sobota, 16 września 2017

Rozdział XXVI

Siedziałam na ławce. Widząc krople deszczu wyjątkowo zrobiło mi się smutno. Zazwyczaj kochałam na nie patrzeć, gdy spadały z nieba uderzając o ziemię, ale teraz jakby wszystko się odmieniło. Może to przez nudę panującą, przez którą wszystkie wspomnienia wracają. Mimo, że są one szczęśliwe, to jednak zadają delikatny ból, który z każdą chwilą staje się większy.
Próbując odgonić od siebie to wszystko jak zwykle przymknęłam powieki i chwyciłam się za czoło. Niestety poskutkowało to tym, że moje oczy uroniły kilka łez. Po prostu czułam, że dłużej już tak nie wytrzymam. Za długo kłębiłam to w sobie. Tyle razy słyszałam o tym, że nie należy kumulować negatywnych emocji, bo po ich nagromadzeniu człowiek jest w stanie wyrzucić je wszystkie naraz, co może mieć zły skutek.
Usłyszałam zbliżające się w moją stronę kroki. Nie patrząc kto to, szybko otarłam łzy, w końcu nie mogłam wyjść na jakąś beksę. Zrobiłam jeszcze dwa głębokie wdechy na uspokojenie i starałam się udawać, że wszystko jest w porządku.
Moja towarzyszka bądź towarzysz usiadł tuż obok mnie. Przyznam się, że nie cieszył mnie ten fakt. Wolałam teraz mieć więcej przestrzeni wokół siebie, ale nic na to nie poradzę, przystanek to w końcu miejsce publiczne i nikogo nie mam prawa stąd wypędzać. Jedyne co mogłam zrobić w tej chwili to zachować opanowanie i spokojnie poczekać na przyjazd autobusu. Swoją drogą to mam nadzieję, że nie będzie żadnej niespodziewanej kontroli biletów i uda mi się jakoś dojechać do domu.
Z rozmyślania wyrwało mnie coś niepokojącego. Poczułam czyjąś dłoń gładzącą wierzch mojej skóry od nadgarstka aż do końcówek palców. Normalnie bym ją zabrała, ale ten dotyk był taki znajomy. Miałam pewne podejrzenia, kto to może być, ale przecież to niemożliwe. Jakby mnie w ogóle tu znalazł? Momentalnie spojrzałam na osobnika siedzącego obok i dostrzegłam Michaela patrzącego prosto w moje oczy. Czułam, że to nie może skończyć się dla mnie dobrze. Nagle przeniosłam wzrok na nasze dłonie i zrozumiałam, że jak tego nie powstrzymam to się zaraz rozkleję. Jak oparzona schowałam ręce do kieszeni i na ile mogłam, na tyle odsunęłam się od niego, wycierając pewnie przy okazji cały brud z ławki, ale teraz to nie miało większego znaczenia.
-Co jest? - Usłyszałam z jego ust. Przez myśl przeszło mi, aby udawać, że nie słyszałam, ale w końcu zdobyłam się na odwagę i próbowałam jakoś odpowiedzieć.
-Nic, po prostu... po prostu... źle się czuję... - Powiedziałam pierwszą myśl, która przyszła mi do głowy, aby chociaż odrobinę wyplątać się z odpowiedzi na pytanie.
-W takim razie musi ponownie cię zbadać lekarz. - Powiedział poważnie, a mnie aż zmroziło. Nie będzie mi rozkazywać przecież co mam robić, gdzie przebywać...
-Nie! - Krzyknęłam od razu, czym go najwyraźniej lekko przestraszyłam, bo się wzdrygnął. Po chwili jednak zaczął się śmiać.
-Przecież żartuję. Dobrze wiem, że nic ci nie jest. - Popatrzyłam na niego niepewnie. Czyżby on od początku wiedział, że to wszytko było udawane i zamknął mnie "za karę" w tym głupim szpitalu? - I wydaje mi się, że musimy porozmawiać.
-Myślałam, że ten tekst jest zarezerwowany dla kobiet. - Westchnęłam, po czym spojrzałam na niego. - O czym chcesz rozmawiać? Wydaje mi się, że wszystko co było do powiedzenia to już sobie wyjaśniliśmy.
-Mylisz się. Nie wszystko. - Zrobił krótką przerwę. Przybrał minę jakby się nad czymś zastanawiał. - Tak właściwie to nic sobie nie wyjaśniliśmy.
-Ty tak twierdzisz, ja myślę, że to nie ma... - Nie pozwolił mi dokończyć, bo zrobił to za mnie.
-Sensu? To chciałaś powiedzieć? Wszystko ma sens, tylko czasami nie umiemy tego dostrzec. - Te słowa utknęły mi mocno w pamięci. Coś mi się wydaje, że będą mi towarzyszyć przez długi czas jako motto życiowe. - To co, porozmawiamy w końcu jak cywilizowani ludzie?
-Widzę, że jak się nie zgodzę to nie dasz mi spokoju. W takim razie dobrze, ale byle szybko.
-To może zacznę od początku. Po naszej ostatniej rozmowie, kłótni... Nie wiem nawet jak to nazwać... Byłem delikatnie mówiąc w rozsypce. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Wszystkiego mi się odechciało. Jedyną rzeczą, która mnie wtedy cieszyła, a raczej pozwoliła zapomnieć o tym wszystkim, były skoki. Wciągnąłem się w wir ciągłych treningów. Mało sypiałem, mało jadłem, cały czas towarzyszyła mi myśl o przyszłym sezonie, a także o tym, że muszę być w znakomitej formie. To wszystko nie trwało zbyt długo, bo z pomocą przyszedł mi Stefan, który jako mój przyjaciel zauważył moje niepokojące zachowanie. Pewnie gdyby nie on to teraz wyglądałbym jak trup, ale mniejsza o to. - Słuchałam go jak zaczarowana. W każdym wypowiedzianym słowie  było czuć emocje. W pewnej chwili przestał i spojrzał się na mnie. Natychmiast przywołałam się do porządku. - Przynudzam?
-Nie, nie. Mów dalej. - Kiwnęłam głową na znak, że może kontynuować.
-No dobrze, w takim razie... Stefan zauważył, że coś jest nie tak i stwierdził, że powinienem mu się wygadać. Powiedział, że lepiej się wtedy poczuję. Wiedziałem, że miał rację, ale nie chciałem tego robić. Całe szczęście był on na tyle uparty i nie ustępował. W końcu wszystko mu opowiedziałem i...
-Co zrobiłeś? - Niemal pisnęłam. - Jejku, co on sobie teraz o mnie myśli... - Powiedziałam bardziej do siebie.
-Za dobrze cię zna i uświadomił mi jedną rzecz. Na początku nie chciałem uwierzyć, ale potem jak spędziliśmy trochę czasu w szpitalu to dotarło do mnie, że Stefan może mieć rację.
-W czym? - Zapytałam, bo kompletnie nie rozumiałam o czym mówił.
-To może prosto z mostu. - Zrobił krótką pauzę. - Spójrz mi prosto w oczy i powiedz, że mnie zdradziłaś. - Zaszokował mnie tym. Nie wiedziałam co mam zrobić. Czy w ogóle będę w stanie wykonać to, o co mnie poprosił? Chwycił mój podbródek i pokierował tak, że musiałam spojrzeć mu prosto w oczy. Poczułam łzy, które próbowały się wydostać z moich ślepi. Powoli im się to udało. - No śmiało, powiedz.
-Ja... ja... - Odwróciłam głowę w drugą stronę. Nie byłam w stanie tak dłużej wytrzymać.
-Tak myślałem. Stefan miał rację. - Usłyszałam głos za sobą. - Dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego mnie okłamałaś?
-Tak będzie lepiej. - Odparłam zrezygnowana. Chciałam jak najszybciej zakończyć męczącą dla mnie rozmowę.
-Nie wystarczy powiedzieć "Tak będzie lepiej". To nie jest w końcu żaden powód. Powiedz prawdę. Chcę zrozumieć dlaczego tak się stało. - Nie ustępował, a ja poczułam, że już dłużej nie  wytrzymam.
-Nie wiem czemu to zrobiłam! - Wstałam momentalnie z ławki i zaczęłam chodzić od jednego końca przystanka do drugiego i wymachiwać dziwnie rękami, co miałam w zwyczaju, gdy byłam zdenerwowana. - Nie mam zielonego pojęcia! W nerwach mi się powiedziało! Tobie nie zdarza się mówić głupot?! - Złapał mnie za rękę, po czym próbował mnie uspokoić.
-Spokojnie. Nie musisz krzyczeć. - Powiedział spokojnie. - Usiądź lepiej i zrób głębokie wdechy. - Poszłam za jego poradą i poczułam się znacznie lepiej.
-Zdjęcia. Pamiętasz zdjęcia, które wtedy dostałeś? - Kiwnął głową, że "tak". - Nie wiem, może to przez nie. Może podświadomie chciałam, żebyś poczuł się tak samo jak ja w tamtym momencie. Wiem, jestem największą idiotką chodzącą po tej ziemi. - Zakryłam twarz dłońmi.
-Nie mów tak. Jeszcze wszystko da się naprawić. Nie mówię, że od razu, ale pomału małymi kroczkami. Wierzę, że nam się uda.
-Nie jestem do końca przekonana. Boję się, że znów stanie coś na drodze i potem ponownie...
-Nic się takiego nie stanie. Musimy sobie po prostu bezgranicznie ufać i będzie dobrze. - Dotknął mojego policzka, a przez moje ciało przeszły dreszcze, dokładnie takie same jak wtedy, gdy mnie po raz pierwszy pocałował. - Kocham cię. - Wypowiedział patrząc mi prosto w oczy. Moje serce zaczęło mocniej bić, a puls podskoczył mi chyba do dwustu.
-Też cię kocham, ale my nie... - Nie dał mi dokończyć, bo wpił się delikatnie w moje wargi. Na początku byłam w lekkim szoku, ale gdy się już ocknęłam, szybko się od niego oderwałam. Wstałam i ruszyłam w nieznanym mi jeszcze kierunku. Wiedziałam, że jeśli bym temu nie zaprzestała to w końcu bym mu uległa.
Nagle poczułam dłoń zaciskającą się na moim nadgarstku i wpadłam prosto w ramiona Michaela. Ponownie mnie pocałował, jednakże tym razem bardziej zachłannie. Nie wytrzymałam dłużej i odwzajemniłam pocałunek. Ku mojemu niezadowoleniu od razu odsunął się ode mnie. Szybko jednak to zmieniłam, bo tym razem to ja go pocałowałam.
Noi mamy ostatni już rozdział... w tym tygodniu. Dobra, wiem, że nie do końca tego oczekiwaliście, ale wyszło jak wyszło :/ Mam nadzieję, że widzimy się niedługo :*

niedziela, 10 września 2017

Rozdział XXV

Leżę sobie właśnie w szpitalnym łóżku i się strasznie nudzę. Michael nie odstępuje mnie na krok, bo jak to on twierdzi, mogę uciec. W sumie ma rację. Muszę tylko poczekać aż pójdzie do łazienki lub uśnie i droga wolna. Jestem na niego wkurzona, że mnie tu w ogóle przywiózł. Gdyby nie on to byłabym pewnie teraz w moim domu, a tak to teraz muszę leżeć na tym niewygodnym łóżku, na którym nie da się nawet na bok przekręcić, bo jest strasznie małe. Zdecydowanie nie równa się z moim dwuosobowym, które mam w domu.
-Nadal jesteś zła na mnie? - Od samego początku, gdy coś do mnie mówił, starałam się go olewać. Z czasem odpuścił, ale najwyraźniej teraz znowu postanowił spróbować nawiązać ze mną kontakt.
-A myślisz, że nie powinnam? Po co mnie tu przywoziłeś? Jestem przecież zdrowa. Może następnym razem mnie od razu do psychiatryka zawieziesz?
-Proszę cię, nie dramatyzuj. - No tak, zdanie wypowiadane przez typowych facetów. - Będziesz tu niecałą dobę tylko. Pragnę ci uświadomić, że ja dosyć często muszę przechodzić różne badania i inne tego typu rzeczy, więc weź się w garść i nie zachowuj się jak dziecko. - Wywróciłam tylko oczami i dopiero teraz zorientowałam się, że nie mam telefonu. Musiałam go pewnie zostawić w torebce, która znajduje się w moim aucie.
-Mogę telefon? - Popatrzył na mnie chwilę, jakby był w szoku, że w końcu normalnie się do niego zaczęłam odzywać. - Poprzedzając twoje pytanie to swój najprawdopodobniej zostawiłam w torebce, a muszę wiedzieć co się w końcu dzieje na świecie, bo inaczej się tu całkiem zanudzę. - Westchnął tylko i wyjął z kieszeni komórkę, po czym mi ją wręczył. Odblokowałam ekran i zobaczyłam swoje zdjęcie na tapecie, gdy śpię. No po prostu świetnie...
-Tylko nie wypisuj na moich portalach społecznościowych żadnych głupot, bo kiepsko się to skończy. - Hmm... cóż za świetny pomysł podsunął mi pan Hayboeck. Niestety chyba jednak go nie zrealizuję i to nie przez to, że się go boję, tylko po prostu nie chcę psuć mu reputacji.
-Za kogo ty mnie masz? Ja jestem aniołkiem i nigdy bym czegoś takiego przecież nie zrobiła. No chyba, że bardzo chcesz to mogę się poświęcić i jeden jedyny raz wykręcić taki numer. - Otworzył szeroko oczy, niczym sowa i pokręcił przecząco głową.
Posiedziałam trochę na Facebooku i poczytałam trochę głupot, po czym postanowiłam "iść spać". Oczywiście wcale takiego zamiaru nie miałam, ale stwierdziłam, że skoro jest już ciemno, a osobnik siedzący po mojej lewej stronie pomyśli, że śpię, to w końcu sam to uczyni, a ja w tym czasie będę mogła na spokojnie stąd wyjść. Gdybym miała tu nocować to chyba w życiu bym się nie wyspała. Ba, nawet oka bym nie zmrużyła.
Było około dwudziestej trzeciej. Otworzyłam delikatnie oczy, żeby sprawdzić, czy Michael śpi. Ku mojemu zdziwieniu wyglądało na to, że tak właśnie jest. Cóż, jeżeli teraz spróbuję wstać, to może się okazać, że wcale nie śpi i nic z tego. Natomiast jeżeli na prawdę usnął, to odwlekanie mojego planu nie jest najlepszym pomysłem. Jakbym nie postąpiła to i tak istnieje jakieś ryzyko.
-Uniosłam delikatnie kołdrę do góry, aby móc po cichutku wstać z łóżka. Szybko przebrałam się w swoje ubrania, a szpitalne "coś", podobne do piżamy zostawiłam na łóżku. Ubrałam swoje baleriny i powoli, niczym jakiś detektyw zaczęłam przemieszczać się do drzwi. Delikatnie nacisnęłam klamkę. Wszystko szło jak najlepiej, dopóki przy otwieraniu drzwi, one lekko nie zaskrzypiały. Zastygłam jak posąg nadsłuchując, czy przypadkiem Michael się nie zbudził. Szczęście mi dopisywało i byłam już na korytarzu. Niestety w swoim planie nie przewidziałam spotkania pielęgniarki, która mogłaby mnie rozpoznać.
-Przepraszam, a pani nie powinna teraz leżeć w sali? - Spróbowałam udawać, że nie słyszę. - Halo, mówię do pani. - Nie ustępowała.
-A to do mnie. - Dobra, robię z siebie idiotkę. Przecież nikogo więcej tu nie ma. - Pomyliła mnie pani z kimś. - Pierwsza wymówka jaka wpadła mi do głowy.
-Nie sądzę. - Pokręciła głową. - Proszę wracać do sali, bo pójdę po ordynatora. - Pff... i ja mam się bać? Co to to nie.
-Najwyraźniej pomyliła mnie pani z moją siostrą bliźniaczką, która leży właśnie w tamtej sali, a ja byłam przywieźć jej czyste ubrania na przebranie, bo jutro wychodzi. - Kurcze, jak dobrze, że mam dar radzenia sobie w ciężkich sytuacjach. Szkoda, że tylko w takich, a nie uczuciowych. - Mogę już iść? - Kiwnęła tylko głową i poszła dalej. To był dla mnie znak, że musiałam jak najszybciej opuścić to więzienie, bo coś czuję, że ta pielęgniarka nie odpuści i dobrze sprawdzi, czy jej przypadkiem nie oszukałam.
Pobiegłam do windy, którą natychmiast zjechałam na dół, a następnie wyszłam szybko ze szpitala, aby udać się w jakieś bezpieczne miejsce, gdzie nikt nie będzie mi kazał wracać do tego okropnego miejsca. Udałam się na przystanek autobusowy, aby móc jakoś wrócić do domu. Najbliższy odjazd był dopiero za czterdzieści pięć minut. No to sobie trochę poczekam. Usiadłam na ławce i przyciągnęłam do siebie nogi, aby było mi cieplej. Jak na złość zaczął padać deszcz. Dobrze, że przynajmniej jest tu dach, bo inaczej bym pewnie zmokła.
(Michael)
Postanowiłem, że nie opuszczę Diany na krok. Doskonale wiem, że miewa czasem zwariowane pomysły, a z tego co zauważyłem to boi się szpitali i wcale bym się nie zdziwił gdyby postanowiła stąd uciec. Z tego powodu muszę ją pilnować, ponieważ musi zostać do jutra na obserwacji. Rano będzie miała ponownie przeprowadzane niektóre badania. Na prawdę mam nadzieję, że nic jej nie jest, ale w dzisiejszych czasach to nigdy nie wiadomo. Należy być przygotowanym na wszystko. Doskonale wiem, że przekładanie jakiś badań, może mieć złe skutki, dlatego tak bardzo zależy mi na tym, aby tu jeszcze chwilę została.
Ostatnio zdałem sobie sprawę, że mimo wszystkiego tego, co się wydarzyło ja nadal ją kocham i wątpię, żebym kiedykolwiek o niej zapomniał. Będę starał się jakoś wszystko naprawić, w innym przypadku nie nazywam się Hayboeck. Chłopaki, a w szczególności Stefan dali mi ostatnio dużo do myślenia i przyznam szczerze, że mieli rację, a ja jak zwykle okazałem się mało inteligentny.
Siedziałem sobie tak na krześle i wpatrywałem się w śpiącą dziewczynę. Wyglądała tak słodko... W pewnym momencie moje powieki zaczęły robić się odrobinę cięższe. Z minuty na minutę coraz bardziej. Przymknąłem je na moment, aby chwilkę odpocząć, jednakże nie miałem zamiaru spać. Niestety z reguły każdy tak sobie powtarza, że nie uśnie, bo przecież ma pełną świadomość nad tym co się dzieje  itp. Po chwili jednak zasypiamy nie wiedząc nawet kiedy. Później gdy się budzimy, bywa tak, że jesteśmy źli, bo coś nas przykładowo ominęło. U mnie było podobnie. Obudziło mnie lekkie szturchnięcie. Z początku myślałem, że to Diana, ale coś mi jednak nie pasowało. Gdy zdałem sobie sprawę, że usnąłem, momentalnie się zerwałem. Spojrzałem na pielęgniarkę, a następnie na puste łóżko. Szybko dotarło do mnie, że moje podejrzenia się sprawdziły i wybiegłem ze szpitala, kierując się do samochodu. Nie wiedziałem do końca gdzie mam jechać, ale postanowiłem po prostu rozejrzeć się, czy nie ma jej gdzieś w pobliżu.
Hejka ;) Jestem po krótkiej przerwie związanej z powrotem do szkoły. Wiem, że od dłuższego czasu cała akcja jest trochę zepsuta. Chyba od ponad dziesięciu rozdziałów bohaterowie są skłóceni i pewnie nikomu się aż tego nie chce czytać. Ogólnie miałam fajny pomysł na ich pogodzenie, ale stwierdziłam, że za długo jeszcze trzeba do niego czekać, więc może zrealizuję go w moim drugim opowiadaniu, albo jakoś w tym mi się to później uda. Nie wiem jeszcze. Postanowiłam, że w następnym rozdziale bohaterowie wiele sobie wyjaśnią i może się odrobinę pogodzą. Nie wiem, wszystko okaże się, gdy zacznę pisać, a tymczasem pozdrawiam wszystkich i wysyłam Wam buziaki :* Do następnego :*