piątek, 30 marca 2018

Rozdział XXIX

(Michael)
Przez dłuższy czas stałem w tym samym miejscu z niemałym osłupieniem. Kiedy się ocknąłem dziewczyny już nie było. Gdybym się nie zamyślił to zapewne bym ją zatrzymał i nie pozwolił na to, żeby po raz kolejny kończyła naszą rozmowę w taki sposób. Dzisiaj wieczorem na pewno już się tak nie wymiga od odpowiedzi na moje pytania.
Przeczesałem odruchowo dłonią włosy i odwróciłem się na pięcie w stronę szatni i łazienek, aby móc odświeżyć się po jakże wyczerpującym treningu. Przydałoby mi się trochę wolnego i odpoczynku. Dobrze, że niedługo weekend.
Otworzywszy drzwi od razu ujrzałem chłopaków, którzy nagle przestali o czymś dyskutować i przenieśli swój wzrok na mnie. Miałem dziwne wrażenie, że gadali o mnie. Pewnie mi się tylko wydawało. No chyba, że oni wszystkiego się domyślają i wiedzą, że ja i Diana wróciliśmy do siebie. Ale skąd? Przecież nikomu nie mówiliśmy.
Podszedłem do mojej torby treningowej, która leżała obok tej należącej do Clemensa. Zacząłem wyjmować z niej wszystkie rzeczy na przebranie i te, potrzebne do odświeżenia się, gdy nagle poczułem zapach, który tak dobrze znałem. Pachniał jak... No właśnie. Odwróciłem się w stronę, z której dobiegał aromat. Zobaczyłem, że na ławce stoi flakonik takich samych perfum jakich używa Diana.
-Czyje to perfumy? - Chwyciłem je w dłoń i omiotłem spojrzeniem wszystkich, którzy tu się znajdowali. Większość była albo bardzo poważna, albo miała miny jakby zaraz mieli wybuchnąć śmiechem. Czy oni robią sobie ze mnie jaja? Niech tylko poczekają na moją zemstę. Odechce im się tych uśmieszków.
-Moje. - Usłyszałem zadowolonego Clemensa, który nagle wyłonił się z łazienki. Wyglądał normalnie, jakby nie był w zmowie z tymi pajacami. - Jak chcesz to możesz się popsikać. - On tak serio pyta?
-Nie, dzięki. - Zaśmiałem się. - Nie gustuję w damskich perfumach. - Odstawiłem je na miejsce.
-Damskich? - Spojrzał na mnie z niemałym zaskoczeniem. - Od kiedy perfumy dzielą się na damskie i męskie? - W całym pomieszczeniu zapadła cisza. Popatrzyłem na wszystkich i teraz już nie byłem pewny, czy on pyta serio, czy może jednak żartuje. Po nim nigdy nie wiadomo. Nadawałby się na świetnego aktora.
-Yyy... - Zawahałem się na moment. - Od zawsze? - Zmarszczyłem czoło i podrapałem się po głowie. Nie chciałem  chłopaka w żaden sposób urazić.
Clemens otworzył szeroko oczy i patrzył na mnie jakbym co najmniej odkrył Amerykę. Nie minęło może dziesięć sekund a jego kąciki ust powędrowały ku górze i zaczął się głośno śmiać, a do niego dołączyła reszta. A więc to wszystko zaplanowali.
-Ale się dałeś wkręcić. - Poklepał mnie po ramieniu. - Czy ty naprawdę masz mnie za takiego idiotę? - Obrazi się gdy powiem, że tak? - To prezent dla mojej dziewczyny. - Powiedział z rozmarzeniem. Wziął do ręki wcześniej wymieniony prezent i nagle jakby na jego twarz wstąpiła wściekłość. - Co za baran to otworzył?! - Krzyknął tak głośno, że aż instynktownie się skrzywiłem.
Wszystkich spojrzenia skierowane zostały na Krafta, który momentalnie przestał się śmiać a na jego twarzy malowało się teraz przerażenie. Gdy jego i Clemensa spojrzenia się spotkały szybko wstał i zaczął uciekać. Tak oto zaczęła się gonitwa, która wyglądała na tyle komicznie, że grzechem by było tego nie sfilmować.
(Diana)
Stałam właśnie w kuchni kończąc przygotowania do kolacji, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Oczywiście wiedziałam kto to, więc stanęłam jeszcze przed lustrem poprawiając ubranie i włosy, i po chwili byłam już w pełni gotowa na otworzenie drzwi. Wcale się nie myliłam, a przede mną stał mój ukochany z bukietem ślicznych róż, które mi wręczył.
-Jakie piękne. - Powąchałam kwiaty i przytuliłam chłopaka. Najchętniej to bym tak pozostała. Mogłabym się delektować jego zapachem i czułabym się bezpiecznie. - Dziękuję. - Wyszeptałam i zaprosiłam chłopaka do środka.
-Dla ciebie wszystko. Mam nadzieję, że się nie spóźniłem. - Wszedł w głąb domu rozglądając się na wszystkie możliwe strony. No tak, zapomniałam. Jest tu pierwszy raz. - Ładnie tu masz. - Pokiwał głową z uznaniem.
-Dzięki. Jesteś w samą porę. Za chwilę będzie gotowa kolacja. - Poszłam do kuchni, aby jak najszybciej wstawić kwiaty do wazonu, w końcu szkoda, żeby takie piękności zwiędły. Wzięłam do ręki mój ulubiony wazon i nalałam do niego wody, aby następnie móc zanurzyć w nim róże. - A co do mieszkania to muszę jeszcze dokupić trochę mebli, odmalować ściany i wprowadzić taki nastrój typowy dla mojego gustu.
-Z chęcią ci pomogę. - Odwróciłam się w stronę chłopaka i cmoknęłam go w policzek.
-Kochany jesteś. - Postawiłam bukiet kwiatów na stole w salonie, czyli w pomieszczeniu, w którym spędzam praktycznie najwięcej czasu. - Wydaje mi się jednak, że z tak prostymi sprawami to sobie poradzę.
-W to nie wątpię. - Uniósł dłonie w geście obrony. - Po prostu chciałbym z tobą spędzać każdą wolną chwilę. - Podeszła pomalutku do Michaela i założyłam ręce na jego szyi wpatrując się prosto w jego oczy.
-Każdą powiadasz? - Uśmiechnęłam się zadziornie.
-Absolutnie każdą. - Nachylił się delikatnie i złączył nasze usta w pocałunku, który jednak nie trwał zbyt długo, bo momentalnie się od niego odsunęłam i zrobiłam poważną minę, na co chłopak zmarszczył czoło, nie wiedząc o co chodzi.
-W takim razie już wiem z kim będę chodziła na zakupy. - Powiedziałam śmiertelnie poważnie i zaczęłam się śmiać z miny Michiego.
-No wiesz, nie do końca o to mi chodziło. - Mruknął pod nosem, ale dało się usłyszeć lekkie podłamanie w jego głosie. - Trenerowi się coś odmieniło i jednak postanowił, że z chłopakami wystartujemy w LGP, ale narazie nie powiedział kiedy dokładnie. Potem zacznie się Puchar Świata, a w międzyczasie jeszcze zgrupowanie. Nie będziemy się tak często widywać i czuję się z tym okropnie.
-Damy radę. Poradzimy sobie z tym i zobaczysz, szybko zleci. Póki co korzystajmy z tego, że możemy pobyć trochę razem. - Mam nadzieję, że nie zabrzmiało to lekceważąco, ale z drugiej strony co miałam powiedzieć, aby się nie domyślił, że wcale nie będziemy się rozstawać na tak długo.

sobota, 10 lutego 2018

Rozdział XXVIII

-Diana! - Usłyszałam głos Manuela. Zauważyłam również Michaela, który na dźwięk mojego imienia momentalnie przestał rozmawiać ze Stefanem i całą swoją uwagę miał teraz skupioną na mnie. Uchylił delikatnie usta, wpatrując mi się dokładnie w oczy z niemałym zaskoczeniem. Kompletnie nie spodziewał się mnie tutaj. Swoją drogą co ja mogłabym tu robić. No właśnie. Co? Jaką wymówkę mam wymyślić na nurtujące ich zapewne pytanie. Prawdy nie mogę powiedzieć. To wykluczone. Dowiedzą się wszystkiego w swoim czasie. Jedyny sposób, aby mi uwierzyli, to  granie pewnej siebie osoby. Tak właśnie zamierzam zrobić. To jedyne dobre wyjście z tej sytuacji. - Jak ja cię dawno nie widziałem. - Nie zorientowałam się nawet kiedy mężczyzna zamknął mnie w szczelnym uścisku. Od razu mocno się skrzywiłam zważywszy na fakt, że wraca dopiero z treningu i nie najlepiej pachnie. Na widok mojej miny wszyscy się zaśmiali. Serio? Czy moja reakcja jest na prawdę taka dziwna?
-Mógłbyś łaskawie mnie puścić? - Od razu wykonał moją prośbę. - Przez ciebie zaraz będzie nade mną latać stado much. - Gestem ręki zaczęłam udawać, że strzepuję coś z siebie.
-Oj bez przesady. Nie bądź taka nerwowa, bo... - Skończył w pół słowa, gdy zobaczył karcącą minę Stefana. Oj, dobrze postąpiłeś braciszku. Doskonale wiesz jakby się to skończyło.
-Co tu robisz? - Zapytał Markus z dużym uśmiechem na twarzy. - Chyba nie masz zamiaru sobie poskakać z nami na skoczni? - Zaśmiał się delikatnie. Popatrzyłam się niepewnie na chłopaków. Nie przychodziło mi żadne racjonalne wyjaśnienie do głowy, więc postanowiłam wszystko obrócić w żart i sobie stamtąd zwiać.
-Jeszcze mam trochę żywego rozsądku. - Puściłam w jego stronę oczko i powoli zaczęłam kierować się w stronę wyjścia z budynku. - Pójdę już. Nie będę wam przeszkadzać. - Zatrzymałam się jeszcze na moment i po raz drugi tego dnia spojrzałam na Michaela, który nadal uważnie lustrował mnie wzrokiem. Jedyne co chciałam w tej chwili zrobić to podbiec do niego, przytulić go, pocałować... Sytuacja natomiast mi na to nie pozwalała. Musiałam udawać, że jesteśmy obrażeni na siebie, że się do siebie nie odzywamy... Zmuszona byłam traktować go przy innych jak obcego sobie człowieka, ale już niedługo... Wkrótce wszystko się zmieni, a łączącym nas uczuciem będziemy mogli pochwalić się całemu światu.
Nie usłyszałam nawet do końca co mi odpowiedzieli. Byłam za bardzo pogrążona w swoich myślach. Po chwili zauważyłam oddalającą się grupę mężczyzn, a ja nadal stałam w tym samym miejscu jak skończona idiotka. Dostrzegłam znajomą twarz skierowaną w moją stronę. To był Michael. Moje kąciki ust od razu powędrowały w górę. Uniosłam powoli swoją dłoń w stronę ust i posłałam w jego stronę buziaczka. Od razu na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech, którego tak bardzo mi brakowało przez ostatnie dni.
Stwierdziłam, że nie mogę stać w jednym miejscu w nieskończoność, dlatego udałam się w stronę wyjścia. Zanim zniknęłam za rogiem, zdążyłam się jeszcze raz odwrócić i spojrzeć na oddalające się postacie. Nie szłam zbyt długo, bo już po chwili poczułam czyjąś dłoń na moim nadgarstku, a ja momentalnie zostałam odwrócona twarzą do tej osoby. Moje oczy ujrzały blondyna o ślicznych niebieskich oczach.
-Michael? - Szepnęłam w miarę cicho, aby nikt nie usłyszał. Szczerze powiedziawszy to mnie wystraszył i mało brakowało a bym wydała z siebie pisk. Chłopak natomiast wpił się w moje usta. Z ręki wypadły mi wszystkie dokumenty, które trzymałam, a jedną rękę zarzuciłam na jego kark, natomiast drugą ułożyłam na jego policzku. - Ktoś nas zobaczy. - Szepnęłam między pocałunkami. Michael na chwilę oderwał się ode mnie i chwycił w dłonie moją twarz.
-Olać to. Nie potrafię udawać obojętnego. Przekonałem się o tym przed chwilą. Wiesz jaką walkę stoczyłem w środku, żeby nie podejść do ciebie, nie powiedzieć nic niestosownego? Czułem się jakbym widział cię przez pleksę. Dłużej tak nie wytrzymam. - Westchnął z delikatnym podłamaniem.
-Mi też nie jest z tym łatwo, ale wczoraj przecież coś ustaliliśmy. - Zaczęłam poprawiać jego grzywkę, która obecnie była roztrzepana na wszystkie możliwe strony. - Poza tym to był twój pomysł. - Oparłam się o ścianę i czekałam na jego reakcję.
-To była największa głupota jaką wtedy palnąłem. Zapomnijmy o tym. - Zaczęłam się śmiać, bo przypomniała mi się pewna rzecz, którą mi kiedyś chłopak opowiedział. - Z czego się śmiejesz? - Uśmiechnął się szeroko i czekał na moją odpowiedź.
-Myślałam, że największą głupotą jaką kiedykolwiek palnąłeś było powiedzenie na lekcji do nauczycielki: Możemy się przespać? 
-Nie moja wina, że każdy zrozumiał to dosyć dwuznacznie. - Pokręcił na boki głową jakby chciał wymazać z pamięci kompromitujące wydarzenie. - Ja tylko chciałem, żeby dała nam lekcję wolną. Zresztą, nie rozmawiajmy teraz o tym. Odpowiesz na moje pytanie? - Przybliżył się do mnie i założył mi kosmyk włosów za ucho.
-Wpadnij do mnie wieczorem, wtedy na spokojnie porozmawiamy. Teraz powinieneś już iść. Zaraz zobaczą twoją nieobecność. - Schyliłam się, aby podnieść z podłogi papiery, które wcześniej wyleciały mi z rąk.
-Co tu masz? - Wskazał na dokumenty, które trzymałam w dłoni, a ja spuściłam wzrok zastanawiając się co mam powiedzieć. Nie mogę wyjawić prawdy, ale skłamać też nie. - Ej, co się dzieje? - Uniósł mój podbródek tak, abym mu spojrzała w oczy. Ja jedynie przygryzłam dolną wargę, nie wiedząc jak zakończy się nasza rozmowa. - Nie rób tak.
-Jak? - Zmarszczyłam delikatnie brwi, udając, że nie mam pojęcia o czym mówi.
-Nie przygryzaj wargi. - Uśmiechnęłam się delikatnie.
-Czemu? - Szepnęłam mu do ucha.
-Bo będę musiał cię pocałować, a w efekcie tego może się zdarzyć, że ktoś nas zobaczy, a tego przecież nie chcesz.
-Skąd ta pewność?
-Sama to powiedziałaś wcześniej.
-Ja się z tobą tylko droczyłam. - Puściłam w jego stronę oczko, cmoknęłam w usta i udałam się w stronę wyjścia.

czwartek, 14 grudnia 2017

Rozdział XXVII

-...i wtedy już nie wytrzymałam, i go pocałowałam. - Siedziałam właśnie z Marisą w kawiarni i dokładnie jej opowiadałam o wydarzeniach ostatniej nocy.
-Jejku, tak się cieszę, że znów jesteście razem. - Powiedziała z rozmarzeniem. - Stefan już wie?
-Jeszcze nie i na razie nie chcę żeby wiedział. - Odstawiłam filiżankę z kawą delikatnie na bok, po czym złapałam Marisę za ręce. - Mam do ciebie prośbę. - Zrobiłam krótką pauzę, a dziewczyna pokiwała głową abym kontynuowała. - Zachowasz na razie mój i Michaela związek w tajemnicy?
-No dobrze. Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Powiesz mi chociaż dlaczego chcesz to ukryć? - Pomyślałam chwilkę od czego mam zacząć swoją wypowiedź.
-To nie takie proste do wytłumaczenia. - Westchnęłam. - Przez ostatni czas nie było między nami dobrze. Sama o tym najlepiej wiesz. Doszliśmy do wniosku, że najpierw musimy wszystko odbudować i przywrócić do ładu zanim publicznie pochwalimy się, że jesteśmy razem.
-Wiesz, że nie będzie łatwo tego ukryć.
-Wiem, ale to nie na długo, więc powinno się udać.
-Będę trzymać za to kciuki. - Zrobiła krótką przerwę. - Kiedy się w końcu tego pozbędziesz?- Wskazała na moje czoło, na którym nadal znajdował się opatrunek.
-W poniedziałek. Tak szczerze to trochę się boję, że będzie bolało. - Skrzywiłam się na samą myśl o tym.
-Pamiętaj, że jakby co to zawsze mogę trzymać cię za rękę i dodać trochę otuchy. - Puściła w moją stronę oczko. - Idziemy? - Poderwała się z miejsca a ja tuż za nią.
Wyszłyśmy z kawiarni i od razu uderzyły w nas ciepłe promienie słoneczne. Automatycznie przymrużyłam oczy, by po chwili wyciągnąć z torebki okulary przeciwsłoneczne. Odprowadziłam kawałek Marisę, a następnie sama udałam się do swojego domu, ponieważ musiałam wziąć ważne dokumenty i pojechać na rozmowę z trenerem.
Weszłam do dużego budynku i rozejrzałam się dookoła, nie wiedząc, w którą stronę powinnam pójść. Postanowiłam pójść prosto przed siebie i poszukać drzwi z odpowiednią nalepką. Na moje szczęście akurat jedno z pomieszczeń opuszczał jakiś mężczyzna, więc postanowiłam go poprosić o wskazanie drogi.
-Przepraszam, czy wie pan może, gdzie zastanę trenera? - Dosyć młody mężczyzna spojrzał na zegarek, a po chwili odpowiedział na moje pytanie.
-Jego gabinet jest na samym końcu korytarza, ale obecnie trwa trening, więc podejrzewam, że tam właśnie się znajduje. Proszę poczekać, zaraz go zawołam. - Dał znać rękami, żebym nigdzie się nie ruszała, a po chwili już go nie było.
Spacerowałam sobie w kółko delikatnie poddenerwowana. Nie byłam do końca pewna, czy mam tę pracę, czy może nie. W prawdzie Stefan mówił, że tak, ale nie do końca chce mi się wierzyć. Boję się, że ze względu na małe doświadczenie zawodowe, mogę nie otrzymać tej posady. Moje rozmyślania przerwał dźwięk stawianych kroków. Momentalnie przywołałam się do porządku i spojrzałam w stronę zbliżającego się człowieka. Miał na sobie zielony t-shirt i czarne spodenki. Całość dopełniała czarna czapka z daszkiem oraz duża ilość log. Na pierwszy rzut oka wyglądał dosyć przyjaźnie. Pomimo tego delikatnie powiedziawszy się stresowałam. Mężczyzna obdarzył mnie krótkim spojrzeniem, po czym otworzył drzwi i kiwnął głową abym weszła.
-Usiądź. - Powiedział z wyczuwalnym zmęczeniem. Jak mu się nie chce ze mną teraz rozmawiać i ma zamiar cały czas zachowywać się tak, jak się zachowuje to mógłby chociaż powiedzieć, żebym przyszła innym razem. - Nawet nie zdajesz sobie sprawy jakie to wszystko jest męczące. - Zmarszczyłam lekko brwi, nie wiedząc o co chodzi.
-Co konkretnie?
-A wszystko. - Machnął rękami i usiadł naprzeciwko mnie. - Te ciągłe przebywanie z chłopakami na treningach, doradzanie im, pomaganie w wyciąganiu wniosków... I choćbym nie wiem jak się starał to efekty i tak są takie same.
-Chyba nie chce pan powiedzieć, że słabe? - Zapytałam ze zdziwieniem.
-Broń Boże. Po prostu nie widzę dalszych postępów. Mam wrażenie, że wszystko się zatrzymało w pewnym momencie i zamiast do przodu, wszystko stoi w miejscu. Poza tym teraz będzie sezon olimpijski i wszystkie ekipy będą jak najlepiej przygotowane. Nie wystarczy jedynie dobra forma, ona musi być znakomita, żeby wybić się w górę. - Chwilkę zamyśliłam się na tym, co powinnam odpowiedzieć. Spojrzałam na trenera. Przypatrywał mi się uważnie, jakby czekał na jakąś reakcję z mojej strony. Po krótkiej panującej ciszy postanowiłam w końcu się odezwać.
-A mi się wydaje, że właśnie w tym tkwi błąd. - Kuttin przysłuchiwał mi się z zaciekawieniem. - Nie powinno się oglądać na innych. To tylko budzi większą presję wśród zawodników a tym samym gorsze wyniki. Należy robić swoje i skupiać się na oddawanych skokach, żeby dopracować wszystkie detale w jak najlepszy sposób. Jeżeli zawodnik będzie miał w głowie tylko to, że musi tak skakać, żeby wygrać, to ciężko mu będzie coś osiągnąć. Strach przed nieosiągnięciem założonego celu weźmie górę a przy okazji wpłynie negatywnie na psychikę zawodnika, dlatego nie powinien pan stawiać przed nimi takich celów. Oczywiście forma jest ważna, ale należy ją budować powoli, małymi kroczkami. - Skończyłam mój monolog i dopiero zdałam sobie zdanie, że delikatnie skrytykowałam postawę trenera. Spojrzałam niepewnie na Kuttina i nie wiedziałam, czy mam jak najszybciej stąd uciekać, czy nie. - To tylko moje zdanie. - Dodałam ciszej.
-I prawidłowo. - Klasnął w dłonie. - Masz tę pracę. - Ożywił się i stał się jakby innym człowiekiem, bardziej radosnym, uśmiechniętym. A więc co? Tylko udawał? Chciał sprawdzić moją reakcję? Nic z tego nie rozumiem.
-Naprawdę? - Zapytałam niekontrolowanie, na co tylko pokiwał głową.
-Właśnie szukałem kogoś takiego, kto nie boi się wytknąć błędu nawet trenerowi. - Zaczął szukać czegoś na biurko, aż w końcu wziął do ręki jakąś teczkę. - Tutaj mam wstępny projekt umowy. Co do wynagrodzenia to myślę, że się jakoś dogadamy. - Wręczył mi do ręki papiery.
-Dziękuję. Miałabym jeszcze jedną małą prośbę. - Pokiwał głową abym mówiła. - Czy mógłby pan zachować narazie w tajemnicy to, że będę tu pracować? Chodzi o to, że znam osobiście większość sportowców i chciałabym im zrobić taką niespodziankę.
-W porządku, nie ma problemu.  - Rozmawialiśmy jeszcze chwilkę, a potem pożegnaliśmy się i udałam się w stronę drzwi. Nacisnęłam klamkę i wyszłam na korytarz.
Ogólnie rzecz biorąc miałam takiego farta, że wpadłam prosto na chłopaków wracających z treningu. A wszystko szło już tak fajnie. Mieli się o niczym nie dowiedzieć... ale chwila, jeszcze nie wszytko stracone.
Hejka, jestem z nowym rozdziałem. (Tak, jeszcze żyję.) A więc dzisiaj trochę krótko i nudno, ale postaram się, żeby w następnych już było ciekawiej ;)

sobota, 16 września 2017

Rozdział XXVI

Siedziałam na ławce. Widząc krople deszczu wyjątkowo zrobiło mi się smutno. Zazwyczaj kochałam na nie patrzeć, gdy spadały z nieba uderzając o ziemię, ale teraz jakby wszystko się odmieniło. Może to przez nudę panującą, przez którą wszystkie wspomnienia wracają. Mimo, że są one szczęśliwe, to jednak zadają delikatny ból, który z każdą chwilą staje się większy.
Próbując odgonić od siebie to wszystko jak zwykle przymknęłam powieki i chwyciłam się za czoło. Niestety poskutkowało to tym, że moje oczy uroniły kilka łez. Po prostu czułam, że dłużej już tak nie wytrzymam. Za długo kłębiłam to w sobie. Tyle razy słyszałam o tym, że nie należy kumulować negatywnych emocji, bo po ich nagromadzeniu człowiek jest w stanie wyrzucić je wszystkie naraz, co może mieć zły skutek.
Usłyszałam zbliżające się w moją stronę kroki. Nie patrząc kto to, szybko otarłam łzy, w końcu nie mogłam wyjść na jakąś beksę. Zrobiłam jeszcze dwa głębokie wdechy na uspokojenie i starałam się udawać, że wszystko jest w porządku.
Moja towarzyszka bądź towarzysz usiadł tuż obok mnie. Przyznam się, że nie cieszył mnie ten fakt. Wolałam teraz mieć więcej przestrzeni wokół siebie, ale nic na to nie poradzę, przystanek to w końcu miejsce publiczne i nikogo nie mam prawa stąd wypędzać. Jedyne co mogłam zrobić w tej chwili to zachować opanowanie i spokojnie poczekać na przyjazd autobusu. Swoją drogą to mam nadzieję, że nie będzie żadnej niespodziewanej kontroli biletów i uda mi się jakoś dojechać do domu.
Z rozmyślania wyrwało mnie coś niepokojącego. Poczułam czyjąś dłoń gładzącą wierzch mojej skóry od nadgarstka aż do końcówek palców. Normalnie bym ją zabrała, ale ten dotyk był taki znajomy. Miałam pewne podejrzenia, kto to może być, ale przecież to niemożliwe. Jakby mnie w ogóle tu znalazł? Momentalnie spojrzałam na osobnika siedzącego obok i dostrzegłam Michaela patrzącego prosto w moje oczy. Czułam, że to nie może skończyć się dla mnie dobrze. Nagle przeniosłam wzrok na nasze dłonie i zrozumiałam, że jak tego nie powstrzymam to się zaraz rozkleję. Jak oparzona schowałam ręce do kieszeni i na ile mogłam, na tyle odsunęłam się od niego, wycierając pewnie przy okazji cały brud z ławki, ale teraz to nie miało większego znaczenia.
-Co jest? - Usłyszałam z jego ust. Przez myśl przeszło mi, aby udawać, że nie słyszałam, ale w końcu zdobyłam się na odwagę i próbowałam jakoś odpowiedzieć.
-Nic, po prostu... po prostu... źle się czuję... - Powiedziałam pierwszą myśl, która przyszła mi do głowy, aby chociaż odrobinę wyplątać się z odpowiedzi na pytanie.
-W takim razie musi ponownie cię zbadać lekarz. - Powiedział poważnie, a mnie aż zmroziło. Nie będzie mi rozkazywać przecież co mam robić, gdzie przebywać...
-Nie! - Krzyknęłam od razu, czym go najwyraźniej lekko przestraszyłam, bo się wzdrygnął. Po chwili jednak zaczął się śmiać.
-Przecież żartuję. Dobrze wiem, że nic ci nie jest. - Popatrzyłam na niego niepewnie. Czyżby on od początku wiedział, że to wszytko było udawane i zamknął mnie "za karę" w tym głupim szpitalu? - I wydaje mi się, że musimy porozmawiać.
-Myślałam, że ten tekst jest zarezerwowany dla kobiet. - Westchnęłam, po czym spojrzałam na niego. - O czym chcesz rozmawiać? Wydaje mi się, że wszystko co było do powiedzenia to już sobie wyjaśniliśmy.
-Mylisz się. Nie wszystko. - Zrobił krótką przerwę. Przybrał minę jakby się nad czymś zastanawiał. - Tak właściwie to nic sobie nie wyjaśniliśmy.
-Ty tak twierdzisz, ja myślę, że to nie ma... - Nie pozwolił mi dokończyć, bo zrobił to za mnie.
-Sensu? To chciałaś powiedzieć? Wszystko ma sens, tylko czasami nie umiemy tego dostrzec. - Te słowa utknęły mi mocno w pamięci. Coś mi się wydaje, że będą mi towarzyszyć przez długi czas jako motto życiowe. - To co, porozmawiamy w końcu jak cywilizowani ludzie?
-Widzę, że jak się nie zgodzę to nie dasz mi spokoju. W takim razie dobrze, ale byle szybko.
-To może zacznę od początku. Po naszej ostatniej rozmowie, kłótni... Nie wiem nawet jak to nazwać... Byłem delikatnie mówiąc w rozsypce. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Wszystkiego mi się odechciało. Jedyną rzeczą, która mnie wtedy cieszyła, a raczej pozwoliła zapomnieć o tym wszystkim, były skoki. Wciągnąłem się w wir ciągłych treningów. Mało sypiałem, mało jadłem, cały czas towarzyszyła mi myśl o przyszłym sezonie, a także o tym, że muszę być w znakomitej formie. To wszystko nie trwało zbyt długo, bo z pomocą przyszedł mi Stefan, który jako mój przyjaciel zauważył moje niepokojące zachowanie. Pewnie gdyby nie on to teraz wyglądałbym jak trup, ale mniejsza o to. - Słuchałam go jak zaczarowana. W każdym wypowiedzianym słowie  było czuć emocje. W pewnej chwili przestał i spojrzał się na mnie. Natychmiast przywołałam się do porządku. - Przynudzam?
-Nie, nie. Mów dalej. - Kiwnęłam głową na znak, że może kontynuować.
-No dobrze, w takim razie... Stefan zauważył, że coś jest nie tak i stwierdził, że powinienem mu się wygadać. Powiedział, że lepiej się wtedy poczuję. Wiedziałem, że miał rację, ale nie chciałem tego robić. Całe szczęście był on na tyle uparty i nie ustępował. W końcu wszystko mu opowiedziałem i...
-Co zrobiłeś? - Niemal pisnęłam. - Jejku, co on sobie teraz o mnie myśli... - Powiedziałam bardziej do siebie.
-Za dobrze cię zna i uświadomił mi jedną rzecz. Na początku nie chciałem uwierzyć, ale potem jak spędziliśmy trochę czasu w szpitalu to dotarło do mnie, że Stefan może mieć rację.
-W czym? - Zapytałam, bo kompletnie nie rozumiałam o czym mówił.
-To może prosto z mostu. - Zrobił krótką pauzę. - Spójrz mi prosto w oczy i powiedz, że mnie zdradziłaś. - Zaszokował mnie tym. Nie wiedziałam co mam zrobić. Czy w ogóle będę w stanie wykonać to, o co mnie poprosił? Chwycił mój podbródek i pokierował tak, że musiałam spojrzeć mu prosto w oczy. Poczułam łzy, które próbowały się wydostać z moich ślepi. Powoli im się to udało. - No śmiało, powiedz.
-Ja... ja... - Odwróciłam głowę w drugą stronę. Nie byłam w stanie tak dłużej wytrzymać.
-Tak myślałem. Stefan miał rację. - Usłyszałam głos za sobą. - Dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego mnie okłamałaś?
-Tak będzie lepiej. - Odparłam zrezygnowana. Chciałam jak najszybciej zakończyć męczącą dla mnie rozmowę.
-Nie wystarczy powiedzieć "Tak będzie lepiej". To nie jest w końcu żaden powód. Powiedz prawdę. Chcę zrozumieć dlaczego tak się stało. - Nie ustępował, a ja poczułam, że już dłużej nie  wytrzymam.
-Nie wiem czemu to zrobiłam! - Wstałam momentalnie z ławki i zaczęłam chodzić od jednego końca przystanka do drugiego i wymachiwać dziwnie rękami, co miałam w zwyczaju, gdy byłam zdenerwowana. - Nie mam zielonego pojęcia! W nerwach mi się powiedziało! Tobie nie zdarza się mówić głupot?! - Złapał mnie za rękę, po czym próbował mnie uspokoić.
-Spokojnie. Nie musisz krzyczeć. - Powiedział spokojnie. - Usiądź lepiej i zrób głębokie wdechy. - Poszłam za jego poradą i poczułam się znacznie lepiej.
-Zdjęcia. Pamiętasz zdjęcia, które wtedy dostałeś? - Kiwnął głową, że "tak". - Nie wiem, może to przez nie. Może podświadomie chciałam, żebyś poczuł się tak samo jak ja w tamtym momencie. Wiem, jestem największą idiotką chodzącą po tej ziemi. - Zakryłam twarz dłońmi.
-Nie mów tak. Jeszcze wszystko da się naprawić. Nie mówię, że od razu, ale pomału małymi kroczkami. Wierzę, że nam się uda.
-Nie jestem do końca przekonana. Boję się, że znów stanie coś na drodze i potem ponownie...
-Nic się takiego nie stanie. Musimy sobie po prostu bezgranicznie ufać i będzie dobrze. - Dotknął mojego policzka, a przez moje ciało przeszły dreszcze, dokładnie takie same jak wtedy, gdy mnie po raz pierwszy pocałował. - Kocham cię. - Wypowiedział patrząc mi prosto w oczy. Moje serce zaczęło mocniej bić, a puls podskoczył mi chyba do dwustu.
-Też cię kocham, ale my nie... - Nie dał mi dokończyć, bo wpił się delikatnie w moje wargi. Na początku byłam w lekkim szoku, ale gdy się już ocknęłam, szybko się od niego oderwałam. Wstałam i ruszyłam w nieznanym mi jeszcze kierunku. Wiedziałam, że jeśli bym temu nie zaprzestała to w końcu bym mu uległa.
Nagle poczułam dłoń zaciskającą się na moim nadgarstku i wpadłam prosto w ramiona Michaela. Ponownie mnie pocałował, jednakże tym razem bardziej zachłannie. Nie wytrzymałam dłużej i odwzajemniłam pocałunek. Ku mojemu niezadowoleniu od razu odsunął się ode mnie. Szybko jednak to zmieniłam, bo tym razem to ja go pocałowałam.
Noi mamy ostatni już rozdział... w tym tygodniu. Dobra, wiem, że nie do końca tego oczekiwaliście, ale wyszło jak wyszło :/ Mam nadzieję, że widzimy się niedługo :*

niedziela, 10 września 2017

Rozdział XXV

Leżę sobie właśnie w szpitalnym łóżku i się strasznie nudzę. Michael nie odstępuje mnie na krok, bo jak to on twierdzi, mogę uciec. W sumie ma rację. Muszę tylko poczekać aż pójdzie do łazienki lub uśnie i droga wolna. Jestem na niego wkurzona, że mnie tu w ogóle przywiózł. Gdyby nie on to byłabym pewnie teraz w moim domu, a tak to teraz muszę leżeć na tym niewygodnym łóżku, na którym nie da się nawet na bok przekręcić, bo jest strasznie małe. Zdecydowanie nie równa się z moim dwuosobowym, które mam w domu.
-Nadal jesteś zła na mnie? - Od samego początku, gdy coś do mnie mówił, starałam się go olewać. Z czasem odpuścił, ale najwyraźniej teraz znowu postanowił spróbować nawiązać ze mną kontakt.
-A myślisz, że nie powinnam? Po co mnie tu przywoziłeś? Jestem przecież zdrowa. Może następnym razem mnie od razu do psychiatryka zawieziesz?
-Proszę cię, nie dramatyzuj. - No tak, zdanie wypowiadane przez typowych facetów. - Będziesz tu niecałą dobę tylko. Pragnę ci uświadomić, że ja dosyć często muszę przechodzić różne badania i inne tego typu rzeczy, więc weź się w garść i nie zachowuj się jak dziecko. - Wywróciłam tylko oczami i dopiero teraz zorientowałam się, że nie mam telefonu. Musiałam go pewnie zostawić w torebce, która znajduje się w moim aucie.
-Mogę telefon? - Popatrzył na mnie chwilę, jakby był w szoku, że w końcu normalnie się do niego zaczęłam odzywać. - Poprzedzając twoje pytanie to swój najprawdopodobniej zostawiłam w torebce, a muszę wiedzieć co się w końcu dzieje na świecie, bo inaczej się tu całkiem zanudzę. - Westchnął tylko i wyjął z kieszeni komórkę, po czym mi ją wręczył. Odblokowałam ekran i zobaczyłam swoje zdjęcie na tapecie, gdy śpię. No po prostu świetnie...
-Tylko nie wypisuj na moich portalach społecznościowych żadnych głupot, bo kiepsko się to skończy. - Hmm... cóż za świetny pomysł podsunął mi pan Hayboeck. Niestety chyba jednak go nie zrealizuję i to nie przez to, że się go boję, tylko po prostu nie chcę psuć mu reputacji.
-Za kogo ty mnie masz? Ja jestem aniołkiem i nigdy bym czegoś takiego przecież nie zrobiła. No chyba, że bardzo chcesz to mogę się poświęcić i jeden jedyny raz wykręcić taki numer. - Otworzył szeroko oczy, niczym sowa i pokręcił przecząco głową.
Posiedziałam trochę na Facebooku i poczytałam trochę głupot, po czym postanowiłam "iść spać". Oczywiście wcale takiego zamiaru nie miałam, ale stwierdziłam, że skoro jest już ciemno, a osobnik siedzący po mojej lewej stronie pomyśli, że śpię, to w końcu sam to uczyni, a ja w tym czasie będę mogła na spokojnie stąd wyjść. Gdybym miała tu nocować to chyba w życiu bym się nie wyspała. Ba, nawet oka bym nie zmrużyła.
Było około dwudziestej trzeciej. Otworzyłam delikatnie oczy, żeby sprawdzić, czy Michael śpi. Ku mojemu zdziwieniu wyglądało na to, że tak właśnie jest. Cóż, jeżeli teraz spróbuję wstać, to może się okazać, że wcale nie śpi i nic z tego. Natomiast jeżeli na prawdę usnął, to odwlekanie mojego planu nie jest najlepszym pomysłem. Jakbym nie postąpiła to i tak istnieje jakieś ryzyko.
-Uniosłam delikatnie kołdrę do góry, aby móc po cichutku wstać z łóżka. Szybko przebrałam się w swoje ubrania, a szpitalne "coś", podobne do piżamy zostawiłam na łóżku. Ubrałam swoje baleriny i powoli, niczym jakiś detektyw zaczęłam przemieszczać się do drzwi. Delikatnie nacisnęłam klamkę. Wszystko szło jak najlepiej, dopóki przy otwieraniu drzwi, one lekko nie zaskrzypiały. Zastygłam jak posąg nadsłuchując, czy przypadkiem Michael się nie zbudził. Szczęście mi dopisywało i byłam już na korytarzu. Niestety w swoim planie nie przewidziałam spotkania pielęgniarki, która mogłaby mnie rozpoznać.
-Przepraszam, a pani nie powinna teraz leżeć w sali? - Spróbowałam udawać, że nie słyszę. - Halo, mówię do pani. - Nie ustępowała.
-A to do mnie. - Dobra, robię z siebie idiotkę. Przecież nikogo więcej tu nie ma. - Pomyliła mnie pani z kimś. - Pierwsza wymówka jaka wpadła mi do głowy.
-Nie sądzę. - Pokręciła głową. - Proszę wracać do sali, bo pójdę po ordynatora. - Pff... i ja mam się bać? Co to to nie.
-Najwyraźniej pomyliła mnie pani z moją siostrą bliźniaczką, która leży właśnie w tamtej sali, a ja byłam przywieźć jej czyste ubrania na przebranie, bo jutro wychodzi. - Kurcze, jak dobrze, że mam dar radzenia sobie w ciężkich sytuacjach. Szkoda, że tylko w takich, a nie uczuciowych. - Mogę już iść? - Kiwnęła tylko głową i poszła dalej. To był dla mnie znak, że musiałam jak najszybciej opuścić to więzienie, bo coś czuję, że ta pielęgniarka nie odpuści i dobrze sprawdzi, czy jej przypadkiem nie oszukałam.
Pobiegłam do windy, którą natychmiast zjechałam na dół, a następnie wyszłam szybko ze szpitala, aby udać się w jakieś bezpieczne miejsce, gdzie nikt nie będzie mi kazał wracać do tego okropnego miejsca. Udałam się na przystanek autobusowy, aby móc jakoś wrócić do domu. Najbliższy odjazd był dopiero za czterdzieści pięć minut. No to sobie trochę poczekam. Usiadłam na ławce i przyciągnęłam do siebie nogi, aby było mi cieplej. Jak na złość zaczął padać deszcz. Dobrze, że przynajmniej jest tu dach, bo inaczej bym pewnie zmokła.
(Michael)
Postanowiłem, że nie opuszczę Diany na krok. Doskonale wiem, że miewa czasem zwariowane pomysły, a z tego co zauważyłem to boi się szpitali i wcale bym się nie zdziwił gdyby postanowiła stąd uciec. Z tego powodu muszę ją pilnować, ponieważ musi zostać do jutra na obserwacji. Rano będzie miała ponownie przeprowadzane niektóre badania. Na prawdę mam nadzieję, że nic jej nie jest, ale w dzisiejszych czasach to nigdy nie wiadomo. Należy być przygotowanym na wszystko. Doskonale wiem, że przekładanie jakiś badań, może mieć złe skutki, dlatego tak bardzo zależy mi na tym, aby tu jeszcze chwilę została.
Ostatnio zdałem sobie sprawę, że mimo wszystkiego tego, co się wydarzyło ja nadal ją kocham i wątpię, żebym kiedykolwiek o niej zapomniał. Będę starał się jakoś wszystko naprawić, w innym przypadku nie nazywam się Hayboeck. Chłopaki, a w szczególności Stefan dali mi ostatnio dużo do myślenia i przyznam szczerze, że mieli rację, a ja jak zwykle okazałem się mało inteligentny.
Siedziałem sobie tak na krześle i wpatrywałem się w śpiącą dziewczynę. Wyglądała tak słodko... W pewnym momencie moje powieki zaczęły robić się odrobinę cięższe. Z minuty na minutę coraz bardziej. Przymknąłem je na moment, aby chwilkę odpocząć, jednakże nie miałem zamiaru spać. Niestety z reguły każdy tak sobie powtarza, że nie uśnie, bo przecież ma pełną świadomość nad tym co się dzieje  itp. Po chwili jednak zasypiamy nie wiedząc nawet kiedy. Później gdy się budzimy, bywa tak, że jesteśmy źli, bo coś nas przykładowo ominęło. U mnie było podobnie. Obudziło mnie lekkie szturchnięcie. Z początku myślałem, że to Diana, ale coś mi jednak nie pasowało. Gdy zdałem sobie sprawę, że usnąłem, momentalnie się zerwałem. Spojrzałem na pielęgniarkę, a następnie na puste łóżko. Szybko dotarło do mnie, że moje podejrzenia się sprawdziły i wybiegłem ze szpitala, kierując się do samochodu. Nie wiedziałem do końca gdzie mam jechać, ale postanowiłem po prostu rozejrzeć się, czy nie ma jej gdzieś w pobliżu.
Hejka ;) Jestem po krótkiej przerwie związanej z powrotem do szkoły. Wiem, że od dłuższego czasu cała akcja jest trochę zepsuta. Chyba od ponad dziesięciu rozdziałów bohaterowie są skłóceni i pewnie nikomu się aż tego nie chce czytać. Ogólnie miałam fajny pomysł na ich pogodzenie, ale stwierdziłam, że za długo jeszcze trzeba do niego czekać, więc może zrealizuję go w moim drugim opowiadaniu, albo jakoś w tym mi się to później uda. Nie wiem jeszcze. Postanowiłam, że w następnym rozdziale bohaterowie wiele sobie wyjaśnią i może się odrobinę pogodzą. Nie wiem, wszystko okaże się, gdy zacznę pisać, a tymczasem pozdrawiam wszystkich i wysyłam Wam buziaki :* Do następnego :*

czwartek, 31 sierpnia 2017

Rozdział XXIV

.-A więc to z nim mnie zdradziłaś? - Bardziej stwierdził niż zapytał. Doskonale widziałam, że był wściekły. Miał zaciśniętą szczękę i pięści. Przyznam, że to jedno głupie zdanie wypowiedziane z jego ust bardzo mnie zabolało, ale w końcu sama jestem sobie temu winna. Mogłam go nie okłamywać, jednakże stwierdzenie, że tym kimś, z kim go rzekomo zdradziłam jest Manuel... całkowicie mnie to zamurowało.

-Co? O czym ty...? - Nie zdążył dokończyć, bo Michael rzucił się na niego z pięściami. Zadawał mu cios za ciosem, a ja nie mogłam nic z tym zrobić. Rozejrzałam się po okolicy, ale o dziwo nikogo nie było. Czułam, że muszę coś szybko zrobić, tylko jeszcze nie wiedziałam do końca co.
-Michael! Zostaw go! Będziesz później tego żałował! - Nie reagował kompletnie na moje słowa. Widząc to w jakim jest stanie, bałam się bliżej podejść i spróbować ich rozdzielić. Nagle w głowie zrodził mi się pewien pomysł. Może nie był zbyt mądry, ale co innego mogłam zrobić? - Ał! Moja głowa! Nic nie widzę! - Nie ważne jak idiotycznie to brzmi, ale postanowiłam udawać, że zemdlałam. Może chociaż w ten sposób się trochę opamiętają. Problem był tylko w tym, że gdy upadałam to trochę mnie ręka zabolała, ale to pewnie nic takiego.
-Diana! - Usłyszałam głos  Michaela. A więc na efekty nie musiałam długo czekać. Dzięki Bogu skończyli tą głupią i bezpodstawną bójkę. - Hej, słyszysz mnie? - Nie mogłam się tak nagle obudzić, bo mogłoby to wyglądać nieco podejrzanie. Musiałam zdecydowanie chwilę odczekać.
Nagle poczułam jak unoszę się do góry. Gdzie on mnie zanosi? Pewnie do któregoś z domków, żebym tam odzyskała przytomność. Szliśmy nieco dłużej niż się spodziewałam. Po chwili zorientowałam się, że niesie mnie do samochodu. Kurde, gdzie on mnie ma zamiar wywieźć? Czy to się podlicza jako porwanie?
-Gdzie ja jestem? - Wymamrotałam cicho.
-U mnie w samochodzie. - Odpowiedział nadal wpatrując się uważnie w drogę. Boże, jaki on przystojny... Nie! Stop! Muszę o nim zapomnieć.
-Co? Gdzie jedziemy i jak się tu znalazłam. Nie pamiętam żebym coś piła, a z własnej woli bym tu nie wsiadła. - Problem w tym, że chyba jednak wsiadłam z własnej woli. Przecież mogłam wcześniej przerwać tą szopkę.
-Jak się całowaliśmy to nie wyczułem od ciebie alkoholu. - Jejku, ale kłamczuch z niego. Co mogłam zrobić, żeby się nie domyślił? Walnęłam się lekko w  czoło. - Z wrażenia zemdlałaś i obecnie jesteśmy w drodze do szpitala. - Czy on sobie ze mnie jaja robi? Jakiego szpitala? Po co? Przecież jestem zdrowa!
-Nie jadę do żadnego szpitala! Tylko... - Nie dał mi dokończyć.
-Grzecznie, bez protestów udamy się do szpitala. Omdlenia nie biorą się z niczego. - A może on kończył medycynę skoro taki przemądrzały?
-Zatrzymaj samochód. - Nie posłuchał. - Zatrzymaj ten cholerny samochód!
-Nie ma opcji. Zaraz będziemy na miejscu. - Pokręcił przecząco głową. Spróbowałam otworzyć drzwi, ale były zamknięte. Z nerwów walnęłam z całej siły ręką w ten głupi schowek, co znajdował się tuż przede mną. Skuliłam się z bólu, bo to ta sama ręka, która dała o sobie znać podczas upadku. - Co jest? - Akurat, jakby go obchodziło.
-Moja ręka... a z resztą co cię to obchodzi... - Zatrzymał samochód, no tak jesteśmy na miejscu.
-Posłuchaj. - Odwrócił się w moją stronę i dotknął mojego ramienia. - Nawet nie wiesz jak bardzo mnie to obchodzi. Mimo wszystko martwię się o ciebie. - Po tych słowach zrobiło mi się cieplej na sercu, ale nie mogłam dać tego po sobie poznać. Zrzuciłam szybko jego dłoń i spróbowałam otworzyć drzwi, ale nadal były zamknięte.
Po chwili chłopak wysiadł z samochodu i pomógł mi wysiąść. Gdy zamykał swoje auto na klucz, był odwrócony do mnie plecami, więc mogłam podjąć się ucieczki. Nie pobiegłam zbyt daleko, bo chłopak niemal natychmiast mnie dogonił. Objął mnie w talii i nachylił się nad moim uchem.
-Dokąd się pani wybiera? - Szepnął mi do ucha.
-Nie twój interes. - Próbowałam jakoś się uwolnić z jego objęć, ale nie dałam rady.
-Widzę, że nie chcesz współpracować. - Uniósł mnie do góry i przerzucił mnie sobie przez ramię.
-Puszczaj mnie. Słyszysz? - Uderzałam jedną ręką w jego plecy i wymachiwałam nogami. Po chwili jednak zrozumiałam, że nie mam szans i się poddałam.
-Dzień dobry panie doktorze. Mam tutaj pacjentkę, która... - Nareszcie raczył postawić mnie na ziemi. - ...zemdlała i skarży się na ból ręki, ale tak boi się szpitali, że nie chciała tu przyjechać. - Czemu on musi przedstawiać mnie w takim świetle? Obciach mi tylko robi.
-Wcale się nie boję szpitali. Nic mi nie jest, więc nie rozumiem po co...
-Zajmę się nią. Miałem już wielu takich upartych pacjentów. - Upartych? Serio? Ten lekarz mnie właśnie obraził!
-Czy ktoś w ogóle liczy się z moim zdaniem? - Zapytałam gdy byłam sam na sam z lekarzem.
-To dla pani dobra. - Stwierdziłam, że już nic na to nie poradzę. Po co w ogóle się w to wkopałam?
-Dobrze, w takim razie ile tu będę siedzieć?
-Godzinkę. Zrobimy kilka badań i jak będzie wszystko w porządku to wróci pani do domu. - Hmm... godzinkę. Chyba tyle mogę poświęcić czasu.
Przeszłam chyba setki różnych badań. Jak na razie mam dosyć tego wszystkiego na bardzo długi czas. Lekarz opatrzył mój nadgarstek i jak się okazało to jest mocno stłuczony i nic poza tym. Obecnie siedzę na korytarzu obok pewnego idioty i czekam na wyniki badań, z których pewnie wynika, że jestem zdrowa i tylko siedzę tu marnując czas.
Nagle drzwi się otworzyły i doktor zaprosił mnie do środka. Michael poderwał się z krzesła i ruszył razem ze mną. Zauważywszy to, od razu się zatrzymałam i odwróciłam w jego stronę.
-A ty gdzie?
-Muszę wiedzieć czy wszystko w porządku, bo znając ciebie to albo mi nic nie powierz, albo mnie okłamiesz, że wszystko w porządku. - Okłamię, że wszystko w porządku? Ze mną przecież jest wszystko w porządku.
-Tak bardzo chcesz, żebym była chora?
-Nie, chcę byś była zdrowa. Po prostu dobrze wiem, że jak coś będzie nie tak to mi o tym nie powiesz. - Kurcze, za dobrze mnie zna.
-Dobra, nieważne. Chodźmy już. Chcę stąd wyjść jak najszybciej. - Weszliśmy do gabinetu i usiedliśmy naprzeciwko doktora. - A więc słucham. - Przerwałam panującą ciszę.
-Mogę przy nim mówić? - Spojrzałam na Michaela, który patrzył na mnie błagalnym wzrokiem.
-Tak. - Uśmiechnęłam się lekko do chłopaka.
-Dobrze, w takim razie... Po wielu przeprowadzonych badaniach wyszło na to, że jest pani zdrowa...
-A nie mówiłam? Czyli mogę już iść? - Wstałam z krzesła i chciałam pójść w stronę drzwi, ale blondyn złapał mnie za rękę przez co musiałam z powrotem zająć swoje miejsce.
-A więc, jak już mówiłem... Jest pani jak najbardziej zdrowa, jednakże wolałbym, aby została pani jeszcze do jutra na kontroli.
-Co takiego? Nie, to nie wchodzi w grę. To nie możliwe. Ja muszę wracać do domu. - Próbowałam ponownie wstać i wyjść stąd, ale Michael znowu mi to uniemożliwił.
-Posłuchaj, zostaniesz tu, a ja razem z tobą, żeby nie przyszło ci do głowy uciekać. - Czy on mi właśnie rozkazuje? Jakim prawem? - Proszę. - Spojrzałam w jego kierunku i napotkałam te śliczne oczy, od których nie mogę oderwać wzroku i o których nieustannie myślę od dłuższego czasu. - Zrób to dla mnie. - Pokiwałam jedynie głową na znak, że się zgadzam.

niedziela, 27 sierpnia 2017

Rozdział XXIII

-Uff, kamień z serca. - Odetchnęła Marisa na widok testu z jedną kreską. Od razu mnie przytuliła. Sama byłam szczęśliwa, bo nie byłam jeszcze przygotowana na macierzyństwo, tym bardziej nie w takich okolicznościach. Zapewne bym sobie nie poradziła.
-Mówiłam, że nie jestem, ale wiedziałam, że jak nie zrobię testu to mi spokoju nie dasz. - Dobra może delikatnie blefowałam z tym, że się nie wystraszyłam.
-Oj, za dobrze mnie znasz. - Zaśmiała się, a po chwili spoważniała. - Ale skoro to nie to... Słuchaj. Musisz iść do lekarza, to może być coś poważnego. - Chciałam się już wtrącić, ale mi nie pozwoliła. - Nawet nie próbuj ze mną dyskutować. Nie chcę mieć cię potem na sumieniu.
-Dobrze mamusiu. - Zaśmiałam się, bo faktycznie mówiła do mnie w taki sposób jak do dziecka. - Pójdę teraz, żeby mieć z głowy. - Idąc w stronę salonu, gdzie zostawiłam moją torebkę odwróciłam się jeszcze na moment do dziewczyny. Całkiem niespodziewanie na kogoś wpadłam. - Stefan? A co ty tu robisz?
(Stefan)
Przeglądałem akurat swoje social media gdy do mojego domu wtargnął Fettner. Mógłby się wysilić i zadzwonić dzwonkiem, a nie wbiega jak do siebie. Ciekawe co by zrobił, gdybym ja tak wchodził do jego mieszkania. Chociaż znając Manuela to olał by to jak większość innych rzeczy.
-Co ci jest? - Wstałem niepewnie z kanapy gdy zobaczyłem mężczyznę. Zmarszczyłem czoło w oczekiwaniu aż usłyszę wreszcie odpowiedź na moje pytanie. Ten jednak oparł się rękami o stół, pochylił głowę i sapał najwyraźniej ze zmęczenia.
-Bie-głem naj-szybciej jak potra-fiłem. - Trudno było mi go zrozumieć, ale na szczęście mi się to udało. Stwierdziłem, że nie będę teraz próbował wydusić z niego prawdy tylko poczekam aż trochę odpocznie. Nie minęła może minuta a ten już uspokoił oddech. Szybki jest.
-To teraz dowiem się jaki jest cel twojej wizyty? - Usiadłem z powrotem na kanapie i znudzony zacząłem przeglądać Instagrama.
-Muszę ci pogratulować. - Momentalnie uniosłem wzrok na niego. Nie wiedziałem kompletnie o co mu chodzi.
-Mi? Czego? - Zmarszczyłem brwi. Nie  wiem czemu, ale często tak robię.
-Jak to czego? Ojcem będziesz! - Z wrażenia wypadł mi telefon z ręki. Patrzyłem tępo na Manuela i jego szeroki uśmiech. Po chwili zdałem sobie sprawę, że pewnie mnie wkręca i zacząłem się śmiać.
-Dobry żart. - Poklepałem go po ramieniu, a ten spoważniał.
-Marisa przed chwilą kupowała w aptece test ciążowy, więc wywnioskowałem, że...
-Co takiego? - Szybko wybiegłem z mieszkania. Po paru minutach byłem już pod domem Marisy. Z emocji wszedłem bez pukania. Nienawidzę gdy ktoś wchodzi tak do mojego domu, ale teraz tak jakoś wyszło. Usłyszałem jakieś głosy.
-Dobrze mamusiu. - Czy to Diana? W takim razie chyba Manuel mówił prawdę. - Pójdę teraz, żeby mieć z głowy. - Nie zauważyła mnie najwyraźniej, bo wpadła prosto na mnie. - Stefan? A co ty tu robisz?
-To prawda? - Zwróciłem się do Marisy, która po chwili się pojawiła.
-Z czym? - Popatrzyła na mnie jak na kosmitę.
-Jesteś w ciąży? - Zapytałem wprost, bo nie lubię owijać w bawełnę.
-Co?! - Niemal pisnęła. - Kto ci tak powiedział? - Zapytała nieco ciszej. Wyglądała na wkurzoną. Bardzo wkurzoną. Nie wiedziałem czy powinienem jej odpowiedzieć, czy może lepiej nie. - Manuel. - Skąd ona się domyśliła?
-Niechże go tylko spotkam. - Usłyszałem z ust Diany, która po chwili wybiegła na dwór. Przez chwilę stałem w bezruchu i nie wiedziałem o co chodzi. Po chwili jednak się ocknąłem i z powrotem kontynuowałem rozmowę. O  ile mogłem to nazwać rozmową.
-Czyli to prawda? - Bardziej stwierdziłem niż zapytałem.
-Nie! - Krzyknęła i poszła do kuchni. Nigdy nie zrozumiem kobiet. Po prostu się zapytałem a ona już strzela focha.
-Przepraszam kotku. - Przytuliłem się do niej. Nie wiem zbyt dobrze za co przepraszam, bo chyba nic złego nie zrobiłem, ale chyba tak będzie lepiej.
(Diana)
Złość? Wściekłość? Zdesperowanie? Jejku, nawet nie wiem jak to nazwać. Czuję, że zaraz wyjdę z siebie i to nie na żarty. Manuel mnie tak wnerwił. Jak zwykle wtrąca się w nie swoje sprawy. Od dzisiaj moją myślą przewodnią będzie: "Co złego to Fettner". Ogólnie rzecz biorąc to musiałam go znaleźć i wyjaśnić z nim sobie parę spraw. Przecież tak nie może być, żeby wtrącał się w moje sprawy. Jeszcze tego brakowało, żeby pewien blondyn się o tym dowiedział, a wtedy mogłabym już wiać gdzie pieprz rośnie.
W sumie to nie kojarzyłam zbytnio gdzie mieszka Fettner, więc postanowiłam, że pojadę na skocznię. Może będę miała szczęście i go spotkam. W duchu się jednak modlę, żeby nie mieć takiego pecha i nie spotkać pewnego skoczka, którego imienia nawet nie będę mówić.
Zauważyłam skaczących skoczków. Usiadłam na pobliskiej ławce i szukałam wzrokiem Manuela. Po dłuższej chwili ujrzałam go idącego najprawdopodobniej w stronę domku. Szybko pobiegłam za nim, bo nie miałam zamiaru z nim rozmawiać w środku. Czułabym się trochę niekomfortowo.
-Hej, Manuel! - Krzyknęłam za nim, aby odwrócił się w moją stronę i zwrócił na mnie choć trochę swojej uwagi. Najwyraźniej to poskutkowało. Wyszczerzył się jak głupi do sera.
-O, he... - Nie dałam mu dokończyć, bo dałam mu z liścia. Najpierw  był zaskoczony, ale potem zaczął się śmiać, co było dziwne. - Masz siłę. - Kiwnął głową.
-Zaraz mogę uderzyć z większą. - Uniosłam już dłoń do góry, ale mnie zatrzymał.
-Ej, ej, ej. Nie chcę mieć potem opuchniętej twarzy. Mam jeszcze trochę czasu do zawodów w Courchevel, więc mogę balować, a z opuchniętą twarzą żadnej laski nie wyrwę. - Uniosłam jedną brew do góry. - Tak w ogóle to za co to?
-Za wtrącanie nosa w nie swoje sprawy. - Odpysknęłam mu.
-Nie rozumiem. - Pokręcił dziwnie głową.
-Po co opowiadasz na prawo i lewo co Marisa kupuje w aptece? Chcesz, żeby Stefan na zawał zszedł?
-Ja tylko mówię co widziałem. - Próbował się  bronić.
-To lepiej następnym razem nie mów, bo będziesz zęby z podłogi zbierał. - Już chciałam iść, ale mnie powstrzymał.
-Jaki masz w tym interes?
-W czym?
-No w tym, że nie chcesz, żeby ktokolwiek się dowiedział o tym. - Chciałam już coś powiedzieć, ale mi nie pozwolił. - Czekaj! Wiem! Ten test ciążowy był dla ciebie! - Zaczął się idiotycznie śmiać.
-Przymknij się, bo ktoś cię usłyszy! - Wysyczałam przez zęby. Nagle jakby zmienił wyraz twarzy. Powędrowałam wzrokiem w miejsce, w które aktualnie się wpatrywał i zobaczyłam Michaela. No tak... Ja i moje szczęście...
Nie było mnie tu trochę, ale już tłumaczę dlaczego. Najpierw moja wena na moment odleciała. W sensie wiedziałam o czym chcę napisać, ale brakowało mi do tego odpowiednich słów. Później pojechałam na wakacje, więc nie było mnie w domu przez tydzień. Następnie po powrocie wzięłam się za porządki w pokoju i nie miałam zbytnio czasu. Dzisiaj miała wpaść do mnie koleżanka nocować, ale się rozchorowała i tak wyszło, że czekam sobie obecnie na zawody w Hakubie. Nudziło mi się i stwierdziłam, że to odpowiedni moment, żeby spróbować coś napisać, a jak wyszło to oceńcie sami. A i jeszcze jedno. Równo z rozpoczęciem roku szkolnego będę miała mniej czasu na pisanie, bo dłużej będę musiała siedzieć w szkole, a właściwie prawie tyle samo, z tym że na autobus będę musiała później czekać jakieś dwie godziny, a do tego będę miała więcej nauki, więc w sumie nie wiem jak mi będzie szło z pisaniem. Na pewno będzie się tu coś pojawiać, jednak nie wiem jak często. Buziaki ♥♥♥