czwartek, 31 sierpnia 2017

Rozdział XXIV

.-A więc to z nim mnie zdradziłaś? - Bardziej stwierdził niż zapytał. Doskonale widziałam, że był wściekły. Miał zaciśniętą szczękę i pięści. Przyznam, że to jedno głupie zdanie wypowiedziane z jego ust bardzo mnie zabolało, ale w końcu sama jestem sobie temu winna. Mogłam go nie okłamywać, jednakże stwierdzenie, że tym kimś, z kim go rzekomo zdradziłam jest Manuel... całkowicie mnie to zamurowało.

-Co? O czym ty...? - Nie zdążył dokończyć, bo Michael rzucił się na niego z pięściami. Zadawał mu cios za ciosem, a ja nie mogłam nic z tym zrobić. Rozejrzałam się po okolicy, ale o dziwo nikogo nie było. Czułam, że muszę coś szybko zrobić, tylko jeszcze nie wiedziałam do końca co.
-Michael! Zostaw go! Będziesz później tego żałował! - Nie reagował kompletnie na moje słowa. Widząc to w jakim jest stanie, bałam się bliżej podejść i spróbować ich rozdzielić. Nagle w głowie zrodził mi się pewien pomysł. Może nie był zbyt mądry, ale co innego mogłam zrobić? - Ał! Moja głowa! Nic nie widzę! - Nie ważne jak idiotycznie to brzmi, ale postanowiłam udawać, że zemdlałam. Może chociaż w ten sposób się trochę opamiętają. Problem był tylko w tym, że gdy upadałam to trochę mnie ręka zabolała, ale to pewnie nic takiego.
-Diana! - Usłyszałam głos  Michaela. A więc na efekty nie musiałam długo czekać. Dzięki Bogu skończyli tą głupią i bezpodstawną bójkę. - Hej, słyszysz mnie? - Nie mogłam się tak nagle obudzić, bo mogłoby to wyglądać nieco podejrzanie. Musiałam zdecydowanie chwilę odczekać.
Nagle poczułam jak unoszę się do góry. Gdzie on mnie zanosi? Pewnie do któregoś z domków, żebym tam odzyskała przytomność. Szliśmy nieco dłużej niż się spodziewałam. Po chwili zorientowałam się, że niesie mnie do samochodu. Kurde, gdzie on mnie ma zamiar wywieźć? Czy to się podlicza jako porwanie?
-Gdzie ja jestem? - Wymamrotałam cicho.
-U mnie w samochodzie. - Odpowiedział nadal wpatrując się uważnie w drogę. Boże, jaki on przystojny... Nie! Stop! Muszę o nim zapomnieć.
-Co? Gdzie jedziemy i jak się tu znalazłam. Nie pamiętam żebym coś piła, a z własnej woli bym tu nie wsiadła. - Problem w tym, że chyba jednak wsiadłam z własnej woli. Przecież mogłam wcześniej przerwać tą szopkę.
-Jak się całowaliśmy to nie wyczułem od ciebie alkoholu. - Jejku, ale kłamczuch z niego. Co mogłam zrobić, żeby się nie domyślił? Walnęłam się lekko w  czoło. - Z wrażenia zemdlałaś i obecnie jesteśmy w drodze do szpitala. - Czy on sobie ze mnie jaja robi? Jakiego szpitala? Po co? Przecież jestem zdrowa!
-Nie jadę do żadnego szpitala! Tylko... - Nie dał mi dokończyć.
-Grzecznie, bez protestów udamy się do szpitala. Omdlenia nie biorą się z niczego. - A może on kończył medycynę skoro taki przemądrzały?
-Zatrzymaj samochód. - Nie posłuchał. - Zatrzymaj ten cholerny samochód!
-Nie ma opcji. Zaraz będziemy na miejscu. - Pokręcił przecząco głową. Spróbowałam otworzyć drzwi, ale były zamknięte. Z nerwów walnęłam z całej siły ręką w ten głupi schowek, co znajdował się tuż przede mną. Skuliłam się z bólu, bo to ta sama ręka, która dała o sobie znać podczas upadku. - Co jest? - Akurat, jakby go obchodziło.
-Moja ręka... a z resztą co cię to obchodzi... - Zatrzymał samochód, no tak jesteśmy na miejscu.
-Posłuchaj. - Odwrócił się w moją stronę i dotknął mojego ramienia. - Nawet nie wiesz jak bardzo mnie to obchodzi. Mimo wszystko martwię się o ciebie. - Po tych słowach zrobiło mi się cieplej na sercu, ale nie mogłam dać tego po sobie poznać. Zrzuciłam szybko jego dłoń i spróbowałam otworzyć drzwi, ale nadal były zamknięte.
Po chwili chłopak wysiadł z samochodu i pomógł mi wysiąść. Gdy zamykał swoje auto na klucz, był odwrócony do mnie plecami, więc mogłam podjąć się ucieczki. Nie pobiegłam zbyt daleko, bo chłopak niemal natychmiast mnie dogonił. Objął mnie w talii i nachylił się nad moim uchem.
-Dokąd się pani wybiera? - Szepnął mi do ucha.
-Nie twój interes. - Próbowałam jakoś się uwolnić z jego objęć, ale nie dałam rady.
-Widzę, że nie chcesz współpracować. - Uniósł mnie do góry i przerzucił mnie sobie przez ramię.
-Puszczaj mnie. Słyszysz? - Uderzałam jedną ręką w jego plecy i wymachiwałam nogami. Po chwili jednak zrozumiałam, że nie mam szans i się poddałam.
-Dzień dobry panie doktorze. Mam tutaj pacjentkę, która... - Nareszcie raczył postawić mnie na ziemi. - ...zemdlała i skarży się na ból ręki, ale tak boi się szpitali, że nie chciała tu przyjechać. - Czemu on musi przedstawiać mnie w takim świetle? Obciach mi tylko robi.
-Wcale się nie boję szpitali. Nic mi nie jest, więc nie rozumiem po co...
-Zajmę się nią. Miałem już wielu takich upartych pacjentów. - Upartych? Serio? Ten lekarz mnie właśnie obraził!
-Czy ktoś w ogóle liczy się z moim zdaniem? - Zapytałam gdy byłam sam na sam z lekarzem.
-To dla pani dobra. - Stwierdziłam, że już nic na to nie poradzę. Po co w ogóle się w to wkopałam?
-Dobrze, w takim razie ile tu będę siedzieć?
-Godzinkę. Zrobimy kilka badań i jak będzie wszystko w porządku to wróci pani do domu. - Hmm... godzinkę. Chyba tyle mogę poświęcić czasu.
Przeszłam chyba setki różnych badań. Jak na razie mam dosyć tego wszystkiego na bardzo długi czas. Lekarz opatrzył mój nadgarstek i jak się okazało to jest mocno stłuczony i nic poza tym. Obecnie siedzę na korytarzu obok pewnego idioty i czekam na wyniki badań, z których pewnie wynika, że jestem zdrowa i tylko siedzę tu marnując czas.
Nagle drzwi się otworzyły i doktor zaprosił mnie do środka. Michael poderwał się z krzesła i ruszył razem ze mną. Zauważywszy to, od razu się zatrzymałam i odwróciłam w jego stronę.
-A ty gdzie?
-Muszę wiedzieć czy wszystko w porządku, bo znając ciebie to albo mi nic nie powierz, albo mnie okłamiesz, że wszystko w porządku. - Okłamię, że wszystko w porządku? Ze mną przecież jest wszystko w porządku.
-Tak bardzo chcesz, żebym była chora?
-Nie, chcę byś była zdrowa. Po prostu dobrze wiem, że jak coś będzie nie tak to mi o tym nie powiesz. - Kurcze, za dobrze mnie zna.
-Dobra, nieważne. Chodźmy już. Chcę stąd wyjść jak najszybciej. - Weszliśmy do gabinetu i usiedliśmy naprzeciwko doktora. - A więc słucham. - Przerwałam panującą ciszę.
-Mogę przy nim mówić? - Spojrzałam na Michaela, który patrzył na mnie błagalnym wzrokiem.
-Tak. - Uśmiechnęłam się lekko do chłopaka.
-Dobrze, w takim razie... Po wielu przeprowadzonych badaniach wyszło na to, że jest pani zdrowa...
-A nie mówiłam? Czyli mogę już iść? - Wstałam z krzesła i chciałam pójść w stronę drzwi, ale blondyn złapał mnie za rękę przez co musiałam z powrotem zająć swoje miejsce.
-A więc, jak już mówiłem... Jest pani jak najbardziej zdrowa, jednakże wolałbym, aby została pani jeszcze do jutra na kontroli.
-Co takiego? Nie, to nie wchodzi w grę. To nie możliwe. Ja muszę wracać do domu. - Próbowałam ponownie wstać i wyjść stąd, ale Michael znowu mi to uniemożliwił.
-Posłuchaj, zostaniesz tu, a ja razem z tobą, żeby nie przyszło ci do głowy uciekać. - Czy on mi właśnie rozkazuje? Jakim prawem? - Proszę. - Spojrzałam w jego kierunku i napotkałam te śliczne oczy, od których nie mogę oderwać wzroku i o których nieustannie myślę od dłuższego czasu. - Zrób to dla mnie. - Pokiwałam jedynie głową na znak, że się zgadzam.

niedziela, 27 sierpnia 2017

Rozdział XXIII

-Uff, kamień z serca. - Odetchnęła Marisa na widok testu z jedną kreską. Od razu mnie przytuliła. Sama byłam szczęśliwa, bo nie byłam jeszcze przygotowana na macierzyństwo, tym bardziej nie w takich okolicznościach. Zapewne bym sobie nie poradziła.
-Mówiłam, że nie jestem, ale wiedziałam, że jak nie zrobię testu to mi spokoju nie dasz. - Dobra może delikatnie blefowałam z tym, że się nie wystraszyłam.
-Oj, za dobrze mnie znasz. - Zaśmiała się, a po chwili spoważniała. - Ale skoro to nie to... Słuchaj. Musisz iść do lekarza, to może być coś poważnego. - Chciałam się już wtrącić, ale mi nie pozwoliła. - Nawet nie próbuj ze mną dyskutować. Nie chcę mieć cię potem na sumieniu.
-Dobrze mamusiu. - Zaśmiałam się, bo faktycznie mówiła do mnie w taki sposób jak do dziecka. - Pójdę teraz, żeby mieć z głowy. - Idąc w stronę salonu, gdzie zostawiłam moją torebkę odwróciłam się jeszcze na moment do dziewczyny. Całkiem niespodziewanie na kogoś wpadłam. - Stefan? A co ty tu robisz?
(Stefan)
Przeglądałem akurat swoje social media gdy do mojego domu wtargnął Fettner. Mógłby się wysilić i zadzwonić dzwonkiem, a nie wbiega jak do siebie. Ciekawe co by zrobił, gdybym ja tak wchodził do jego mieszkania. Chociaż znając Manuela to olał by to jak większość innych rzeczy.
-Co ci jest? - Wstałem niepewnie z kanapy gdy zobaczyłem mężczyznę. Zmarszczyłem czoło w oczekiwaniu aż usłyszę wreszcie odpowiedź na moje pytanie. Ten jednak oparł się rękami o stół, pochylił głowę i sapał najwyraźniej ze zmęczenia.
-Bie-głem naj-szybciej jak potra-fiłem. - Trudno było mi go zrozumieć, ale na szczęście mi się to udało. Stwierdziłem, że nie będę teraz próbował wydusić z niego prawdy tylko poczekam aż trochę odpocznie. Nie minęła może minuta a ten już uspokoił oddech. Szybki jest.
-To teraz dowiem się jaki jest cel twojej wizyty? - Usiadłem z powrotem na kanapie i znudzony zacząłem przeglądać Instagrama.
-Muszę ci pogratulować. - Momentalnie uniosłem wzrok na niego. Nie wiedziałem kompletnie o co mu chodzi.
-Mi? Czego? - Zmarszczyłem brwi. Nie  wiem czemu, ale często tak robię.
-Jak to czego? Ojcem będziesz! - Z wrażenia wypadł mi telefon z ręki. Patrzyłem tępo na Manuela i jego szeroki uśmiech. Po chwili zdałem sobie sprawę, że pewnie mnie wkręca i zacząłem się śmiać.
-Dobry żart. - Poklepałem go po ramieniu, a ten spoważniał.
-Marisa przed chwilą kupowała w aptece test ciążowy, więc wywnioskowałem, że...
-Co takiego? - Szybko wybiegłem z mieszkania. Po paru minutach byłem już pod domem Marisy. Z emocji wszedłem bez pukania. Nienawidzę gdy ktoś wchodzi tak do mojego domu, ale teraz tak jakoś wyszło. Usłyszałem jakieś głosy.
-Dobrze mamusiu. - Czy to Diana? W takim razie chyba Manuel mówił prawdę. - Pójdę teraz, żeby mieć z głowy. - Nie zauważyła mnie najwyraźniej, bo wpadła prosto na mnie. - Stefan? A co ty tu robisz?
-To prawda? - Zwróciłem się do Marisy, która po chwili się pojawiła.
-Z czym? - Popatrzyła na mnie jak na kosmitę.
-Jesteś w ciąży? - Zapytałem wprost, bo nie lubię owijać w bawełnę.
-Co?! - Niemal pisnęła. - Kto ci tak powiedział? - Zapytała nieco ciszej. Wyglądała na wkurzoną. Bardzo wkurzoną. Nie wiedziałem czy powinienem jej odpowiedzieć, czy może lepiej nie. - Manuel. - Skąd ona się domyśliła?
-Niechże go tylko spotkam. - Usłyszałem z ust Diany, która po chwili wybiegła na dwór. Przez chwilę stałem w bezruchu i nie wiedziałem o co chodzi. Po chwili jednak się ocknąłem i z powrotem kontynuowałem rozmowę. O  ile mogłem to nazwać rozmową.
-Czyli to prawda? - Bardziej stwierdziłem niż zapytałem.
-Nie! - Krzyknęła i poszła do kuchni. Nigdy nie zrozumiem kobiet. Po prostu się zapytałem a ona już strzela focha.
-Przepraszam kotku. - Przytuliłem się do niej. Nie wiem zbyt dobrze za co przepraszam, bo chyba nic złego nie zrobiłem, ale chyba tak będzie lepiej.
(Diana)
Złość? Wściekłość? Zdesperowanie? Jejku, nawet nie wiem jak to nazwać. Czuję, że zaraz wyjdę z siebie i to nie na żarty. Manuel mnie tak wnerwił. Jak zwykle wtrąca się w nie swoje sprawy. Od dzisiaj moją myślą przewodnią będzie: "Co złego to Fettner". Ogólnie rzecz biorąc to musiałam go znaleźć i wyjaśnić z nim sobie parę spraw. Przecież tak nie może być, żeby wtrącał się w moje sprawy. Jeszcze tego brakowało, żeby pewien blondyn się o tym dowiedział, a wtedy mogłabym już wiać gdzie pieprz rośnie.
W sumie to nie kojarzyłam zbytnio gdzie mieszka Fettner, więc postanowiłam, że pojadę na skocznię. Może będę miała szczęście i go spotkam. W duchu się jednak modlę, żeby nie mieć takiego pecha i nie spotkać pewnego skoczka, którego imienia nawet nie będę mówić.
Zauważyłam skaczących skoczków. Usiadłam na pobliskiej ławce i szukałam wzrokiem Manuela. Po dłuższej chwili ujrzałam go idącego najprawdopodobniej w stronę domku. Szybko pobiegłam za nim, bo nie miałam zamiaru z nim rozmawiać w środku. Czułabym się trochę niekomfortowo.
-Hej, Manuel! - Krzyknęłam za nim, aby odwrócił się w moją stronę i zwrócił na mnie choć trochę swojej uwagi. Najwyraźniej to poskutkowało. Wyszczerzył się jak głupi do sera.
-O, he... - Nie dałam mu dokończyć, bo dałam mu z liścia. Najpierw  był zaskoczony, ale potem zaczął się śmiać, co było dziwne. - Masz siłę. - Kiwnął głową.
-Zaraz mogę uderzyć z większą. - Uniosłam już dłoń do góry, ale mnie zatrzymał.
-Ej, ej, ej. Nie chcę mieć potem opuchniętej twarzy. Mam jeszcze trochę czasu do zawodów w Courchevel, więc mogę balować, a z opuchniętą twarzą żadnej laski nie wyrwę. - Uniosłam jedną brew do góry. - Tak w ogóle to za co to?
-Za wtrącanie nosa w nie swoje sprawy. - Odpysknęłam mu.
-Nie rozumiem. - Pokręcił dziwnie głową.
-Po co opowiadasz na prawo i lewo co Marisa kupuje w aptece? Chcesz, żeby Stefan na zawał zszedł?
-Ja tylko mówię co widziałem. - Próbował się  bronić.
-To lepiej następnym razem nie mów, bo będziesz zęby z podłogi zbierał. - Już chciałam iść, ale mnie powstrzymał.
-Jaki masz w tym interes?
-W czym?
-No w tym, że nie chcesz, żeby ktokolwiek się dowiedział o tym. - Chciałam już coś powiedzieć, ale mi nie pozwolił. - Czekaj! Wiem! Ten test ciążowy był dla ciebie! - Zaczął się idiotycznie śmiać.
-Przymknij się, bo ktoś cię usłyszy! - Wysyczałam przez zęby. Nagle jakby zmienił wyraz twarzy. Powędrowałam wzrokiem w miejsce, w które aktualnie się wpatrywał i zobaczyłam Michaela. No tak... Ja i moje szczęście...
Nie było mnie tu trochę, ale już tłumaczę dlaczego. Najpierw moja wena na moment odleciała. W sensie wiedziałam o czym chcę napisać, ale brakowało mi do tego odpowiednich słów. Później pojechałam na wakacje, więc nie było mnie w domu przez tydzień. Następnie po powrocie wzięłam się za porządki w pokoju i nie miałam zbytnio czasu. Dzisiaj miała wpaść do mnie koleżanka nocować, ale się rozchorowała i tak wyszło, że czekam sobie obecnie na zawody w Hakubie. Nudziło mi się i stwierdziłam, że to odpowiedni moment, żeby spróbować coś napisać, a jak wyszło to oceńcie sami. A i jeszcze jedno. Równo z rozpoczęciem roku szkolnego będę miała mniej czasu na pisanie, bo dłużej będę musiała siedzieć w szkole, a właściwie prawie tyle samo, z tym że na autobus będę musiała później czekać jakieś dwie godziny, a do tego będę miała więcej nauki, więc w sumie nie wiem jak mi będzie szło z pisaniem. Na pewno będzie się tu coś pojawiać, jednak nie wiem jak często. Buziaki ♥♥♥

czwartek, 3 sierpnia 2017

Rozdział XXII

(Diana)
-Wróciłam! - Krzyknęłam wchodząc do domu Stefana.
W ciągu tych trzech długich, ciężkich i męczących dni udało mi się wszystko pozałatwiać. Otóż moje dawne mieszkanie już do mnie nie należy. Wszystkie meble mam już przewiezione do mojego nowego domu. Tym samym mogę oficjalnie stwierdzić, że jestem mieszkanką Innsbrucka.
-Cześć. - Rzucił w moją stronę i od razu się przytulił. - Masz gościa na górze.
-Gościa? - Kiwnął głową. Od razu pomyślałam, że to Marisa, więc szybko tam pobiegłam.
Otworzyłam drzwi do mojego pokoju i zobaczyłam... Michaela? Stał przede mną z kwiatami w dłoni i przepraszającą miną. Byłam tak zaskoczona, że nie ruszyłam się na krok i cały czas trzymałam za klamkę. Przez dłuższą chwilę bez słowa wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem. Oczy mi się zaszkliły i aby nie uronić żadnej łzy, zamrugałam kilkukrotnie oczami. Nie wytrzymałam dłużej i spuściłam wzrok na podłogę. Usłyszałam jedynie jego kroki zbliżające się do mnie.
Stał przede mną może jakiś niecały metr, a moje serce już wariowało. Czemu tak musi być? Dlaczego się w nim zakochałam? Dlaczego mnie tak zranił? Dlaczego mi wtedy nie uwierzył? Moglibyśmy być tacy szczęśliwi...
-Przepraszam. - Wyszeptał, a po chwili zamknął mnie w szczelnym uścisku. Stałam tak nieruchomo, nie wiedząc co zrobić. Poczułam samotną łzę spływającą po moim policzku. Szybko ją jednak wytarłam tak, aby nie mógł tego zauważyć. - Wybaczysz mi, że byłem taki głupi? - Oto jest pytanie. Czy powinnam mu wybaczyć? Czy w ogóle potrafię mu wybaczyć? A może jednak, czy chcę mu wybaczyć? Nie wiem. Serce mi mówi, żebym zapomniała o wszystkim i zaczęła z nim od nowa. Rozum jednak podpowiada, żebym przekreśliła go ze swojego życia. Jaką mam gwarancję, że taka sytuacja się jeszcze nie powtórzy? Nagle sobie coś uświadomiłam i momentalnie się od niego odsunęłam.
-Nie mogę. My nie powinniśmy. Przepraszam. - Popatrzył na mnie smutno. Najwidoczniej liczył na to, że wskoczę mu w ramiona. Pomylił się. Nie potrafię mu już zaufać. Może to kwestia czasu, ale narazie nic z tego nie będzie. Bez zaufania nie ma związku. Podeszłam do okna i przypatrywałam się panoramie gór. To dziwne, ale dopiero teraz zauważyłam Bergisel.
-Proszę cię. Daj mi szansę. Wiem, że głupio postąpiłem, ale nadal cię kocham. - Podszedł do mnie i chwycił mnie za ramiona. Jeszcze chwila a wybuchnę płaczem. Nie mogę do tego dopuścić.
-Proszę cię. Wyjdź. - Szepnęłam i poszłam na drugi koniec pokoju. Nie mogę tego ciągnąć dłużej. Chcę, ale nie mogę. Rozum mi na to nie pozwala. - Nie możemy być razem.
-Dlaczego? - Chciał do mnie podejść, ale pokiwałam przecząco głową, więc się wycofał. - Podaj chociaż jeden powód.
-Przespałam się z kimś. - Nie wierzę, że to powiedziałam. Wiem jaki cios mu teraz zadaję, ale tak po prostu będzie lepiej. Może uda mu się szybciej o mnie zapomnieć jak mnie znienawidzi. Rzucił kwiatkami o ziemię i wyszedł. - Przepraszam najdroższy. Tak będzie lepiej. - Szepnęłam za nim. Od razu rzuciłam się na łóżko i się popłakałam.
Nie miałam zamiaru zostawać na noc u Stefana, ale tak wyszło, że zostałam. Całą noc prawie nie spałam. Nie mogłam usnąć. Przekręcałam się cały czas z boku na bok. Czy to jakaś kara za moje kłamstwo? Tak czy siak dłużej nie mogłam wytrzymać. Musiałam z kimś pogadać. Najbardziej odpowiednią osobą do tego wydawała mi się Marisa.
Nic nie mówiąc wsiadłam w samochód i pojechałam do niej. Gdy zobaczyła mnie w drzwiach wyglądała na zaskoczoną, w końcu miałam jeszcze być w Wiedniu. Po chwili już byłyśmy u niej w kuchni i rozmawiałyśmy.
-Michael u mnie był. - Zrobiłam pauzę. - Chciał się pogodzić. - Powiedziałam niepewnie. Dziewczyna się najwyraźniej ucieszyła z tego powodu.
-A nie mówiłam? Wiedziałam, że przemyśli wszystko i wróci do ciebie. Tak się cieszę. - Przytuliła mnie, ale miałam jej do przekazania jeszcze gorsze wiadomości.
- Nie zgodziłam się dalej z nim być. - Powiedziałam obojętnie.
-Co? Jak to? Dlaczego? - Zasypała mnie pytaniami. Sama nie wiedziałam dokładnie co mam jej odpowiedzieć.
-Po prostu tak będzie lepiej. - Wzruszyłam ramionami. 
-Wiesz, że on tak łatwo nie odpuści? - Uśmiechnęła się próbując mnie podnieść na duchu, co oczywiście nie podziałało, bo była jeszcze kolejna, bardziej dramatyczna część tej historii.
-Odpuści. Już to zrobił. - Nagle zapanowała cisza. Dziewczyna najwyraźniej się tego nie spodziewała, bo zastygła w bezruchu. Ocknęła się może po jakiś dwudziestu sekundach.
-Jak to? - Niemal wrzasnęła.
-Powiedziałam mu, że... - Zrobiłam krótką pauzę. - ...że się z kimś przespałam. - Powiedziałam na jednym tchu.
-Co zrobiłaś?! Ale dlaczego?! - Przykucnęła przy mnie i złapała mnie za dłoń.
-Lepiej będzie jak o mnie zapomni. - Próbowałam wyglądać na pewną swoich słów, ale wcale tak nie było. - Wiesz co jest najgorsze? - Kiwnęła głową, żebym mówiła. - Że dostałam propozycję pracy jako psycholog ich kadry. To miała być taka niespodzianka dla niego, a wyszło jak wyszło. Co mam teraz zrobić? - Marisa zamyśliła się chwilę, jakby zastanawiała się co mądrego może mi teraz powiedzieć.
-Nie patrz wstecz. Idź przed siebie. Weź tą pracę. To jest dobra okazja, żeby się trochę wybić. A co do Michaela to jest idiotą, że ci uwierzył. - Mimo, że to wszystko była moja wina to po jej słowach zrobiło mi się trochę lżej na sercu.
-Ale ja nie wiem, czy dam radę skupić się na pracy, gdy on będzie w pobliżu. - Nie chciałam, żeby przez to wyszło, że jestem jakimś słabym psychologiem czy coś.
-A kiedy byś miała zacząć?
-Od inauguracji Pucharu Świata. - Westchnęłam.
-To jeszcze szmat czasu. Uda ci się. Wierzę w ciebie. - Próbowała dodać mi otuchy.
-Dziękuję. Masz rację muszę być silna i przez ten czas wybić sobie go z głowy. - Powiedziałam pewnie.
-Chodź. Lepiej ci pokażę, jakie buty sobie ostatnio upatrzyłam. - Chwyciła mnie nagle za rękę i pociągnęła do swojego pokoju.
Wchodząc do pokoju zakręciło mi się w głowie. Od razu usiadłam na łóżku, żeby przypadkiem nie zemdleć.
-Wszystko w porządku? Co się dzieje? - Podbiegła do mnie zatroskana dziewczyna.
-Po prostu mi się w głowie zakręciło.
-Często tak masz?
-W ostatnich dniach to mniej więcej po dwa, trzy razy dziennie. To pewnie przez te upały.
-A może ty w ciąży jesteś? - Mało co się własną śliną nie zakrztusiłam.
-Nie, to nie możliwe. - Powiedziałam od razu. To nie może być prawda.
-Lepiej zrób test. - Próbowała mnie przekonać.
-Boże, ale mnie teraz nastraszyłaś. Masz racje. Lepiej będzie jak zrobię ten test.
-Pójdę do apteki. Zaraz wracam.
Każda minuta dłużyła się niemiłosiernie długo. Gdy Marisa wróciła, poszłam od razu do łazienki. Zanim zdecydowałam się zrobić test, trochę zeszło. Po jakiś pięciu minutach w końcu wyszłam z łazienki.
-I jak?
-Sama zobacz. - Pokazałam jej wynik testu.

wtorek, 1 sierpnia 2017

Rozdział XXI

(Diana)
-No nareszcie wróciłaś. Pojechałaś nie wiadomo gdzie moim samochodem, a ja muszę siedzieć w domu, bo nie masz kluczy, żeby jakby co wejść do środka. - Doszedł mnie głos Stefana zaraz po tym jak przekroczyłam próg domu. Doskonale wiedziałam, że nie powinnam tak postąpić, ale w tamtej chwili liczyło się tylko jedno.
-Przecież wiesz, że byłam oglądać z Marisą mieszkanie. - Wywróciłam oczami po czym usiadłam obok niego na kanapie.
-I jak? - Zapytał nie odrywając wzroku od telewizora.
-Śliczne. Jak się w nim urządzę to musisz koniecznie przyjechać. - Zakrztusił się popcornem i spojrzał na mnie. - Tak, kupiłam. Muszę przyznać, że dosyć tanio.
-To super. To co, kiedy parapetówka? - Wyszczerzył się na co oberwał ode mnie poduszką. - Ej, no co? Przecież będzie fajnie. Zaproszę chłopaków ze skoczni i będzie super, tak jak wtedy, gdy przyjechałaś do mnie. Pamiętasz? - Posmutniałam, bo przypomniało mi się o Michaelu i o tym, że nic nie powiedziałam Stefanowi.
-Przez mgłę. - Mruknęłam pod nosem i spuściłam głowę.
-Ej, co jest między tobą a Michaelem? Powiedz. - I teraz zadaję sobie w myślach pytanie, jakim cudem mnie aż tak dobrze rozgryzł. - Mam wrażenie, że mnie unika, a ty... niby zachowujesz się normalnie, ale momentami mam wrażenie, że jesteś jakaś smutna. - Zrobił chwilę przerwy jakby się nad czymś zastanawiał, a po chwili dalej kontynuował swój monolog. - Poza tym to ostatnie wyjście do klubu. Podejrzewam, że musiałaś mieć jakiś powód. - Spojrzałam na niego zaszklonymi oczami. - A więc? - Próbował mnie pospieszyć. Panująca cisza była bardzo działająca na nerwy.
-No co mam ci powiedzieć!? - Nie wytrzymałam i gwałtownie wstałam z kanapy. - Zerwaliśmy ze sobą. - Powiedziałam ciszej. Po chwili spojrzałam na zaskoczoną minę Stefana. Najwidoczniej się tego nie spodziewał. Nagle złapałam się za czoło, bo zakręciło mi się lekko w głowie i z powrotem usiadłam.
-Diana? Wszytko w porządku? - Zapytał z troską w głosie, na co pokiwałam tylko głową na znak, że nie ma się o co martwić.
-Tylko w głowie mi się lekko zakręciło. Już wszystko w porządku. - Uspokoiłam go.
-Na pewno? - Pokiwałam głową. - Może zadzwonię po lekarza i... - Nie dałam mu dokończyć.
-Nie trzeba. Wszystko już w porządku. - Próbowałam go uspokoić.
-Dlaczego zerwaliście?
- Proszę, nie mówmy o tym. - Każde poruszenie tego tematu było dla mnie ciężkie. Może z zewnątrz to tak nie wyglądało, ale w środku byłam cała rozdarta. Nie da się opisać słowami bólu jaki mi wyrządził swoimi słowami. W tamtym momencie czułam jak moje serce rozpada się na kawałki. Nie mam pojęcia jakbym zareagowała gdybym go zobaczyła lub chociażby usłyszała jego głos.
-Jak nie chcesz to nie. Nie będę cię przecież zmuszał, tylko się martwię.
-Na prawdę nie masz o co. - Próbowałam go uspokoić. - Posłuchaj. Mimo wszystko chcę, żeby między wami było wszystko w porządku tak, jak do tej pory.
-Dlaczego wy dziewczyny myślicie, że my nie umiemy oddzielić takich rzeczy od ciebie? To, że wam nie wyszło nie oznacza, że pójdę i obiję mu mordę. Poza tym ja nadal wierzę w to, że jeszcze do siebie wrócicie. Nie mam pojęcia dlaczego zerwaliście, ale wy za bardzo do siebie pasujecie, żeby nie byś razem. Uwierz mi. - Puścił do mnie oczko i poszedł do kuchni. - Chcesz coś do picia!? - Krzyknął z pomieszczenia obok.
-Nie, pójdę się zaraz położyć. Dzisiejszy dzień był męczący. - Poszłam do Stefana, aby jeszcze o coś zapytać. - Mówiłeś, że mam szwy, tak? Bo wiesz, pod tym opatrunkiem nie widać zbytnio.
-No tak. - Zajął się robieniem herbaty.
-A kiedy mogę zdjąć?
-W poniedziałek, ale nie przyszły tylko następny. - Odwrócił się w moją stronę z kubkiem herbaty w jednej ręce. - Może jednak? - Próbował mnie przekonać do skosztowania.
-No dobra, ale tylko łyczka.
(Michael)
-A więc to fotomontaż, czy nie? - Zapytałem lekko zniecierpliwiony.
-Fotomontaż. - Z jednej strony spadł mi kamień z serca, a z drugiej czułem się teraz mega głupio. Jak ja mogłem uwierzyć komuś obcemu zamiast jej. Manuel miał rację. Jestem idiotą. - Muszę panu przyznać, że dosyć słaby. Musiał to zrobić koś, kto się kompletnie na tym nie zna.
Wróciłem do domu i pierwsze co zrobiłem to wyjąłem zapalniczkę i podpaliłem te fotografie. Najwyżej włączy się wykrywacz dymu. Trudno. Mam to teraz gdzieś. Jedyne czego teraz chcę to zobaczyć się z Dianą. Dzisiaj już jest za późno na rozmowę, ale jutro koniecznie pójdę z nią pogadać.
(następny dzień)
Obudziłem się o siódmej rano i od razu, nie jedząc nawet śniadania, poszedłem do Stefana z myślą, że zastanę Dianę. Chciałem prosić ją o wybaczenie. Jak ja mogłem być takim bezmózgim idiotą? Wyrzuty sumienia nie dawały mi spokoju przez całą noc. Tak bym chciał żebyśmy byli teraz razem. Chciałbym ją przytulić. Strasznie mi jej brakuje. Dla niej mógłbym zrobić wszystko.
-Po co mnie budzisz o tak wczesnej porze? - Zapytał lekko poddenerwowany zaspany Stefan.
-Wiem, że jest mega wcześnie i pewnie pół miasta jeszcze śpi, ale to ważne. Zastałem Dianę? Muszę z nią koniecznie pogadać. - Kraft popatrzył tylko na mnie i pokiwał głową. Kompletnie nie miałem pojęcia o co może mu chodzić. Chyba, że jest wkurzony za to jak potraktowałem Dianę i w sumie mu się nie dziwię. Też bym był zdenerwowany na jego miejscu. Zachowałem się jak skończony kretyn. Zdaję sobie sprawę, że teraz będzie trudno odbudować zaufanie Diany, a może nawet i Stefana. W sumie nawet bym się nie zdziwił jakby rzucił się na mnie z pięściami. Zasłużyłem sobie na to. Chociaż przy jego wzroście, oczywiście nikomu nie ubliżając, mogłoby to trochę zabawnie wyglądać.
-Wiedziałem, że długo bez siebie nie wytrzymacie. - Chciałem coś powiedzieć, ale mnie ubiegł. - Nie ma jej. - Trochę mnie to zdziwiło, zważywszy na wczesną porę. Chociaż może poszła pobiegać, ale z drugiej strony nigdy nie widziałem jej biegającej. Chyba, że to ją odstresowuje, a dzięki mnie pewnie stresu jej nie brakowało.
-Mogę na nią poczekać? - Stwierdziłem, że rozmowa nie może czekać zbyt długo. Przy każdym odkładaniu jej, będzie mi jeszcze ciężej ją odzyskać.
-Możesz, ale wątpię czy ci się będzie chciało, bo pojechała na kilka dni do Wiednia. O szóstej rano miała samolot. - Zmarszczyłem lekko brwi. Czyżby to przeze mnie wyjechała? Może chciała odpocząć od tego wszystkiego.
-Po co pojechała?
-Przeprowadza się do Innsbrucka i ma kilka spraw do załatwienia. - Wzruszył ramionami. Ucieszyłem się bardzo z tej wiadomości, bo mimo, że mówiła mi kiedyś o swoich planach to jednak myślałem, że po ostatnich wydarzeniach tego nie zrobi.
-W takim razie dasz mi znać gdy wróci?
-Pewnie, jednak nie wiem czy będzie chciała z tobą rozmawiać. - Pokiwał niepewnie głową.
-Muszę spróbować.