piątek, 30 marca 2018

Rozdział XXIX

(Michael)
Przez dłuższy czas stałem w tym samym miejscu z niemałym osłupieniem. Kiedy się ocknąłem dziewczyny już nie było. Gdybym się nie zamyślił to zapewne bym ją zatrzymał i nie pozwolił na to, żeby po raz kolejny kończyła naszą rozmowę w taki sposób. Dzisiaj wieczorem na pewno już się tak nie wymiga od odpowiedzi na moje pytania.
Przeczesałem odruchowo dłonią włosy i odwróciłem się na pięcie w stronę szatni i łazienek, aby móc odświeżyć się po jakże wyczerpującym treningu. Przydałoby mi się trochę wolnego i odpoczynku. Dobrze, że niedługo weekend.
Otworzywszy drzwi od razu ujrzałem chłopaków, którzy nagle przestali o czymś dyskutować i przenieśli swój wzrok na mnie. Miałem dziwne wrażenie, że gadali o mnie. Pewnie mi się tylko wydawało. No chyba, że oni wszystkiego się domyślają i wiedzą, że ja i Diana wróciliśmy do siebie. Ale skąd? Przecież nikomu nie mówiliśmy.
Podszedłem do mojej torby treningowej, która leżała obok tej należącej do Clemensa. Zacząłem wyjmować z niej wszystkie rzeczy na przebranie i te, potrzebne do odświeżenia się, gdy nagle poczułem zapach, który tak dobrze znałem. Pachniał jak... No właśnie. Odwróciłem się w stronę, z której dobiegał aromat. Zobaczyłem, że na ławce stoi flakonik takich samych perfum jakich używa Diana.
-Czyje to perfumy? - Chwyciłem je w dłoń i omiotłem spojrzeniem wszystkich, którzy tu się znajdowali. Większość była albo bardzo poważna, albo miała miny jakby zaraz mieli wybuchnąć śmiechem. Czy oni robią sobie ze mnie jaja? Niech tylko poczekają na moją zemstę. Odechce im się tych uśmieszków.
-Moje. - Usłyszałem zadowolonego Clemensa, który nagle wyłonił się z łazienki. Wyglądał normalnie, jakby nie był w zmowie z tymi pajacami. - Jak chcesz to możesz się popsikać. - On tak serio pyta?
-Nie, dzięki. - Zaśmiałem się. - Nie gustuję w damskich perfumach. - Odstawiłem je na miejsce.
-Damskich? - Spojrzał na mnie z niemałym zaskoczeniem. - Od kiedy perfumy dzielą się na damskie i męskie? - W całym pomieszczeniu zapadła cisza. Popatrzyłem na wszystkich i teraz już nie byłem pewny, czy on pyta serio, czy może jednak żartuje. Po nim nigdy nie wiadomo. Nadawałby się na świetnego aktora.
-Yyy... - Zawahałem się na moment. - Od zawsze? - Zmarszczyłem czoło i podrapałem się po głowie. Nie chciałem  chłopaka w żaden sposób urazić.
Clemens otworzył szeroko oczy i patrzył na mnie jakbym co najmniej odkrył Amerykę. Nie minęło może dziesięć sekund a jego kąciki ust powędrowały ku górze i zaczął się głośno śmiać, a do niego dołączyła reszta. A więc to wszystko zaplanowali.
-Ale się dałeś wkręcić. - Poklepał mnie po ramieniu. - Czy ty naprawdę masz mnie za takiego idiotę? - Obrazi się gdy powiem, że tak? - To prezent dla mojej dziewczyny. - Powiedział z rozmarzeniem. Wziął do ręki wcześniej wymieniony prezent i nagle jakby na jego twarz wstąpiła wściekłość. - Co za baran to otworzył?! - Krzyknął tak głośno, że aż instynktownie się skrzywiłem.
Wszystkich spojrzenia skierowane zostały na Krafta, który momentalnie przestał się śmiać a na jego twarzy malowało się teraz przerażenie. Gdy jego i Clemensa spojrzenia się spotkały szybko wstał i zaczął uciekać. Tak oto zaczęła się gonitwa, która wyglądała na tyle komicznie, że grzechem by było tego nie sfilmować.
(Diana)
Stałam właśnie w kuchni kończąc przygotowania do kolacji, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Oczywiście wiedziałam kto to, więc stanęłam jeszcze przed lustrem poprawiając ubranie i włosy, i po chwili byłam już w pełni gotowa na otworzenie drzwi. Wcale się nie myliłam, a przede mną stał mój ukochany z bukietem ślicznych róż, które mi wręczył.
-Jakie piękne. - Powąchałam kwiaty i przytuliłam chłopaka. Najchętniej to bym tak pozostała. Mogłabym się delektować jego zapachem i czułabym się bezpiecznie. - Dziękuję. - Wyszeptałam i zaprosiłam chłopaka do środka.
-Dla ciebie wszystko. Mam nadzieję, że się nie spóźniłem. - Wszedł w głąb domu rozglądając się na wszystkie możliwe strony. No tak, zapomniałam. Jest tu pierwszy raz. - Ładnie tu masz. - Pokiwał głową z uznaniem.
-Dzięki. Jesteś w samą porę. Za chwilę będzie gotowa kolacja. - Poszłam do kuchni, aby jak najszybciej wstawić kwiaty do wazonu, w końcu szkoda, żeby takie piękności zwiędły. Wzięłam do ręki mój ulubiony wazon i nalałam do niego wody, aby następnie móc zanurzyć w nim róże. - A co do mieszkania to muszę jeszcze dokupić trochę mebli, odmalować ściany i wprowadzić taki nastrój typowy dla mojego gustu.
-Z chęcią ci pomogę. - Odwróciłam się w stronę chłopaka i cmoknęłam go w policzek.
-Kochany jesteś. - Postawiłam bukiet kwiatów na stole w salonie, czyli w pomieszczeniu, w którym spędzam praktycznie najwięcej czasu. - Wydaje mi się jednak, że z tak prostymi sprawami to sobie poradzę.
-W to nie wątpię. - Uniósł dłonie w geście obrony. - Po prostu chciałbym z tobą spędzać każdą wolną chwilę. - Podeszła pomalutku do Michaela i założyłam ręce na jego szyi wpatrując się prosto w jego oczy.
-Każdą powiadasz? - Uśmiechnęłam się zadziornie.
-Absolutnie każdą. - Nachylił się delikatnie i złączył nasze usta w pocałunku, który jednak nie trwał zbyt długo, bo momentalnie się od niego odsunęłam i zrobiłam poważną minę, na co chłopak zmarszczył czoło, nie wiedząc o co chodzi.
-W takim razie już wiem z kim będę chodziła na zakupy. - Powiedziałam śmiertelnie poważnie i zaczęłam się śmiać z miny Michiego.
-No wiesz, nie do końca o to mi chodziło. - Mruknął pod nosem, ale dało się usłyszeć lekkie podłamanie w jego głosie. - Trenerowi się coś odmieniło i jednak postanowił, że z chłopakami wystartujemy w LGP, ale narazie nie powiedział kiedy dokładnie. Potem zacznie się Puchar Świata, a w międzyczasie jeszcze zgrupowanie. Nie będziemy się tak często widywać i czuję się z tym okropnie.
-Damy radę. Poradzimy sobie z tym i zobaczysz, szybko zleci. Póki co korzystajmy z tego, że możemy pobyć trochę razem. - Mam nadzieję, że nie zabrzmiało to lekceważąco, ale z drugiej strony co miałam powiedzieć, aby się nie domyślił, że wcale nie będziemy się rozstawać na tak długo.