piątek, 31 marca 2017

Rozdział XIV

(Diana)
-Dobra, słuchaj mnie teraz uważnie. - Michael zaczął mi tłumaczyć krok po kroku, co muszę robić, aby zbijać jak najwięcej kręgli. Tak naprawdę to go trochę wkręciłam, bo umiem grać w kręgle i całkiem dobrze mi to wychodzi, ale tak słodko wygląda jak tłumaczy. - I to by było na tyle. Chyba możemy już zacząć grać. - Z zamyślenia wyrwał mnie jego głos. - To ja zacznę. Patrz i ucz się od mistrza. - Zaśmiał się. Wziął kulę, którą udało mu się przewrócić cztery kręgle. Za drugą próbą nie udało mu się nic strącić.
-Faktycznie mistrz. - Zaśmiałam się.
-Śmiej się, śmiej. Zobaczymy ile ty zrzucisz.
-Zobaczysz, że uda mi się wszystkie. - Byłam przekonana, co do mojego zdania. Tak naprawdę, kiedyś co chwila chodziłam ze znajomymi do kręgielni, więc miałam wszystko pod kontrolą.
-Wszystkie? Wątpię. - Przymrużył oczy i pokręcił głową.
-Nie wierzysz w moje możliwości? W takim razie jak zrzucę wszystkie to wisisz mi przysługę.
-No, niech ci będzie, ale jak nie zrzucisz wszystkich to ty mi wisisz przysługę.
-Ok. - Wzięłam kulę. Popatrzyłam przed siebie. Zrobiłam zamach i po chwili kula już się toczyła. Uderzyła w kręgle i udało się przewrócić wszyściutkie. - Ha, wisisz mi przysługę. - Spojrzałam na Michiego, który otworzył usta ze zdziwienia.
Kiedy wróciliśmy do domu, była już pora obiadowa. Po wspólnym posiłku mama Michaela zaproponowała mi wspólne oglądanie zdjęć. Oczywiście się zgodziłam. Chciałam w ten sposób lepiej poznać mojego chłopaka, który chyba nie był tym faktem zbytnio ucieszony.
-Mamo, daj spokój. Diana na pewno nie chce oglądać tych zdjęć.
-Ja z chęcią popatrzę na mojego chłopaka. - Posłałam do niego buziaczka.
Otworzyłyśmy album. Pierwsze zdjęcie przedstawiało Michaela zaraz po urodzeniu. Był taki malutki i taki słodziutki. Nie mogłam się napatrzeć na to zdjęcie. Tak słodko wtedy spał. Co ja mówię, przecież do dzisiaj mu to zostało.
-Ale przystojniak. - Powiedziałam, kiedy moim oczom ukazało się zdjęcie może pięcioletniego chłopca o ślicznej blond czuprynie i dużych niebieskich oczach. Siedział uśmiechnięty na kocu i bawił się swoją kolekcją samochodzików.
Wspólnie przesiedziałyśmy tak prawie dwie godziny. Dobrze nam się wspólnie rozmawiało. Michael natomiast stał nad nami i zerkał ze zdenerwowaniem na zdjęcia, jakby pilnował, abym przypadkiem nie zobaczyła kompromitującego go zdjęcia.
-Mamo, może już starczy? - Powtarzał co jakiś czas. Przypominało mi to czasami zachowanie dziecka z przedszkola. Musiałam się wtedy nieźle powstrzymywać od śmiechu. Na szczęście mi się to udało.
Po kolacji razem z Michaelem postanowiliśmy udać się spać, ponieważ jutro rano mieliśmy wracać do domu. Szłam schodami na górę, a za mną mój chłopak. Miałam wrażenie, że gapi się na mój tyłek. Odwróciłam się w jego stronę i wcale się nie myliłam.
-Ej. - Zrobiłam obrażoną minę, ale w środku chciało mi się śmiać.
-No co? - Wyszczerzył się, a ja wywróciłam oczami i poszłam w stronę Michaela pokoju. Po chwili mój chłopak złapał mnie za nadgarstek i odwrócił szybko w swoją w stronę, po czym złączył nasze usta. Trochę mnie to zaskoczyło, ale nie protestowałam. Oparłam się o ścianę, a nasz pocałunek coraz bardziej się pogłębiał. Zanurzyłam swoją dłoń w jego wspaniałych włosach. Jego jedna dłoń była na moich plecach, a druga na biodrze. Po chwili poczułam jego usta na mojej szyi. Ocknęłam się, że jesteśmy na korytarzu i każdy może nas teraz zobaczyć.
-Michi, może nie tutaj. - Szepnęłam. Popatrzył mi w oczy i się słodko uśmiechnął.
-Masz rację. - Uniósł mnie do góry, a ja owinęłam swoje nogi wokół jego talii. Zaniósł mnie do pokoju i położył na łóżko. Całował mnie namiętnie z każdą chwilą pogłębiając pocałunek. Czułam jego ciepły oddech. Swoje usta przeniósł na moją szyję, a dłonie wsunął pod moja bluzkę. Usłyszałam dźwięk telefonu. Spojrzałam na Michaela, który chyba nie chciał żebym odbierała. Tak czy siak wyjęłam komórkę z kieszeni i przyłożyłam ją do ucha.
-Słucham. - Powiedziałam nie patrząc na to z kim rozmawiam.
-No cześć skarbie. Jak ja żem się stęsknił za moją księżniczką. - To był Stefan. Oczywiście domyśliłam się, że siedzi sobie teraz z kumplami i jest pijany. W końcu z tego co słyszałam to ich zapraszał na dzisiejszy wieczór.
-Stefan, chciałeś coś? - Zapytałam. Michael słysząc jego imię wywrócił zabawnie oczami.
-Nie wierzę. - Szepnął mój chłopak. Najprawdopodobniej był zdenerwowany, że jego najlepszy przyjaciel zepsuł taką chwilę.
-Pogadać z tobą chciałem. Stęskniłem się za tobą. - Jakoś tak nie wierzę w jego słowa. Pewnie teraz siedzi obok niego Manuel, Gregor, Thomas, Andreas i jeszcze kilku innych czubów i nadsłuchują.
-I tylko tyle? Nie mam czasu teraz z tobą gadać. - Nie miałam zamiaru udawać jaka to jestem szczęśliwa z jego telefonu. Było wręcz na odwrót.
-Czemu? - Już miałam odpowiedzieć, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale udało mi się powstrzymać.
-Zajęta jestem. - Powiedziałam na odczepne, ale jakby się tak głębiej zastanowić to wcale nie mijałam się z prawdą.
-Czym? - Ach ta jego dociekliwość. Po kim on ją odziedziczył?
-Jak to czym? - Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na Michaela, który ponownie wywrócił oczami.
-Aaa, dobra. Już się domyślam. - Mówiłam już kiedyś, że Kraft bywa bardzo denerwujący? Czasami mam wrażenie, że zachowuje się jak dziecko z podstawówki... Chociaż... chyba akurat w tym przypadku to złe porównanie. Dzieci w podstawówce nie mają takich myśli jak on.
-To się lepiej nie domyślaj, bo cię zaraz palnę w ten pusty łeb i może chociaż trochę rozumu nabierzesz. - Michael wziął mój telefon i powiedział do Stefana. Nie ukrywam, myślałam, że się posikam ze śmiechu. - Mówiłem, żebyś nie odbierała. - Uśmiechnął się czule. Jak ja go kocham.
-Mówiłeś? No chyba raczej nie. - Zaśmiałam się, po czym chłopak się zamyślił, najprawdopodobniej nad tym, czy mówił, czy pomyślał.
-Oj dobra, pomyślałem, ale wychodząc z założenia, że czytasz mi w myślach, to można powiedzieć, że powiedziałem. - Puścił do mnie oczko.
-Ja czytam ci w myślach? No chyba raczej nie. Pomyliłeś mnie z kimś. - Wzruszyłam ramionami.
-Ciebie bym z nikim nie pomylił. Nigdy.
-Czyżby? - Przymrużyłam oczy, a po chwili wstałam z łóżka. - Dobra idę się wykąpać.
-A ja? - Przybrał minę "smutnego psa".
-Też cię kocham. - Puściłam w jego stronę buziaczka i weszłam do łazienki.
(Stefan)
Usłyszałem dzwonek do drzwi, więc szybko się zerwałem i pobiegłem w ich kierunku. Jestem niemal pewien, ze to Manuel. Miał przyjść wcześniej i pomóc mi w przygotowaniach do małej imprezki. Pozostali mieli zjawić się za jakąś godzinkę. Otworzyłem drzwi i tak jak myślałem był to Fettner.
-Właź stary. - Odsunąłem się na bok, żeby wszedł. Zauważyłem, że trzyma w rękach skrzynkę piwa.
-No, no, nie pozwalaj sobie. Jestem od ciebie tylko kilka lat starszy. - Wywróciłem tylko oczami. Czasami ten chłopak brał wszystko zbyt dosłownie.
-Tak się tylko mówi. Widzę, że się zaopatrzyłeś. - Wskazałem na alkohol, który właśnie stawiał na blacie kuchennym.
-A ty co tak stoisz? Pomógłbyś, a nie stoisz jak kołek. - Czy on czasem myśli? Przecież wszystko było w miarę ogarnięte.
-Poradziłeś sobie bez mojej pomocy. - Uśmiechnąłem się.
-No co ty. To jeszcze połowa nie jest. Chodź, pomożesz mi wszystko wynieść z samochodu. - Moje oczy zrobiły się jak pięciozłotówki.
-Przecież ci mówiłem, że to będzie mała imprezka. Nie mam zamiaru się uchlać do nieprzytomności. Diana jutro wraca i znając ją zrobi to z samego rana. - Manuel odwrócił się w moją stronę i popatrzył jak na kosmitę.
-Co ty się tak nią przejmujesz, przecież jesteś u siebie. - Zrobił chwilę przerwy. - Poza tym zaprosiłem jeszcze paru znajomych. - Powiedział, jakby to było coś oczywistego, a tak naprawdę nie był u siebie i nie miał prawa zapraszać nikogo do mojego domu bez mojej zgody. Trudno, teraz już nic na to nie poradzę.
-Ile ich będzie? - Spojrzałem pytająco, czekając aż mi odpowie.
-No nie dużo. - W jego przypadku nie dużo kończyło się chyba na stu.
-Ile? - Ponowiłem swoje pytanie. Unikał odpowiedzi na nie, więc zaczynałem się trochę obawiać.
-Dobra, zobaczysz jak zaczną niedługo przychodzić. A teraz mi pomóż, bo się nie wyrobimy. - Wyszedłem przed dom i stanąłem przed samochodem Manuela. Otworzyłem bagażnik i się przeraziłem. Cały był zapakowany po brzegi w różnego rodzaju alkoholu.
-Czyś ty oszalał? Kto to wypije? - Po chwili zauważyłem, że tylne siedzenia też są nieźle zawalone.
-Nie dramatyzuj. Przecież ja na to kasę wydałem, a nie ty. - Teraz rozumiem czemu Manuel nie ma dziewczyny, przecież żadna by z nim nie wytrzymała.
Ogarnęliśmy już naprawdę chyba wszystko. Stwierdziłem, że muszę się jeszcze wykąpać, przecież nie należy witać gości będąc nie umytym. To by źle świadczyło o mnie. Manuel obiecał, że nie wysadzi mojego mieszkania w kosmos i mogę być spokojny. Udawałem, że mu wierzę. Pobiegłem szybko do mojego pokoju. Wybrałem swoje ulubione spodnie i kuszulę, i szybko pobiegłem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic. Zacząłem się ubierać, gdy usłyszałem głośną muzykę z parteru. Pomyślałem, że albo goście zaczęli się schodzić, albo Manuel testuje sprzęt. Wolałem tą drugą opcję, ale kiedy zszedłem na dół, prawdziwa okazała się ta pierwsza. Dom był przepełniony ludźmi. Połowy z nich nawet nie znałem. Wodziłem wzrokiem w poszukiwaniu któregoś z chłopaków z kadry. Ujrzałem Gregora i od razu do niego podszedłem.
-Wiesz może skąd się tutaj wzięło tyle ludzi? - Zapytałem, ale odpowiedź nasuwała mi się tylko jedna.
-Manuel. Gdzie on w ogóle poznał tych wszystkich ludzi?
-Pytanie tylko, czy chcemy wiedzieć... - Przerwał mi Fettner.
-Nie przesadzajcie, oni są spoko. - Pozostawię to może bez komentarza. - Trzymaj Stefan, napij się, zasłużyłeś. - Tak też zrobiłem.
Byłem co raz to bardziej pijany. Zadzwoniłem do Diany i sądząc po tym, jak ze mną rozmawiała, a później jeszcze słowa Michaela, to musiałem im w czymś przerwać. Nie będę dalej drążyć tematu. Mam tylko nadzieję, że za dziewięć miesięcy nie będę musiał bawić się w niańkę. Później jeszcze dzwoniłem do mojej kuzynki kilka razy, ale nie odbierała. Cały czas odrzucała połączenia. Gdy było już grubo po północy, wszyscy pomału zaczęli się schodzić do swoich domów. Zostali tylko chłopaki z kadry, z którymi dalej piłem, aż urwał mi się film.
(Diana)
Leżałam na łóżku z Michaelem i rozmawialiśmy. W pewnym momencie zaczął wydzwaniać Stefan. Dzwonił chyba z trzynaście razy, ale za każdym razem odrzucałam połączenia. Nie miałam zamiaru z nim gadać, tym bardziej, że teraz pewnie siedzi upity prawie do nieprzytomności. Na dodatek wszystkiemu pewnie będzie się przysłuchiwał wścibski Manuel.
-Może odbierzesz? Może się coś stało? Bez powodu by chyba tyle razy nie dzwonił. - Spojrzałam na mojego chłopaka. Zastanowiłam się chwilę zanim odpowiedziałam.
-Dobra odbiorę jak tylko zadzwoni, ale od razu na wstępie mówię, że to nie będzie miła rozmowa. - Michi popatrzył na mnie czule. - Czemu mi się tak przyglądasz?
-Bo jesteś słodka nawet gdy się złościsz. - Pocałował mnie w usta, ale szybko się od niego oderwałam.
-Czyli chcesz mi powiedzieć, że jesteś ze mną tylko dlatego, bo uważasz, że jestem ładna? - Lubiłam zgrywać przed nim obrażoną. Później tak słodko umiał mnie przepraszać.
-Wiesz, że nie to miałem na myśli. - Szepnął mi do ucha.
-Chyba za dobrze mnie znasz. - Ten chłopak potrafił czytać mi w myślach. Czasami aż się tego obawiałam.
-To chyba dobrze. - Kiwnęłam tylko głową. Po chwili mój telefon się ponownie rozdzwonił. Spojrzałam na Michaela.
-Odbiorę, może się w końcu odczepi. - Zaśmiałam się, ale wcale mi nie było do śmiechu. Chwyciłam telefon do ręki i bez wahania zaczęłam swój monolog. - Debilu, przestań wydzwaniać bez przerwy. Mam cię dość! Chcę pobyć trochę z Michaelem, a ty co robisz? Przeszkadzasz nam, i wiesz co? Masz niezłe wyczucie czasu, no naprawdę. Stefan, jutro się widzimy, więc niepotrzebnie tyle wydzwaniasz, poza tym jesteś pijany i Manuel... - Przerwał mi głos mojego rozmówcy.
-Córciu. - Westchnęła moja rozmówczyni.
-Mama? - Szybko z pozycji leżącej przeniosłam się do pozycji siedzącej. Doskonale widziałam minę Michaela. Próbował się powstrzymywać od śmiechu.
-Mama, mama. - Powiedziała.
-Przepraszam, myślałam, że to Stefan. - Pomimo tego, że ostatnio nie układało nam się dobrze, to kochałam moich rodziców, a teraz myślałam, że się spalę ze wstydu.
-No dobrze, ale co to za Michael. Pamiętaj, że babcią jeszcze nie chcę być. - Wstałam momentalnie z łóżka i zaczęłam kręcić się po pokoju.
-Jaką babcią? O czym ty w ogóle mówisz? A poza tym to ja będę decydować, kiedy zostanę matką, a nie ty. - Dobra, może trochę za bardzo się uniosłam.
-A ten Michael to twój chłopak?
-Tak, a co?
-Nic, po prostu uważam, że Lukas był idealną partią dla ciebie. - Myślałam, że dała już z nim spokój, ale się myliłam.
-Znowu zaczynasz? Jak tak bardzo ci się podoba, to się z nim hajtnij, a mnie zostaw w spokoju. - Szybko się rozłączyłam i odłożyłam telefon na miejsce.
Jak się podoba?

sobota, 25 marca 2017

Rozdział XIII

(Diana)
-Puszczaj! - Chciałam jak najszybciej znaleźć się przy Michaelu. Tylko przy nim czułam się bezpiecznie. W takim towarzystwie w jakim przebywałam obecnie czułam się bardziej osaczona, ale nie mogę dać po sobie tego poznać. A może to tylko sen? Może po prostu zaraz się obudzę z tego koszmaru. Po chwili zdaję sobie sprawę, że to się dzieje naprawdę. - Usiądź, porozmawiajmy. - Wskazał ręką w stronę stołu. Nie mam zielonego pojęcia dlaczego, ale się zgodziłam. Być może kiedyś będę tego żałować. Po chwili siedzieliśmy już naprzeciwko siebie.
-Słucham. - Skrzyżowałam ręce, co zawsze robiłam gdy się denerwowałam, bądź kiedy wyczekiwałam na wyjaśnienia.
-Zapomnijmy o tym. Ja po prostu... - Nie chciałam słuchać jego wyjaśnień. Byłam za bardzo na to zmęczona. - ...chciałem cię tylko sprawdzić. - Teraz to już mnie całkiem zamurowało.
-Sprawdzić? O czym ty w ogóle mówisz?
-No bo kiedyś Stefan przyprowadził do domu taką dziewczynę. Wydawała się bardzo miła. Złapałem z nią dobry kontakt, ale później mój brat z nią zerwał. Wtedy zaczęła się do mnie kleić. Zrozumiałem, że Stefan się z nią rozstał, bo leciała tylko na kasę. - Złapał się za głowę. Ja natomiast byłam cała w szoku. - Może to głupio zabrzmi, ale postanowiłem, że będę sprawdzał każdą nową dziewczynę któregoś z moich braci. - Nie wiem dlaczego, ale coś mi podpowiadało, że ściemnia. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Mam być dalej na niego obrażona, czy go zrozumieć i wybaczyć? Nie wiem. Mam mętlik w głowie. Do końca mu nie ufałam.
-Nie musisz już dalej kończyć. Po prostu zapomnijmy o wszystkim tak jakby się to nigdy nie wydarzyło. - Wzruszyłam ramionami. Powiedziałam mu tak, żeby uśpić trochę jego czujność. Coś mi mówiło, że on coś kombinuje. Coś znacznie poważniejszego. Musiałam trochę go zmylić, żeby być bardziej czujną i w razie czego odpowiednio zareagować.
-Mi pasuje. To co? Zgoda? - Podał mi rękę. Oczywiście nie mogłam odmówić.
-Zgoda. - Uśmiechnęłam się sztywno. Po chwili na jego twarzy widniał uśmiech tym razem wyglądający na szczery, albo po prostu mi się wydaje. W sumie nie znam go na tyle, żeby móc to stwierdzić. - Pójdę już. Do jutra, a właściwie do dzisiaj, bo jest już mega późno. - Zaśmiałam się cicho, żeby nikogo nie obudzić i ruszyłam w stronę pokoju Michaela.
Otworzyłam po cichu drzwi, żeby nie obudzić mojego chłopaka. Podeszłam do łóżka i delikatnie wsunęłam się pod kołdrę. Mocno przytuliłam się do Michiego, a po chwili usłyszałam jak wypowiedział moje imię przez sen. Uśmiech zagościł na mojej twarzy. Dałam mu buziaka w policzek i po chwili odpłynęłam do krainy Morfeusza.
Obudziłam się, gdy zegarek wskazywał dziewiątą czterdzieści trzy. Zdziwiłam się, bo jak na mnie to długo spałam. Zazwyczaj budziłam się w okolicach siódmej. Przekręciłam się na lewy bok, ale Michaela już nie było. Pewnie zdążył już wstać. Mam tylko nadzieję, że nie zrobił mi fotki jak spałam. Później by mnie pewnie "szantażował". Poprzeciągałam się jeszcze chwilę na łóżku i postanowiłam wstać. Od razu udałam się do łazienki, aby się ogarnąć. Ubrałam na siebie koszulkę w kratkę i dżinsowe szorty. Włosy zostawiłam jak zawsze rozpuszczone, bo w związanych dziwnie się czuję. Po kilkunastu minutach wyszłam z pokoju i zeszłam na dół. Od razu zauważyłam panią Hayboeck, która zawołała mnie na śniadanie. Michi siedział przy stole czytając jakąś gazetę. Od razu kiedy mnie zauważył, odłożył czasopismo na bok i podszedł do mnie. Cmoknął mnie w policzek, po czym odsunął mi krzesło.
-Dobrze, że już wstałaś, bo mam propozycję. - Ciekawe, co tym razem wymyślił. Ostatnio ciągle mnie czymś zaskakuje w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
-Jaką? - Zapytałam, nalewając kawę do filiżanki.
-Po śniadaniu pójdziemy na spacer. Oczywiście jeśli chcesz. Mówiłaś mi wielokrotnie, że lubisz poznawać nowe miejsca, a ja z chęcią cię oprowadzę po okolicy. - Spodobał mi się jego pomysł. Nawet bardzo. Kochałam poznawać nowe okolice. Kiedyś nawet chciałam zostać podróżnikiem, ale wszystko inaczej się potoczyło i jestem tu, gdzie teraz jestem. Może to i lepiej. Kto wie, może gdybym wybrała inną drogę to nigdy nie spotkałabym Michaela...
-Bardzo chętnie. Mam nadzieję, że jesteś dobrym przewodnikiem, bo lubię zadawać dużo pytań. - Uśmiechnęłam się cwaniacko, a przynajmniej tak to miało wyglądać.
-O to możesz być spokojna. A teraz jedz szybko i za chwilę widzimy się w salonie. - Kiwnęłam głową, po czym zaczęłam jeść śniadanie. Starałam się sprężyć, ale nie umiem szybciej. Zawsze w szkole lub na jakieś wycieczce kończyłam posiłek ostatnia. Tak jest nawet do dziś.
Po skończonym śniadaniu udałam się do pokoju, skąd zabrałam jeszcze moje okulary przeciwsłoneczne. Wyglądało na to, że na dworze jest gorąco, a nigdy nie lubiłam, gdy mnie słońce razi w oczy. W ostatniej chwili jeszcze wsunęłam telefon do kieszeni i ruszyłam w stronę drzwi. Nacisnęłam klamkę i zamyślona chciałam już wyjść z pokoju, kiedy...
-BUUU! - Zobaczyłam przed oczami ręce Michaela.
-AAAAA! - Pisknęłam ze strachu. Okulary zsunęły mi się z twarzy, na której malowała się wściekłość. Jak on w ogóle mógł. Spojrzałam na niego złowrogo, na co zaczął się śmiać. - Idiota. - Parsknęłam.
-Za to najprzystojniejszy idiota. - Poruszył brwiami. Przez moment miałam zamiar go udrutować, ale rozmyśliłam się. Stwierdziłam, że muszę obmyślić plan zemsty.
-Wygląd to nie wszystko. - Wystawiłam w jego stronę języka, na co się zaśmiał.
-Jakbyś jeszcze tego nie zauważyła to mojemu charakterowi nie mam nic do zarzucenia.
-Bla, bla, bla. - Zaczęłam naśladować dłońmi. - Idziemy w końcu? - Kiwnął tylko twierdząco głową i po chwili na mojej twarzy czułam gorące promienie słońca. Przechadzaliśmy się wzdłuż chodnika trzymając się za ręce. Michael z wielką dokładnością opowiadał mi o każdym zakamarku jaki mijaliśmy. Z jego opowieści wynika, że musiał mieć na prawdę bardzo ciekawe dzieciństwo.
-O, a widzisz tamtą huśtawkę na placu zabaw? - Pokazał palcem w stronę małej huśtawki, na której obecnie bujała się mała dziewczynka.
-Widzę. Co na niej odwaliłeś? - Zaśmiałam się.
-No to tak. - Zrobił chwilę przerwy na głęboki oddech. - Jak byłem w przedszkolu to poszedłem pobujać się na tej huśtawce i nie wiem dlaczego, ale zawsze ciągnęło mnie do skoków. Chciałem przez chwilę poczuć się jak skoczek i zeskakiwałem z rozpędzonej huśtawki i za którymś razem spadłem i sobie wszystkie zęby wybiłem. - Zaczęłam się głośno śmiać. Nie mogłam się opanować. Dopiero gdy spojrzałam na minę Michiego to trochę mi przeszło. Wyglądał jak obrażone dziecko, które pokłóciło się z kolegą o zabawkę. - To nie było śmieszne. - Zmroził mnie ponownie wzrokiem.
-Oj daj spokój. Przynajmniej masz teraz co wspominać. - Spojrzał na mnie, po czym jego spojrzenie zmieniło się jakby na coś oczekiwał. - Czemu mi się tak przyglądasz?
-Teraz ty powiedz, co takiego udało ci się śmiesznego zrobić w dzieciństwie. - Kiwnął głową na znak żebym mówiła.
-Lepiej nie. - Zaśmiałam się na samo wspomnienie.
-Ej, ja ci powiedziałem.
-Ale to serio głupie było. - Chyba mnie źle zrozumiał, bo spojrzał na mnie dziwnie. - No w sensie to co zrobiłam.
-Oj powiedz, przecież nikomu nie powiem. - Usiadłam na pobliskiej ławce i zaczęłam mówić.
-Dobra, ale masz nikomu nie mówić, bo Stefan mnie zabije. - Pogroziłam chłopakowi palcem, co chyba wziął sobie do serca.
-Znasz mnie i wiesz, że nikomu nie powiem.
-No więc, kiedyś Stefan przyjechał do mnie na wakacje. Postanowiłam pobawić się z nim w fryzjera. On chyba myślał, że porobię mu kilka kucyków i na tym się skończy. Ja natomiast byłam taka mądra, że mu włosy obcięłam. - Dobrze widziałam, że Michael skręca się ze śmiechu i wcale się mu nie dziwię. Stefan to w końcu jego najlepszy przyjaciel. - A później całe wakacje w czapce przesiedział. - Dołączyłam do śmiejącego się chłopaka. Po chwili usłyszałam dzwoniący telefon. Wyjęłam go z kieszeni i zobaczyłam na wyświetlaczu zdjęcie Stefana. Pokazałam Michaelowi, na co ten po raz kolejny wybuchł śmiechem. - O wilku mowa. - Zaśmiałam się do słuchawki.
-Czy ja jestem podobny do wilka?
-Zastanówmy się... Hmm... No nie wiem... Może?
-Dzięki. - Powiedział z sarkazmem. - Wiesz może gdzie jest otwieracz do piwa?
-Skąd mam to niby wiedzieć?
-Mieszkasz u mnie od jakiegoś czasu, więc pomyślałem, że może ci się rzucił w oczy.
-Nie, nie widziałam. Może otwórz zębami. - Zaśmiałam się, przypominając sobie, co mi Michael powiedział kilkanaście minut wcześniej.
-Ha ha ha, bardzo zabawne. Jeszcze taki głupi nie jestem.
-Jeszcze?
-Nie tak to miało zabrzmieć.
-Dobra, dobra. Pamiętaj, że w końcu jestem psychologiem i wiem co chciałeś przez to powiedzieć.
-Tak? A niby co?
-Sam już najlepiej wiesz. Dobra będę kończyć. Udanej imprezy. - Rozłączyłam się, po czym spojrzałam na Michiego.
-Nie mówiłaś, że jesteś psychologiem.
-Jakoś tak nie było okazji. Dopiero co studia skończyłam i nie miałam okazji jeszcze pracować w zawodzie, ale mam nadzieję, że niedługo to się zmieni. W tym miesiącu kończy mi się umowa wynajmu mieszkania i myślę nad przeprowadzką do Innsbrucka. Byłabym bliżej ciebie, Stefana. Później poszukałabym sobie jakiejś pracy.
-Nie mieszkałaś do tej pory z rodzicami?
-Przecież ci mówiłam, że jesteśmy skłóceni. - Wywróciłam oczami.
-No tak. - Spuścił lekko głowę. - A może zamieszkaj ze mną. - Spojrzał na mnie nieśmiało. Nie wiedział zapewne jak zareaguję.
-Nie wiem czy to dobry pomysł.
-Dlaczego? Mieszkalibyśmy razem. Bylibyśmy szczęśliwi jak do tej pory. Dlaczego nie chcesz? - Trochę posmutniał.
-Chciałabym z tobą zamieszkać, ale nie chcę naszej znajomości zbyt szybko rozwijać. Popatrz. Znamy się krótko, a już jesteśmy parą, poznałam twoich rodziców, jedziemy nawet na wspólne wakacje. Nie wiem czy to nie za szybkie tempo.
-Po co tracić czas, tym bardziej, że ci już na wstępie zapowiadam, że chcę mieć sporą gromadkę dzieci. - Poruszył znacząco brwiami. Oczy mi się szerzej otworzyły, co chyba pomimo okularów przeciwsłonecznych, które nadal były na moim nosie, Michael zauważył. - No co? Będziemy później oglądać drużynówkę, w której będzie czwórka naszych synów.
-Ohoho, jakie masz marzenia...
-Marzenia, które mogą się spełnić. - Pocałował mnie z czułością. - Co powiesz na kręgle?
-Teraz?
-Tak. Widzisz tamten budynek. - Wskazał na odległy od nas o jakieś sto metrów budynek. - Tam jest kręgielnia. No chyba, że wolisz bilard, bo też tam jest.
-Nie umiem grać w kręgle. Kiedyś byłam i za każdym razem kula mi wypadała z toru.
-Od tego masz mnie - Najlepszego i zarazem Najukochańszego Indywidualnego Nauczyciela, który pokaże ci takie triki, że ograsz każdego.
-No dobra, niech ci będzie. - Uśmiechnęłam się, po czym udaliśmy się do pobliskiej kręgielni.
Przybywam z kolejnym rozdziałem. Teraz będę miała trzy dni wolne od szkoły, więc może uda mi się szybciej coś napisać, ale nic nie obiecuję ;)

niedziela, 19 marca 2017

Rozdział XII

(Diana)
-Witaj. Jestem Brigitte. - Kobieta rzuciła mi się na szyję. Wygląda na to, że cieszy się z mojej wizyty w jej domu. Cieszy mnie to bardzo, bo szczerze mówiąc trochę się tego obawiałam. Mama Michaela po chwili trwania w uścisku, złapała mnie za dłonie. - Michael mi dużo o tobie opowiadał.
-Mam nadzieję, że same dobre rzeczy. - Uśmiechnęłam się. Mój chłopak objął mnie od tyłu i swój podbródek umiejscowił na moim ramieniu.
-Dobrze wiesz, że same dobre, bo tych złych nie ma. - Jego słowa sprawiły, że poczułam się jeszcze pewniej w jego rodzinnym domu. Pani Brigitte popatrzyła na nas z wielkim uśmiechem.
-To może wy się rozgośćcie w salonie, a ja pójdę zawołać chłopaków. - Wskazała nam ręką w stronę wcześniej wspomnianego pomieszczenia. Po chwili zniknęła. Najprawdopodobniej poszła po nich na piętro. Razem z Michaelem poszliśmy do salonu, gdzie stał wielki stół przygotowany już do kolacji.
-Jak pierwsze wrażenie? - Zapytał Michi. Zawsze lubiłam gdy pytał się mnie o takie rzeczy. Pokazywał w ten sposób jak bardzo się o mnie troszczy. Zawiesiłam swoje ręce na jego szyi.
-Bardzo dobre. Twoja mama jest naprawdę cudowna. - Usłyszałam, że ktoś zbiega po schodach, więc dałam mu szybkiego buziaka i odwróciłam się w ich stronę. Po chwili stali przede mną rodzice i bracia Michaela, który w tej chwili trzymał swoje dłonie na moich ramionach.
-Poznajcie moją dziewczynę. - Przywitałam się grzecznie ze wszystkimi. Każdy wydawał się bardzo miły. Jedyne co, to niepokoił mnie sposób, w jaki patrzył na mnie Alexander. Niby nie patrzył na mnie z pogardą lub czymś innym, jednak w swoim spojrzeniu miał coś takiego, czego nie umiem wyjaśnić.
Siedzieliśmy wspólnie przy jednym stole. W towarzystwie jego rodziny czułam jakbyśmy wszyscy znali się od wielu lat. Rozmawialiśmy wspólnie na wiele tematów, a także żartowaliśmy i śmialiśmy się. Jedynie Alex był jakiś nieobecny. Dobrze widziałam, że dokładnie obserwował każdy mój ruch, ale starałam się nie zwracać na to uwagi. Oczywiście pani Brigitte próbowała wcisnąć we mnie tyle jedzenia ile się tylko dało.
-Weź sobie jeszcze nałóż dokładkę. - Prosiła zatroskana.
-Dziękuję, wszystko jest takie pyszne, ale naprawdę już nie mogę. - Powtórzyłam już chyba po raz dziesiąty tego wieczoru moją regułkę.
-Oj chociaż troszeczkę. Jesteś strasznie chudziutka. - Denerwuje mnie, gdy ktoś mi wypomina, że jestem chuda, więc powinnam więcej jeść. Przecież ja już mam to w genach po mamie i to wcale nie jest wina tego, że mało jem. Zanim zdążyłam coś odpowiedzieć, zrobił to jak dotąd milczący Alex.
-Jak dają to trzeba brać. - Nie powiem, denerwował mnie cały wieczór, ale tym tekstem naprawdę mnie bardzo rozśmieszył. Jakbym słyszała Stefana... Z pomocą przyszedł mi Michael, czyli mój kochany Wybawiciel.
-My w sumie jesteśmy już wykończeni podróżą, więc się pójdziemy położyć spać. - Przytaknęłam na jego słowa. Po chwili poszedł po nasze torby i w mgnieniu oka szliśmy już schodami na górę. Trochę czułam się jak w hotelu. Ciągnął się jedynie długi prosty korytarz. Jeżeli dobrze policzyłam to było tutaj osiem par drzwi. Michael złapał mnie za rękę i poprowadził mnie w stronę swojego pokoju.
-Mam nadzieję, że spodoba ci się mój pokój. Wprawdzie rzadko tu bywam, ale chyba nie powinien być zakurzony. - Zaśmiał się, czym spowodował większy uśmiech na mojej twarzy. Po chwili moim oczom ukazał się pokój, w którym ściany były pomalowane w różnych odcieniach błękitu. Mniej więcej na środku stało duże dwuosobowe łóżko. Wszystkie meble były w kolorze białym. Jedna ściana była przeznaczona na zdobiące ją białe ramki z różnymi zdjęciami Michaela i jego rodziny. Jedno z nich bardzo przykuło moją uwagę. Podeszłam bliżej. Przedstawiało małego Michiego. Boże, jaki on słodki. Już wtedy miał bujne blond włosy. Mój chłopak podszedł do mnie i spojrzał na fotografię. - Wyobraź sobie, że kiedyś będzie nam po domu biegał taki mały Hayboeck. - Od razu sobie to wyobraziłam i uśmiech pojawił się na mojej twarzy.
-A chciałbyś? - Odwróciłam się w jego stronę i z zaciekawieniem spoglądałam w jego oczy.
-Kiedyś na pewno. - Złapał mnie za ręce i poprowadził w stronę łóżka, na którym po chwili już siedzieliśmy. - A teraz powiedz, jakie wrażenie zrobili na tobie moi rodzice?
-Na początku się trochę stresowałam, ale nic ci nie mówiłam. - Michael przymrużył lekko oczy, udając wyrzut, że mu nie powiedziałam wcześniej, ale po chwili zaczął się uśmiechać. On chyba jednak nie umie udawać poważnego w moim towarzystwie. Jakby się tak głębiej zastanowić, to mam tak samo. Jejku... Tyle nas łączy... - Nie patrz tak na mnie. - Skrzyżowałam ręce na piersi, pokazując oburzenie.
-Jak mam na ciebie nie patrzeć, bo nie rozumiem...
-No tak. - Zaczęłam udawać jego minę sprzed kilkunastu sekund. Chyba nie za bardzo mi to jednak wyszło. Cóż, najwyraźniej jego miny są unikatowe i nie da się ich naśladować w prawidłowy sposób. - Dobra nie ważne. - Machnęłam ręką ze zrezygnowaniem. - A więc potem twoi rodzice byli na prawdę bardzo mili i się do nich przekonałam. Bardzo ich polubiłam. Mam nadzieję, że oni mnie też.
-O to możesz być spokojna. Zawsze jak któryś z moich braci przyprowadza nową dziewczynę to robią jej długie przesłuchanie. Tobie nie zadawali aż tyle pytań, więc najwyraźniej od razu ci zaufali.
-Tak myślisz? - Uniósł mój podbródek dwoma palcami.
-Ja nie myślę, ja to wiem. - Michi delikatnie mnie pocałował. Po chwili jednak przestał. - Ja nadal nie mogę uwierzyć, że jesteśmy razem, tutaj, tacy szczęśliwi...
-Mam cię uszczypnąć? - Naszykowałam już rękę, żeby to zrobić, ale mnie powstrzymał.
-Lepiej mnie pocałuj. - Uśmiechnął się i zamknął oczy, czekając aż go pocałuję. Postanowiłam zrobić mu małego psikusa. Dałam mu buziaka w policzek. Chyba mu się to nie spodobało. - Zaraz się obrażę. - Skrzyżował ręce i odwrócił głowę w bok. Najprawdopodobniej tylko udaje, ale dobra, przeproszę go, żeby nie było.
-Przepraszam Michael. Michi. Chyba się na mnie nie pogniewasz? - Nie reagował na moje słowa. - Ej, bo pomyślę, że ty tak serio. Halo, ziemia do Michaela. - Zaczęłam mu machać dłonią przed oczami, bo się nawet nie raczył na mnie spojrzeć. - Dobra, niech ci będzie. - Wywróciłam tylko oczami i usiadłam wygodniej na łóżku, żeby było mi wygodniej go pocałować. Uchwyciłam jego twarz w dłonie i przekierowałam w moją stronę. Pocałowałam go delikatnie tak, jak to on zrobił kilka minut temu. - Już? Nie gniewasz się?
-Jeszcze trochę się gniewam. - Zaśmiał się. Czyli teraz mam rozumieć, że się tak naprawdę nie gniewa, tylko pogrywa sobie ze mną. Niech mu będzie, wciągnę się w tą jego gierkę. Pocałowałam go najbardziej namiętnie jak chyba tylko potrafiłam. Dobra, chyba mi już przebaczył, o ile w ogóle można to tak nazwać.
-Jak jeszcze mi nie wybaczyłeś to się już poddaję.
-Spokojnie, wybaczyłem. Nie jestem aż tak bardzo pamiętliwy. - Puścił do mnie oczko.
-Całe szczęście.
Obudziłam się w środku nocy. Spojrzałam w bok i ujrzałam Michaela, który słodko spał. Mogłabym patrzeć na niego godzinami. To był na prawdę uroczy widok. Chciałam go teraz pocałować, ale nie chciałam go tym obudzić. Postanowiłam się powstrzymać. Poczułam trochę suchość w gardle. Postanowiłam się napić, ale nie było nic w pobliżu. Postanowiłam zejść na dół, do kuchni i nalać sobie wody z kranu. Wiem, że niby się nie powinno tego pić, ale zawsze wolałam taką niż z butelki.
Każdy chyba spał oprócz mnie. Przemierzałam spore mieszkanie powoli i w nienagannej ciszy, aby przypadkiem kogoś nie obudzić. Nie lubiłam nigdy nikomu grzebać po szafkach, więc miałam szczęście, że kubki stały na wierzchu. Wzięłam jeden z nich i podeszłam do kranu i nalewałam wody. Nagle poczułam na moich biodrach czyjeś dłonie. Od razu zorientowałam się, że coś nie gra. Instynktownie zrzuciłam z siebie czyjeś dłonie i się szybko odwróciłam. Przede mną stał Alexander. Co on sobie w ogóle wyobrażał. Ciekawe, czy on by chciał, żeby Michael tak się zachowywał w stosunku do jego dziewczyny. Kurcze, o czym ja w ogóle mówię, przecież Michi jest ze mną.
-Co ty wyprawiasz? - Spojrzałam na niego z zaskoczeniem jak i ze złością. On się tylko uśmiechał cwaniacko. Jak ja nienawidzę takich osób zapatrzonych w siebie.
-Chyba ja powinienem o to zapytać ciebie.
-Wody przyszłam się napić.
-I taki przypadek, że akurat się tu spotkaliśmy. To musi coś znaczyć. Co o tym myślisz?
-Myślę, że powinnam już iść spać. - Chciałam już iść w stronę pokoju, ale Alex zagrodził mi drogę. - Daj mi przejść. - Co raz bardziej zaczęło mnie irytować jego zachowanie.
-Poczekaj, a może masz ochotę na mały numerek?
-Słucham?! - Nie mogłam uwierzyć, w to co usłyszałam.
-To co słyszysz. Jest środek nocy. Nikt się nawet nie musi o tym dowiedzieć, a moje łóżko... - Nie mogłam już wytrzymać ze zdenerwowania i mu przerwałam.
-Czy ty w ogóle siebie słyszysz? Co ty sobie myślisz, że ja jestem pierwsza lepsza? Jak w ogóle możesz mi proponować coś takiego? Taki z ciebie brat, że za plecami Michaela podrywasz jego dziewczynę? Wiesz co? Kocham twojego brata i nigdy bym go nie zdradziła tym bardziej z tobą. - Już się kierowałam w stronę schodów, ale się jeszcze odwróciłam na chwilę. - A, i jeszcze jedno. Nie powiem o tym Michaelowi, bo nie chcę psuć waszych relacji, ale następnym razem od razu do niego pójdę i mu o tym powiem. - Ponownie się odwróciłam w stronę schodów, ale po chwili poczułam jego dłoń na moim łokciu i momentalnie odwrócił mnie w swoją stronę.
-Poczekaj...
Przybywam z kolejnym rozdziałem. Koniecznie komentujecie ;)

poniedziałek, 13 marca 2017

Rozdział XI

(Stefan)
Leżałem w salonie przed telewizorem. Było już późno. Praktycznie usypiałem. Czekałem jedynie na Dianę, którą miałem zamiar przeprosić za moje zachowanie. Przez ostatnie dni się do mnie praktycznie nie odzywała. Przepraszałem ją z tysiąc razy, ale ona po prostu to olewała. Tym razem się lepiej przygotowałem, bo kupiłem jej kwiaty. Co jak co, ale kobiety zawsze przy nich kruszeją. Usłyszałem przekręcanie zamka. Szybko się zerwałem i pobiegłem do kuchni po bukiet czerwonych róż. Schowałem je za swoimi plecami i szybkim krokiem ruszyłem w stronę dziewczyny.
-Cześć. Wiem, że nie chcesz ze mną rozmawiać, ale... - Odwróciła się w moją stronę. Patrzyła na mnie pytającym spojrzeniem.  - ...chcę cię po raz kolejny przeprosić. Wiem, że nie powinienem się wtrącać. Proszę, wybacz mi. Jesteś u mnie na wakacjach i bez sensu, żebyśmy dalszą ich część spędzili na nie odzywaniu się do siebie. - Podszedłem do niej bliżej. - A to dla ciebie na przeprosiny. Mam nadzieję, że przyjmiesz je i mi wybaczysz. - Wręczyłem jej kwiaty, po czym wzięła je do ręki, pokiwała głową i mnie przytuliła.
-Oj Stefciu. I jak tu mam się na ciebie gniewać, jak widzę jak bardzo ci zależy na tym, żebym ci wybaczyła. Gdybym tego nie zrobiła, byłabym bez serca.
-Tak się cieszę. - Kamień spadł mi z serca. Po rozmowie z Manuelem dotarło do mnie, że źle postępowaliśmy.
-Będziesz miał chatę wolną przez ponad tydzień. - Puściła do mnie oczko.
-Jak to? Czy ja o czymś nie wiem? - Zaśmiała się na moje słowa. Najwyraźniej sporo mnie ominęło.
-Jutro po południu jadę z Michaelem na weekend do jego rodziców, a później na tydzień na wakacje. - Jej słowa zaczęły mi się obijać o uszy. Że też tego wcześniej nie zauważyłem.
-Czyli ty z Michaelem... - Mówiąc to, jakoś dziwnie kręciłem palcem. Urwałem zdanie, bo Diana kiwnęła głową. - Tak się cieszę. - Ponownie utknęliśmy w uścisku.
-A, jeszcze jedno. Pożyczysz mi jutro swój samochód? Muszę jechać na zakupy.
-Pewnie, przedzwonię tylko do Manuela, żeby podjechał po mnie przed treningiem. - Puściłem oczko i poszedłem do swojego pokoju. Szybkim ruchem wyjąłem telefon z kieszeni i wybrałem jego numer. Po chwili słyszałem już jego głos.
-No wiesz co? Musisz dzwonić w takich momentach? Ty to masz wyczucie. - Wolałem się nie wgłębiać bardziej w ten temat i od razu przeszedłem do rzeczy.
-Nie będę miał jutro czym pojechać na trening, a nie chce mi się iść pieszo. Wpadniesz po mnie?
-Spoko, nie ma problemu.
-A, jeszcze jedno, zanim mi z głowy wyleci. - Zaśmiałem się. - W sobotę impreza u mnie. Czuj się zaproszony. - Bez zastanowienia postanowiłem zorganizować małą imprezkę dla kumpli.
-Z jakiej okazji? - Dziwne, zazwyczaj się nie pytał o to, tylko po prostu na słowo "impreza" wbijał na chatę. Często bywało, że sam się wpraszał, ale nie tym razem.
-Tak po prostu. Chata wolna, trzeba uczcić. - Zaśmiałem się po raz kolejny w tak krótkim czasie.
-Na pewno będę. Dobra, zdzwonimy się jutro, bo teraz zbytnio nie mogę gadać. - Nie zdążyłem odpowiedzieć, gdyż usłyszałem, że się rozłączył.
Następnego dnia przyjechał po mnie, abyśmy wspólnie pojechali na trening. Trochę był nie w humorze, ale pomimo tego, postanowiłem się zapytać, co mu jest.
-Czemu jesteś jakiś taki nie w sosie? - Mam tylko nadzieję, że go nie rozwścieczyłem.
-Pamiętasz jak wczoraj dzwoniłeś do mnie? - Zapytał z obojętnością.
-No pamiętam, jakiś zajęty wtedy byłeś. Co? Jakąś laseczkę poderwałeś? - Poruszyłem znacząco brwiami.
-Dobre by było... Gliny mnie złapały za przekroczenie prędkości. - Myślałem, że po ostatnich wakacjach, po których przyszło mu chyba z dziesięć mandatów z fotoradarów, trochę zaczął wolniej jeździć, ale cóż, myliłem się.
(Diana)
Wstałam wyjątkowo wcześnie. Przeciągnęłam się i poszłam do łazienki się odświeżyć. Po kilkunastu minutach zeszłam już schodami w dół, prosto do kuchni. Zrobiłam sobie na szybko jakieś śniadanie i po chwili już słyszałam głos Stefana.
-Co ty tak wcześnie wstałaś? - Podrapał się po głowie i poszedł nalać sobie szklankę wody.
-Przecież mówiłam ci, że muszę jechać na zakupy. - Wzruszyłam ramionami, czego nie mógł zauważyć stojąc do mnie plecami. Po chwili odwrócił się w moją stronę i napił się wody.
-Rozumiem, ale dlaczego tak rano?
-Proste. Będę miała więcej czasu na zastanowienie się np. którą bluzkę kupić, białą czy czarną... -Nie zdążyłam dokończyć, bo mi przerwał.
-A w efekcie i tak weźmiesz obie. Skąd ja to znam? - Zapytał retorycznie. Podszedł do lodówki, szukając czegoś na śniadanie. Ja w tym samym czasie zdążyłam już skończyć swoje.
-Dobra, dobra, ja już będę lecieć. - Wstałam energicznie od stołu. Podeszłam do Stefana i dałam mu buziaka w policzek. Ruszyłam w stronę przedpokoju, gdzie założyłam ulubione czarne trampki. Chwyciłam jeszcze kluczyki i wyszłam z domu, a następnie udałam się do samochodu.
W centrum handlowym byłam około cztery godziny. Udało mi się kupić wszystko, co było mi potrzebne. W drodze powrotnej do domu, postanowiłam zrobić jeszcze zakupy w supermarkecie. Kiedy wróciłam do domu, zabrałam się do gotowania obiadu. Po pewnym czasie, stojąc cały czas przy garnkach, usłyszałam, że ktoś wszedł do domu. Od razu pomyślałam, że to Stefan. Pewnie skończył się już trening i wrócił do mieszkania.
-Stefan! Zaraz obiad będzie! - Krzyknęłam, żeby mógł usłyszeć. Po chwili poczułam, jak ktoś przytula mnie w talii i całuje w policzek. Momentalnie drgnęłam i odwróciłam się w stronę tej osoby. Kamień spadł mi z serca, gdy zobaczyłam Michaela. - Michi. - Rzuciłam mu się na szyję.
-Ktoś tu się chyba stęsknił. - Zaśmiał się.
-Nie, wcale. - Próbowałam udawać poważną, ale w jego towarzystwie nigdy mi to nie wychodziło.
-Czyżby? - Złączył nasze usta w gorącym pocałunku.
(Michael)
-Dobrze, że już wróciłeś, bo my zaraz będziemy jechać. - Diana była w swoim pokoju i pakowała ostatnie rzeczy do swojej torby.
-Diana się pakuje? - Kiwnąłem tylko głową, na znak, że "tak". - Może idź tam po nią na górę, bo zanim się spakuje to trochę może potrwać. - Bez słowa ruszyłem w stronę jej pokoju. Energicznie nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka bez pukania.
-Pomyślałem, że przy... - Kurcze ja to jak zwykle wchodzę w złym momencie. Mimo, że jest moją dziewczyną, to i tak mi się głupio zrobiło. Diana akurat się przebierała. Jedyne co zrobiłem to walnąłem się ręką w czoło i się odwróciłem plecami do niej. - Spakowana już?
-Tak, tak, właśnie miałam schodzić na dół. - Odwróciłem się w jej stronę. Wzięła torbę do ręki, ale długo jej nie niosła, bo szybko zareagowałem i ją w tym wyręczyłem. - Coś mówiłeś wcześniej, ale nie dokończyłeś.
-A, mówiłem, że Stefan mi doradził, żebym przyszedł i pomógł ci w pakowaniu, bo podobno długo ci to zajmuje. - Ostatnią część zdania powiedziałem szeptem do jej ucha.
-A to nygus. Żeby tak się skarżyć na własną kuzynkę? To niedorzeczne. - Zaśmialiśmy się. Zawsze umiała powiedzieć coś nieśmiesznego, w taki sposób, że jednak stawało się to śmieszne.
Zeszliśmy na dół, gdzie czekał na nas Stefan. Wyglądał na bardzo zadowolonego. Pewnie cieszy się, że będzie miał wolną chatę. Za dobrze go znam i coś czuję, że szykuje się tutaj niezła impreza.
-Szybko się uwinęliście. - Zauważył.
-No widzisz. Nie jestem jedną z tych co się pakują, pakują i nie mogą się spakować. - Zmroziła go wzrokiem.
-Przecież tego nie powiedziałem. - Chyba nie zdawał sobie sprawy, że powiedziałem o tym Dianie.
-Czyżby? - Ponownie zmroziła go wzrokiem, po czym on uczynił do samo w moim kierunku.
-My już będziemy jechać. - Wziąłem Dianę za rękę i pokierowałem w stronę drzwi wyjściowych.
-Nie rozwal tylko mieszkania. - Dodała, na co on spojrzał pytającym wzrokiem. - Przecież wiem, że urządzasz imprezę.
-Skąd wiesz? Który to taki mądry był i ci wygadał?
-Proszę cię, Stefan. Wystarczy na ciebie spojrzeć. Od razu widać, że coś tu się szykuje. - Odezwałem się po dłuższym milczeniu. Miałem tylko nadzieję, że nie odwalą z chłopakami czegoś głupiego, przez co będziemy musieli szybciej wracać do domu.
-Oj tam. Do zobaczenia wkrótce. - Uniósł dłoń do góry, na co Diana się tylko lekko uśmiechnęła.
Siedzieliśmy już w moim samochodzie. Panowała cisza. Jedyne co było słychać to radio, w którym właśnie leciała najnowsza piosenka Adele. Po dłuższym czasie, postanowiłem to przerwać.
-Stresujesz się? - Spojrzała na mnie.
-Nie, po prostu nie wiem, czy mnie polubią. - Złota zasada w tym przypadku działa. "Nie" znaczy "Tak".
-Ciebie nie da się nie lubić. - Uśmiechnąłem się. Byłem przekonany, że moi rodzice ją polubią, w końcu nie bez powodu wydzwaniali do mnie od kilku dni i się o wszystko wypytywali.
-Schlebiasz mi. - Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej na jej słowa. Po chwili milczenia spojrzała ponownie na mnie. - Daleko jeszcze?
-Jeszcze jakieś dziesięć minut drogi. Aż tak śpieszno ci poznać przyszłych teściów? - Zaśmiałem się. Spojrzała na mnie z zaskoczeniem. Nie spodziewała się pewnie usłyszeć takich słów. Traktowałem nasz związek jak najbardziej poważnie. Chciałem się z nią ożenić, a później mieć gromadkę dzieci.
-Po prostu nie mogę się doczekać.
(Diana)
Dojechaliśmy już na miejsce. Chciałam już zadzwonić dzwonkiem, ale Michi powiedział, że to nie jest konieczne. Wyjaśnił, że wychowywał się tu tyle lat, że cały czas tu jest jego drugi dom. Weszliśmy do środka. Dom był bardzo przytulny. Od razu było widać, że panuje tu rodzinna atmosfera. Po chwili usłyszałam głos dobiegający najprawdopodobniej z kuchni.
-Michael, to ty?-Głos należał prawdopodobnie do jego mamy.
-Tak, mamo. - Po chwili wyłoniła się postać kobiety. Wyglądała dosyć sympatycznie.
-Dzień dobry. - Powiedziałam niepewnie. Uśmiechnęłam się szeroko, bo to podobno sprawia lepsze wrażenie.
Mam tyle różnych pomysłów co do tego opowiadania, że nie wiem już który wybrać :/ Jakoś może to będzie ;) Mam nadzieję, że się na razie podoba ;)