-Uff, kamień z serca. - Odetchnęła Marisa na widok testu z jedną kreską. Od razu mnie przytuliła. Sama byłam szczęśliwa, bo nie byłam jeszcze przygotowana na macierzyństwo, tym bardziej nie w takich okolicznościach. Zapewne bym sobie nie poradziła.
-Mówiłam, że nie jestem, ale wiedziałam, że jak nie zrobię testu to mi spokoju nie dasz. - Dobra może delikatnie blefowałam z tym, że się nie wystraszyłam.
-Oj, za dobrze mnie znasz. - Zaśmiała się, a po chwili spoważniała. - Ale skoro to nie to... Słuchaj. Musisz iść do lekarza, to może być coś poważnego. - Chciałam się już wtrącić, ale mi nie pozwoliła. - Nawet nie próbuj ze mną dyskutować. Nie chcę mieć cię potem na sumieniu.
-Dobrze mamusiu. - Zaśmiałam się, bo faktycznie mówiła do mnie w taki sposób jak do dziecka. - Pójdę teraz, żeby mieć z głowy. - Idąc w stronę salonu, gdzie zostawiłam moją torebkę odwróciłam się jeszcze na moment do dziewczyny. Całkiem niespodziewanie na kogoś wpadłam. - Stefan? A co ty tu robisz?
(Stefan)
Przeglądałem akurat swoje social media gdy do mojego domu wtargnął Fettner. Mógłby się wysilić i zadzwonić dzwonkiem, a nie wbiega jak do siebie. Ciekawe co by zrobił, gdybym ja tak wchodził do jego mieszkania. Chociaż znając Manuela to olał by to jak większość innych rzeczy.
-Co ci jest? - Wstałem niepewnie z kanapy gdy zobaczyłem mężczyznę. Zmarszczyłem czoło w oczekiwaniu aż usłyszę wreszcie odpowiedź na moje pytanie. Ten jednak oparł się rękami o stół, pochylił głowę i sapał najwyraźniej ze zmęczenia.
-Bie-głem naj-szybciej jak potra-fiłem. - Trudno było mi go zrozumieć, ale na szczęście mi się to udało. Stwierdziłem, że nie będę teraz próbował wydusić z niego prawdy tylko poczekam aż trochę odpocznie. Nie minęła może minuta a ten już uspokoił oddech. Szybki jest.
-To teraz dowiem się jaki jest cel twojej wizyty? - Usiadłem z powrotem na kanapie i znudzony zacząłem przeglądać Instagrama.
-Muszę ci pogratulować. - Momentalnie uniosłem wzrok na niego. Nie wiedziałem kompletnie o co mu chodzi.
-Mi? Czego? - Zmarszczyłem brwi. Nie wiem czemu, ale często tak robię.
-Jak to czego? Ojcem będziesz! - Z wrażenia wypadł mi telefon z ręki. Patrzyłem tępo na Manuela i jego szeroki uśmiech. Po chwili zdałem sobie sprawę, że pewnie mnie wkręca i zacząłem się śmiać.
-Dobry żart. - Poklepałem go po ramieniu, a ten spoważniał.
-Marisa przed chwilą kupowała w aptece test ciążowy, więc wywnioskowałem, że...
-Co takiego? - Szybko wybiegłem z mieszkania. Po paru minutach byłem już pod domem Marisy. Z emocji wszedłem bez pukania. Nienawidzę gdy ktoś wchodzi tak do mojego domu, ale teraz tak jakoś wyszło. Usłyszałem jakieś głosy.
-Dobrze mamusiu. - Czy to Diana? W takim razie chyba Manuel mówił prawdę. - Pójdę teraz, żeby mieć z głowy. - Nie zauważyła mnie najwyraźniej, bo wpadła prosto na mnie. - Stefan? A co ty tu robisz?
-To prawda? - Zwróciłem się do Marisy, która po chwili się pojawiła.
-Z czym? - Popatrzyła na mnie jak na kosmitę.
-Jesteś w ciąży? - Zapytałem wprost, bo nie lubię owijać w bawełnę.
-Co?! - Niemal pisnęła. - Kto ci tak powiedział? - Zapytała nieco ciszej. Wyglądała na wkurzoną. Bardzo wkurzoną. Nie wiedziałem czy powinienem jej odpowiedzieć, czy może lepiej nie. - Manuel. - Skąd ona się domyśliła?
-Niechże go tylko spotkam. - Usłyszałem z ust Diany, która po chwili wybiegła na dwór. Przez chwilę stałem w bezruchu i nie wiedziałem o co chodzi. Po chwili jednak się ocknąłem i z powrotem kontynuowałem rozmowę. O ile mogłem to nazwać rozmową.
-Czyli to prawda? - Bardziej stwierdziłem niż zapytałem.
-Nie! - Krzyknęła i poszła do kuchni. Nigdy nie zrozumiem kobiet. Po prostu się zapytałem a ona już strzela focha.
-Przepraszam kotku. - Przytuliłem się do niej. Nie wiem zbyt dobrze za co przepraszam, bo chyba nic złego nie zrobiłem, ale chyba tak będzie lepiej.
(Diana)
Złość? Wściekłość? Zdesperowanie? Jejku, nawet nie wiem jak to nazwać. Czuję, że zaraz wyjdę z siebie i to nie na żarty. Manuel mnie tak wnerwił. Jak zwykle wtrąca się w nie swoje sprawy. Od dzisiaj moją myślą przewodnią będzie: "Co złego to Fettner". Ogólnie rzecz biorąc to musiałam go znaleźć i wyjaśnić z nim sobie parę spraw. Przecież tak nie może być, żeby wtrącał się w moje sprawy. Jeszcze tego brakowało, żeby pewien blondyn się o tym dowiedział, a wtedy mogłabym już wiać gdzie pieprz rośnie.
W sumie to nie kojarzyłam zbytnio gdzie mieszka Fettner, więc postanowiłam, że pojadę na skocznię. Może będę miała szczęście i go spotkam. W duchu się jednak modlę, żeby nie mieć takiego pecha i nie spotkać pewnego skoczka, którego imienia nawet nie będę mówić.
Zauważyłam skaczących skoczków. Usiadłam na pobliskiej ławce i szukałam wzrokiem Manuela. Po dłuższej chwili ujrzałam go idącego najprawdopodobniej w stronę domku. Szybko pobiegłam za nim, bo nie miałam zamiaru z nim rozmawiać w środku. Czułabym się trochę niekomfortowo.
-Hej, Manuel! - Krzyknęłam za nim, aby odwrócił się w moją stronę i zwrócił na mnie choć trochę swojej uwagi. Najwyraźniej to poskutkowało. Wyszczerzył się jak głupi do sera.
-O, he... - Nie dałam mu dokończyć, bo dałam mu z liścia. Najpierw był zaskoczony, ale potem zaczął się śmiać, co było dziwne. - Masz siłę. - Kiwnął głową.
-Zaraz mogę uderzyć z większą. - Uniosłam już dłoń do góry, ale mnie zatrzymał.
-Ej, ej, ej. Nie chcę mieć potem opuchniętej twarzy. Mam jeszcze trochę czasu do zawodów w Courchevel, więc mogę balować, a z opuchniętą twarzą żadnej laski nie wyrwę. - Uniosłam jedną brew do góry. - Tak w ogóle to za co to?
-Za wtrącanie nosa w nie swoje sprawy. - Odpysknęłam mu.
-Nie rozumiem. - Pokręcił dziwnie głową.
-Po co opowiadasz na prawo i lewo co Marisa kupuje w aptece? Chcesz, żeby Stefan na zawał zszedł?
-Ja tylko mówię co widziałem. - Próbował się bronić.
-To lepiej następnym razem nie mów, bo będziesz zęby z podłogi zbierał. - Już chciałam iść, ale mnie powstrzymał.
-Jaki masz w tym interes?
-W czym?
-No w tym, że nie chcesz, żeby ktokolwiek się dowiedział o tym. - Chciałam już coś powiedzieć, ale mi nie pozwolił. - Czekaj! Wiem! Ten test ciążowy był dla ciebie! - Zaczął się idiotycznie śmiać.
-Przymknij się, bo ktoś cię usłyszy! - Wysyczałam przez zęby. Nagle jakby zmienił wyraz twarzy. Powędrowałam wzrokiem w miejsce, w które aktualnie się wpatrywał i zobaczyłam Michaela. No tak... Ja i moje szczęście...
Nie było mnie tu trochę, ale już tłumaczę dlaczego. Najpierw moja wena na moment odleciała. W sensie wiedziałam o czym chcę napisać, ale brakowało mi do tego odpowiednich słów. Później pojechałam na wakacje, więc nie było mnie w domu przez tydzień. Następnie po powrocie wzięłam się za porządki w pokoju i nie miałam zbytnio czasu. Dzisiaj miała wpaść do mnie koleżanka nocować, ale się rozchorowała i tak wyszło, że czekam sobie obecnie na zawody w Hakubie. Nudziło mi się i stwierdziłam, że to odpowiedni moment, żeby spróbować coś napisać, a jak wyszło to oceńcie sami. A i jeszcze jedno. Równo z rozpoczęciem roku szkolnego będę miała mniej czasu na pisanie, bo dłużej będę musiała siedzieć w szkole, a właściwie prawie tyle samo, z tym że na autobus będę musiała później czekać jakieś dwie godziny, a do tego będę miała więcej nauki, więc w sumie nie wiem jak mi będzie szło z pisaniem. Na pewno będzie się tu coś pojawiać, jednak nie wiem jak często. Buziaki ♥♥♥
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz