęcia czy to moja zasługa, czy jego. Jeszcze centymetr, a nasze usta by się złączyły. Nie doszło tylko do tego, przez głupi dzwoniący telefon.
-To ja może się wykąpię i później zjemy ten pyszny rosół. - Uśmiechnęłam się idąc w stronę schodów. Musiałam nieźle uważać, żeby się nie przewrócić, bo nadal byłam lekko oszołomiona.
-Jeszcze nie spróbowałaś, a mówisz, że pyszny. - Powiedział to tuż przed odebraniem telefonu. Nie chciałam przerywać, więc się tylko uśmiechnęłam w jego stronę.
Wykąpałam się dosyć szybko jak na mnie. Cały czas myślałam o tym, co prawie się wydarzyło. W środku, byłam wściekła na osobę, która zadzwoniła w tamtym momencie, ale z drugiej strony może to i lepiej, w końcu to przyjaciel Stefana. Nie powinno między nami być czegoś więcej. Jedyne na co powinnam pozwolić to przyjaźń i tak chyba powinno zostać. Ubrałam się szybko i wysuszyłam włosy. Zrobiłam wdech i wydech, i zeszłam na dół.
-O, już jesteś. Zdążyłem właśnie nakryć do stołu.
-Szybki jesteś. - Uśmiechnęłam się. Spróbowałam rosołu i muszę przyznać, że lepszego nigdy nie jadłam. - Przepyszny. Chyba będziesz musiał częściej wpadać i gotować. - Głowa przestała mnie boleć. Michael jednak wie, co dobre na kaca. Kiedy zjedliśmy wspólnie posiłek, usiedliśmy na kanapie. - Tak właściwie to muszę cię o coś zapytać. - Kiwnął lekko głową na znak, żebym mówiła dalej. - Gdzie tak właściwie podziewa się Stefan i jak się tu znalazłeś? - Te dwa pytania miałam w głowie od dłuższego czasu.
-A co? Tak źle ci w moim towarzystwie? - Zaśmiał się.  - Przyszedłem dosyć rano i mu powiedziałem, że rosół mogę dla ciebie ugotować, bo pewnie będziesz miała niezłego kaca. Oczywiście musiał się przy tym zaśmiać i powiedzieć jakiś dwuznaczny komentarz, ale dodał później, że musi wyjść z domu i wróci wieczorem, a póki co, dom jest pod naszą opieką.
-Na początku mnie trochę denerwowały chłopaków zaczepki, ale teraz jest to trochę zabawne, bo zachowują się jak dzieci z podstawówki. - Zrobiłam krótką przerwę. - Dobra, no to teraz mi opowiadaj o tym, co robiłam wczoraj na imprezie. Oczywiście, po tym moim pojedynku z Gregorem. - Złapałam się za głowę. To okropne mieć lukę w pamięci i potem pytać się kogoś o to, aby opowiadał, co wtedy się robiło.
-Zaraz po tym usiadłaś obok mnie, powiedziałaś, że jestem dla ciebie kimś ważnym. Chciałem, żebyś poszła spać, ale stwierdziłaś, że dobrze się czujesz. Po tych słowach wstałaś i mało co nie upadłaś. Złapałem cię, ale i tak zemdlałaś. Zaniosłem cię do pokoju i przyniosłem niezbędne rzeczy na kaca i się ulotniłem z imprezy. Tyle. Nie było tak źle. - Puścił do mnie oczko.
-Eee, myślałam, że gorzej będzie. - Odetchnęłam z ulgą.
Rozmawialiśmy jeszcze dobre kilka godzin. Zrobiło się ciemno na dworze i Michi musiał już iść. Postanowiłam odprowadzić go do drzwi. Przytuliłam go mocno na pożegnanie. Z uścisku wyrwał nas głos Stefana.
-O widzę, że gołąbeczki nie mogą się rozstać. - Zachichotał.
-Jak cię zaraz palnę w ten pusty łeb, to może zmądrzejesz. - Spojrzałam na niego karcąco.
-Spokojnie już wam nie przeszkadzam. - Uniósł dłonie, udając niewiniątko i oddalił się w głąb domu.
-Ach ten Stefan... - Westchnęłam.
-W takim razie tak jak ustalone. Widzimy się jutro o 19. Nie zapomnij tylko. - Michael udawał poważnego.
-Nie zapomnę, nie zapomnę... - Na pożegnanie dałam mu buziaka w policzek i odprowadziłam wzrokiem do samochodu. Odwrócił się jeszcze na chwilę w moją stronę i mi pomachał na pożegnanie. Stałam na dworze jeszcze kilka minut. Jedyne co musiałam jeszcze zrobić to porozmawiać ze Stefanem. Weszłam do domu i szukałam go wzrokiem. Dostrzegłam go w kuchni przy stole. Usiadłam naprzeciwko kuzyna i wpatrywałam się w niego.
-Możemy porozmawiać? - Zapytałam, ale nie czekałam na odpowiedź. - Musicie się wszyscy wtrącać w moje życie? - Spojrzał na mnie zaskoczony.
-Nikt się przecież nie wtrąca. - Wzruszył ramionami.
-Nie? A mam ci przypomnieć wasze ciągłe docinki względem mnie i Michaela? - Coraz głośniej mówiłam. - To niby nie jest wtrącanie w moje życie? Co wy sobie wyobrażacie? Co? Chcecie nas zeswatać? Wątpię, żeby wam się to udało. Jesteśmy tylko przyjaciółmi. - Spojrzałam na niego karcąco.
-Co wam szkodzi spróbować być razem? Ładna  byłaby z was para... - Przerwałam mu.
-A nie pomyślałeś, że gdybym z nim była, a później byśmy się rozstali to mogłaby ucierpieć na tym wasza przyjaźń? - Zapytałam ze spokojem i podłamaniem.
-A więc to w tym problem? Zapewniam cię, że tak by nie było. Potrafimy oddzielić te dwie rzeczy od siebie. - Zaczął mnie pocieszać.
-Zrozum, że nie chcę żebyś ty i chłopaki się wtrącali w nasze życie. Ja i Michael jesteśmy tylko przyjaciółmi i nie zmienimy tego, bo wam zachciało się nas zeswatać. -  Wstałam od stołu i zaczęłam iść w stronę schodów, kiedy usłyszałam jeszcze głos Stefana.
-I tak do siebie pasujecie. - Myślałam, że zaraz nie wytrzymam. I weź takiemu przetłumacz do rozumu. Spojrzałam w sufit i przymknęłam na chwilę powieki, po czym się odwróciłam i krzyknęłam w stronę Stefana.
-Dajcie nam święty spokój! - Pobiegłam szybko do pokoju, aby nie musieć go już słuchać.
Oto kolejny rozdział, piszcie w komentarzach, czy się podoba.