sobota, 25 marca 2017

Rozdział XIII

(Diana)
-Puszczaj! - Chciałam jak najszybciej znaleźć się przy Michaelu. Tylko przy nim czułam się bezpiecznie. W takim towarzystwie w jakim przebywałam obecnie czułam się bardziej osaczona, ale nie mogę dać po sobie tego poznać. A może to tylko sen? Może po prostu zaraz się obudzę z tego koszmaru. Po chwili zdaję sobie sprawę, że to się dzieje naprawdę. - Usiądź, porozmawiajmy. - Wskazał ręką w stronę stołu. Nie mam zielonego pojęcia dlaczego, ale się zgodziłam. Być może kiedyś będę tego żałować. Po chwili siedzieliśmy już naprzeciwko siebie.
-Słucham. - Skrzyżowałam ręce, co zawsze robiłam gdy się denerwowałam, bądź kiedy wyczekiwałam na wyjaśnienia.
-Zapomnijmy o tym. Ja po prostu... - Nie chciałam słuchać jego wyjaśnień. Byłam za bardzo na to zmęczona. - ...chciałem cię tylko sprawdzić. - Teraz to już mnie całkiem zamurowało.
-Sprawdzić? O czym ty w ogóle mówisz?
-No bo kiedyś Stefan przyprowadził do domu taką dziewczynę. Wydawała się bardzo miła. Złapałem z nią dobry kontakt, ale później mój brat z nią zerwał. Wtedy zaczęła się do mnie kleić. Zrozumiałem, że Stefan się z nią rozstał, bo leciała tylko na kasę. - Złapał się za głowę. Ja natomiast byłam cała w szoku. - Może to głupio zabrzmi, ale postanowiłem, że będę sprawdzał każdą nową dziewczynę któregoś z moich braci. - Nie wiem dlaczego, ale coś mi podpowiadało, że ściemnia. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Mam być dalej na niego obrażona, czy go zrozumieć i wybaczyć? Nie wiem. Mam mętlik w głowie. Do końca mu nie ufałam.
-Nie musisz już dalej kończyć. Po prostu zapomnijmy o wszystkim tak jakby się to nigdy nie wydarzyło. - Wzruszyłam ramionami. Powiedziałam mu tak, żeby uśpić trochę jego czujność. Coś mi mówiło, że on coś kombinuje. Coś znacznie poważniejszego. Musiałam trochę go zmylić, żeby być bardziej czujną i w razie czego odpowiednio zareagować.
-Mi pasuje. To co? Zgoda? - Podał mi rękę. Oczywiście nie mogłam odmówić.
-Zgoda. - Uśmiechnęłam się sztywno. Po chwili na jego twarzy widniał uśmiech tym razem wyglądający na szczery, albo po prostu mi się wydaje. W sumie nie znam go na tyle, żeby móc to stwierdzić. - Pójdę już. Do jutra, a właściwie do dzisiaj, bo jest już mega późno. - Zaśmiałam się cicho, żeby nikogo nie obudzić i ruszyłam w stronę pokoju Michaela.
Otworzyłam po cichu drzwi, żeby nie obudzić mojego chłopaka. Podeszłam do łóżka i delikatnie wsunęłam się pod kołdrę. Mocno przytuliłam się do Michiego, a po chwili usłyszałam jak wypowiedział moje imię przez sen. Uśmiech zagościł na mojej twarzy. Dałam mu buziaka w policzek i po chwili odpłynęłam do krainy Morfeusza.
Obudziłam się, gdy zegarek wskazywał dziewiątą czterdzieści trzy. Zdziwiłam się, bo jak na mnie to długo spałam. Zazwyczaj budziłam się w okolicach siódmej. Przekręciłam się na lewy bok, ale Michaela już nie było. Pewnie zdążył już wstać. Mam tylko nadzieję, że nie zrobił mi fotki jak spałam. Później by mnie pewnie "szantażował". Poprzeciągałam się jeszcze chwilę na łóżku i postanowiłam wstać. Od razu udałam się do łazienki, aby się ogarnąć. Ubrałam na siebie koszulkę w kratkę i dżinsowe szorty. Włosy zostawiłam jak zawsze rozpuszczone, bo w związanych dziwnie się czuję. Po kilkunastu minutach wyszłam z pokoju i zeszłam na dół. Od razu zauważyłam panią Hayboeck, która zawołała mnie na śniadanie. Michi siedział przy stole czytając jakąś gazetę. Od razu kiedy mnie zauważył, odłożył czasopismo na bok i podszedł do mnie. Cmoknął mnie w policzek, po czym odsunął mi krzesło.
-Dobrze, że już wstałaś, bo mam propozycję. - Ciekawe, co tym razem wymyślił. Ostatnio ciągle mnie czymś zaskakuje w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
-Jaką? - Zapytałam, nalewając kawę do filiżanki.
-Po śniadaniu pójdziemy na spacer. Oczywiście jeśli chcesz. Mówiłaś mi wielokrotnie, że lubisz poznawać nowe miejsca, a ja z chęcią cię oprowadzę po okolicy. - Spodobał mi się jego pomysł. Nawet bardzo. Kochałam poznawać nowe okolice. Kiedyś nawet chciałam zostać podróżnikiem, ale wszystko inaczej się potoczyło i jestem tu, gdzie teraz jestem. Może to i lepiej. Kto wie, może gdybym wybrała inną drogę to nigdy nie spotkałabym Michaela...
-Bardzo chętnie. Mam nadzieję, że jesteś dobrym przewodnikiem, bo lubię zadawać dużo pytań. - Uśmiechnęłam się cwaniacko, a przynajmniej tak to miało wyglądać.
-O to możesz być spokojna. A teraz jedz szybko i za chwilę widzimy się w salonie. - Kiwnęłam głową, po czym zaczęłam jeść śniadanie. Starałam się sprężyć, ale nie umiem szybciej. Zawsze w szkole lub na jakieś wycieczce kończyłam posiłek ostatnia. Tak jest nawet do dziś.
Po skończonym śniadaniu udałam się do pokoju, skąd zabrałam jeszcze moje okulary przeciwsłoneczne. Wyglądało na to, że na dworze jest gorąco, a nigdy nie lubiłam, gdy mnie słońce razi w oczy. W ostatniej chwili jeszcze wsunęłam telefon do kieszeni i ruszyłam w stronę drzwi. Nacisnęłam klamkę i zamyślona chciałam już wyjść z pokoju, kiedy...
-BUUU! - Zobaczyłam przed oczami ręce Michaela.
-AAAAA! - Pisknęłam ze strachu. Okulary zsunęły mi się z twarzy, na której malowała się wściekłość. Jak on w ogóle mógł. Spojrzałam na niego złowrogo, na co zaczął się śmiać. - Idiota. - Parsknęłam.
-Za to najprzystojniejszy idiota. - Poruszył brwiami. Przez moment miałam zamiar go udrutować, ale rozmyśliłam się. Stwierdziłam, że muszę obmyślić plan zemsty.
-Wygląd to nie wszystko. - Wystawiłam w jego stronę języka, na co się zaśmiał.
-Jakbyś jeszcze tego nie zauważyła to mojemu charakterowi nie mam nic do zarzucenia.
-Bla, bla, bla. - Zaczęłam naśladować dłońmi. - Idziemy w końcu? - Kiwnął tylko twierdząco głową i po chwili na mojej twarzy czułam gorące promienie słońca. Przechadzaliśmy się wzdłuż chodnika trzymając się za ręce. Michael z wielką dokładnością opowiadał mi o każdym zakamarku jaki mijaliśmy. Z jego opowieści wynika, że musiał mieć na prawdę bardzo ciekawe dzieciństwo.
-O, a widzisz tamtą huśtawkę na placu zabaw? - Pokazał palcem w stronę małej huśtawki, na której obecnie bujała się mała dziewczynka.
-Widzę. Co na niej odwaliłeś? - Zaśmiałam się.
-No to tak. - Zrobił chwilę przerwy na głęboki oddech. - Jak byłem w przedszkolu to poszedłem pobujać się na tej huśtawce i nie wiem dlaczego, ale zawsze ciągnęło mnie do skoków. Chciałem przez chwilę poczuć się jak skoczek i zeskakiwałem z rozpędzonej huśtawki i za którymś razem spadłem i sobie wszystkie zęby wybiłem. - Zaczęłam się głośno śmiać. Nie mogłam się opanować. Dopiero gdy spojrzałam na minę Michiego to trochę mi przeszło. Wyglądał jak obrażone dziecko, które pokłóciło się z kolegą o zabawkę. - To nie było śmieszne. - Zmroził mnie ponownie wzrokiem.
-Oj daj spokój. Przynajmniej masz teraz co wspominać. - Spojrzał na mnie, po czym jego spojrzenie zmieniło się jakby na coś oczekiwał. - Czemu mi się tak przyglądasz?
-Teraz ty powiedz, co takiego udało ci się śmiesznego zrobić w dzieciństwie. - Kiwnął głową na znak żebym mówiła.
-Lepiej nie. - Zaśmiałam się na samo wspomnienie.
-Ej, ja ci powiedziałem.
-Ale to serio głupie było. - Chyba mnie źle zrozumiał, bo spojrzał na mnie dziwnie. - No w sensie to co zrobiłam.
-Oj powiedz, przecież nikomu nie powiem. - Usiadłam na pobliskiej ławce i zaczęłam mówić.
-Dobra, ale masz nikomu nie mówić, bo Stefan mnie zabije. - Pogroziłam chłopakowi palcem, co chyba wziął sobie do serca.
-Znasz mnie i wiesz, że nikomu nie powiem.
-No więc, kiedyś Stefan przyjechał do mnie na wakacje. Postanowiłam pobawić się z nim w fryzjera. On chyba myślał, że porobię mu kilka kucyków i na tym się skończy. Ja natomiast byłam taka mądra, że mu włosy obcięłam. - Dobrze widziałam, że Michael skręca się ze śmiechu i wcale się mu nie dziwię. Stefan to w końcu jego najlepszy przyjaciel. - A później całe wakacje w czapce przesiedział. - Dołączyłam do śmiejącego się chłopaka. Po chwili usłyszałam dzwoniący telefon. Wyjęłam go z kieszeni i zobaczyłam na wyświetlaczu zdjęcie Stefana. Pokazałam Michaelowi, na co ten po raz kolejny wybuchł śmiechem. - O wilku mowa. - Zaśmiałam się do słuchawki.
-Czy ja jestem podobny do wilka?
-Zastanówmy się... Hmm... No nie wiem... Może?
-Dzięki. - Powiedział z sarkazmem. - Wiesz może gdzie jest otwieracz do piwa?
-Skąd mam to niby wiedzieć?
-Mieszkasz u mnie od jakiegoś czasu, więc pomyślałem, że może ci się rzucił w oczy.
-Nie, nie widziałam. Może otwórz zębami. - Zaśmiałam się, przypominając sobie, co mi Michael powiedział kilkanaście minut wcześniej.
-Ha ha ha, bardzo zabawne. Jeszcze taki głupi nie jestem.
-Jeszcze?
-Nie tak to miało zabrzmieć.
-Dobra, dobra. Pamiętaj, że w końcu jestem psychologiem i wiem co chciałeś przez to powiedzieć.
-Tak? A niby co?
-Sam już najlepiej wiesz. Dobra będę kończyć. Udanej imprezy. - Rozłączyłam się, po czym spojrzałam na Michiego.
-Nie mówiłaś, że jesteś psychologiem.
-Jakoś tak nie było okazji. Dopiero co studia skończyłam i nie miałam okazji jeszcze pracować w zawodzie, ale mam nadzieję, że niedługo to się zmieni. W tym miesiącu kończy mi się umowa wynajmu mieszkania i myślę nad przeprowadzką do Innsbrucka. Byłabym bliżej ciebie, Stefana. Później poszukałabym sobie jakiejś pracy.
-Nie mieszkałaś do tej pory z rodzicami?
-Przecież ci mówiłam, że jesteśmy skłóceni. - Wywróciłam oczami.
-No tak. - Spuścił lekko głowę. - A może zamieszkaj ze mną. - Spojrzał na mnie nieśmiało. Nie wiedział zapewne jak zareaguję.
-Nie wiem czy to dobry pomysł.
-Dlaczego? Mieszkalibyśmy razem. Bylibyśmy szczęśliwi jak do tej pory. Dlaczego nie chcesz? - Trochę posmutniał.
-Chciałabym z tobą zamieszkać, ale nie chcę naszej znajomości zbyt szybko rozwijać. Popatrz. Znamy się krótko, a już jesteśmy parą, poznałam twoich rodziców, jedziemy nawet na wspólne wakacje. Nie wiem czy to nie za szybkie tempo.
-Po co tracić czas, tym bardziej, że ci już na wstępie zapowiadam, że chcę mieć sporą gromadkę dzieci. - Poruszył znacząco brwiami. Oczy mi się szerzej otworzyły, co chyba pomimo okularów przeciwsłonecznych, które nadal były na moim nosie, Michael zauważył. - No co? Będziemy później oglądać drużynówkę, w której będzie czwórka naszych synów.
-Ohoho, jakie masz marzenia...
-Marzenia, które mogą się spełnić. - Pocałował mnie z czułością. - Co powiesz na kręgle?
-Teraz?
-Tak. Widzisz tamten budynek. - Wskazał na odległy od nas o jakieś sto metrów budynek. - Tam jest kręgielnia. No chyba, że wolisz bilard, bo też tam jest.
-Nie umiem grać w kręgle. Kiedyś byłam i za każdym razem kula mi wypadała z toru.
-Od tego masz mnie - Najlepszego i zarazem Najukochańszego Indywidualnego Nauczyciela, który pokaże ci takie triki, że ograsz każdego.
-No dobra, niech ci będzie. - Uśmiechnęłam się, po czym udaliśmy się do pobliskiej kręgielni.
Przybywam z kolejnym rozdziałem. Teraz będę miała trzy dni wolne od szkoły, więc może uda mi się szybciej coś napisać, ale nic nie obiecuję ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz